chłopca

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Ucałowałam go, ale nie zacałowałam na śmierć. Żyje, przebywa wśród ludzi, pasie
kozy na zboczu, skacze po skałach coraz to wyżej i wyżej, coraz dalej od innych, ale nie ode
mnie. On jest mój! Ja go schwycę!
I rozkazała Zawrotowi, by pomógł jej w tym dziele. W lecie jest Dziewicy Lodów zbyt
gorąco na łąkach wśród zapachu mięty, miał ją więc zastąpić Zawrót. Kręcił się i wił, dwoił i
troił; Zawrót Głowy ma mnóstwo sióstr, całe stado sióstr.
311
Dziewica Lodów wybrała najsilniejszy Zawrót Głowy z tych wszystkich, które wirują po
całym świecie. Przesiadują one na poręczach wysokich schodów, na galeriach wież, biegają jak
wiewiórki po krawędziach skał, skaczą z góry na dół, prują powietrze jak pływak wodę i wabią
swe ofiary, i wciągają je do przepaści. Zawrót Głowy i Dziewica Lodów chwytają wszystkich,
którzy się do nich zbliżą, jak złośliwy polip. Zawrót miał właśnie schwytać Rudiego.
– Złapać! – powiedział Zawrót – to niełatwe zadanie, ten szelma kot nauczył go swych
sztuczek. To dziecko posiada siłę, której nie mogę zwyciężyć, nie mogę zbliżyć się do chłopca,
gdy huśta się na gałęzi nad przepaścią, i połechtać go w pięty albo pchnąć, by wyleciał w
powietrze.
Nie, nie mogę tego zrobić.
– Ale razem możemy to uczynić! – powiedziała Dziewica Lodów. – Ty i ja, ja, ja!
– Nie, nie! – zabrzmiało w powietrzu jak gdyby górskie echo dzwonów kościelnych, ale to
był śpiew, to była mowa, to był chór stopiony z różnych głosów innych duchów przyrody,
łagodnych, godnych miłości i dobrych, to śpiewały córy słońca; co wieczór igrają one w
kształcie wieńca na szczycie gór, rozpościerając swe skrzydła w blasku różowych promieni,
które stają się coraz czerwieńsze, im słońce schodzi niżej. Ludzie mówią, że góry „się żarzą”.
Po zachodzie słońca córy słońca uciekają na wierzchołki gór i tam śpią w białym śniegu aż do
świtu, wówczas zjawiają się na nowo. Kochają kwiaty, motyle i ludzi, a spośród ludzi wybierają
sobie szczególnie małego Rudiego.
– Nie złapiecie go! Nie złapiecie go! – powtarzały.
– Chwytałam już większych i silniejszych! – odpowiadała Dziewica Lodów.
Wówczas córy słońca zaśpiewały pieśń o wędrowcu, któremu wicher porwał płaszcz i rzucił
do burzliwej rzeki: „Wicher porwał tylko odzież, ale człowieka nie zwyciężył; wy, dzieci siły,
możecie go porwać, ale zatrzymać go nie zdołacie. Jest silniejszy i ma mocniejszego ducha
nawet od nas, wspina się wyżej niż nasz rodzic – słońce. Zna zaklęcia, które czują woda i wiatr,
tak że muszą mu grać i służyć. Was dławi ciężka, przytłaczająca waga, a on sięga wyżej!”
Tak pięknie brzmi chór podobny do dzwonów.
A co rano promyki słoneczne zaglądały przez jedyne okienko w domu dziadka do cichego
chłopczyny, córy słońca całowały jego policzki, chcąc, by roztajały, ogrzały się, znikły lodowate
pocałunki, które niegdyś wycisnęła na jego twarzyczce królewska Dziewica Lodów, wtedy gdy
spoczywał w ramionach martwej matki w głębokiej szczelinie lodowej i jakby cudem został
312
przywrócony do życia.
2. Podróż do nowego domu
Rudi skończył osiem lat; jego stryj z doliny Rodanu, po drugiej stronie gór, postanowił go
wziąć do siebie; będzie mógł się tam więcej nauczyć i wykształcić. Dziadek również to rozumiał
i pozwolił wnuczkowi odjechać.
Rudi miał więc wyruszyć w drogę; zanim pożegnał się z dziadkiem, musiał powiedzieć „do
widzenia” przyjaciołom, a przede wszystkim staremu psu Ajoli.
– Ojciec twój był pocztowym woźnicą, a ja byłem psem pocztowym! – powiedział Ajola. –
Jeździliśmy w górę i w dół. Znam dobrze psy i ludzi po tamtej stronie gór. Nigdy nie miałem
zwyczaju wiele mówić, ale teraz, kiedy się mamy rozstać, mogę z tobą pogadać trochę; opowiem
ci historię, którą znam od dawna i o której ciągle myślałem; nigdy nie mogłem jej zrozumieć i ty
jej nie zrozumiesz, ale to wszystko jedno. To tylko z niej wywnioskowałem: że los nie bywa
sprawiedliwy ani dla ludzi, ani dla psów. Nie każdemu psu dane było siedzieć na kolanach i
popijać mleczko, mnie się to nigdy nie przytrafiło, ale widziałem w dyliżansie pieska
podróżującego ze swą panią; wzięli dla niego bilet jak dla człowieka, pani jego, jakaś
arystokratka czy udająca arystokratkę, zabrała ze sobą butelkę mleka, dawała mu pić z niej,
dostawał ciasteczka, ale nie raczył ich zjadać, obwąchiwał je tylko, a pani zjadała. Ja zaś biegłem
w kurzu obok pojazdu, byłem taki głodny, jak tylko pies może być; przeżuwałem swoje myśli,
nie było to w porządku, ale ileż to rzeczy jest nie w porządku na świecie.
Chociaż nie wiem jak chciałbyś siedzieć na kolanach i jechać w powozie, nie wywojujesz
sobie tego i nic nie pomożesz ani szczekaniem, ani wyciem!
Tak mówi Ajola, a Rudi uściskał go i ucałował prosto w wilgotny nos. Potem wziął na ręce
kota, ale ten zaczął się wyrywać.
– Zrobiłeś się dla mnie zbyt silny! – powiedział. – A nie chcę używać na ciebie pazurów.
Możesz, ile chcesz, chodzić po górach, nauczyłem cię tego. A pamiętaj idąc, że nie spadniesz,
jeśli się nie będziesz bał.
To mówiąc kot uciekł. Nie chciał, by Rudi widział, że smutek wyzierał mu z oczu.
313
Po izbie biegały kury. Jedna z nich nie miała ogona, bo jakiś turysta, który się chciał zabawić
w myśliwego, wziął ją za drapieżnego ptaka i ustrzelił jej ogon.
– Rudi pójdzie za góry! – powiedziała kura.
– Ciągle się śpieszy! – odparła druga. – A ja nie lubię się żegnać! – I obie podreptały dalej.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.