na myśl coś zabawnego i zaczęła pleść głupstwa, szczęśliwa, że w blasku kominkowego żaru widzi siebie tak tłustą i różową...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

─ No co? Wyglądam jak gęś... Ach tak, gęś na rożnie... Obra-
cam się, obracam. Naprawdę, piekę się we własnym sosie.
Zaczęła się znowu serdecznie śmiać, gdy nagle usłyszała jakieś głosy i trzaskanie drzwiami.
Muffat, zdumiony, zapytał ją spojrzeniem, co to znaczy. Nana, zaniepokojona, spoważniała.
To pewno kot Zoè, przeklęty zwierzak, który wszystko tłucze. Ale było już pół godziny po
północy. Co jej strzeliło do głowy, żeby trudzić się dla szczęścia tego rogacza? I to teraz, kie-
dy przyszedł inny. Trzeba go prędko odprawić.
─ Co mówiłaś? ─ spytał hrabia czule, zachwycony, że Nana jest taka miła.
Lecz ona pragnąc go odprawić wpadła od razu w inny humor. Stała się brutalna i już nie
przebierała w słowach.
─ Ach tak, handlarz owoców i jego żona... Otóż, mój drogi, nigdy się z sobą nawet nie ze-
tknęli!... Rozumiesz, ona była na to bardzo łasa, ale on, gapa, nie wiedział... Tak więc sądząc,
że ma żonę z drzewa, chodził gdzie indziej i łajdaczył się z dziewkami, a tymczasem ona też
sobie nieźle pozwalała z chłopakami zdatniejszymi niż mąż fujara... Jeżeli w małżeńswie brak
zrozumienia, zawsze się tak kończy. Ja to dobrze wiem!
Muffat zbladł. Nareszcie zrozumiał aluzję i chciał jej zamknąć usta. Ale ona już się zagalo-
powała.
─ Nie, daj mi spokój!... Gdybyście nie byli durniami, bylibyście dla swych żon równie mili
jak dla nas. A gdyby wasze żony nie były gęsiami, umiałyby dla zatrzymania was przy sobie
zadać sobie tyle trudu, ile my sobie zadajemy, żeby was zdobyć... Wszystko to są sposoby...
Tak, mój mały, zapamiętaj sobie.
─ Już ty nie mów o uczciwych kobietach ─ rzekł oschle. ─ Nie znasz ich przecież. Raptem
Nana podniosła się na kolana.
─ Ja ich nie znam!... Ależ te twoje uczciwe kobiety nie są takie niewinne! Nie, wcale nie są
niewiniątkami! Mogę ci wśród nich znaleźć taką, która śmie się pokazywać tak jak ja teraz...
Naprawdę, śmieszysz mnie z tymi swoimi uczciwymi kobietami! Nie doprowadzaj mnie do
ostateczności i nie zmuszaj, żebym ci mówiła rzeczy, których bym później żałowała.
W odpowiedzi hrabia stłumił przekleństwo. Z kolei Nana zbladła. Przez parę sekund mil-
cząco na niego patrzała, a potem rzekła dobitnie:
─ Co byś zrobił, gdyby cię żona zdradzała?
Pogroził jej gestem.
─ No, a gdybym ja cię zdradzała?
─ Och! Ty ─ szepnął wzruszając ramionami.
102
Doprawdy, Nana nie była złą dziewczyną. Od pierwszych słów opierała się chęci rzucenia
mu w twarz prawdy, że jest rogaczem. Byłaby wolała spokojnie wysłuchać jego zwierzeń.
Ale już za bardzo ją drażnił, więc musiała z tym skończyć.
─ Mój chłopcze ─ rzekła ─ nie wiem, po co tu u mnie sterczysz... Zanudzasz mnie od
dwóch godzin... Idźże poszukać swej żony, która się łajdaczy z Faucherym. Tak, powiem ci
dokładnie: ulica Taitbout, na rogu ulicy Provence... Jak widzisz, daję ci nawet adres.
A gdy Muffat wstawał, chwiejąc się jak uderzony obuchem, powiedziała z triumfem:
─ Tego jeszcze potrzeba, żeby uczciwe kobiety trudniły się tymi rzeczami i zabierały nam
kochanków!... Rzeczywiście, uczciwe kobiety pięknie się zachowują!
Ale nie zdążyła więcej powiedzieć, bo hrabia z impetem, wściekły, rzucił ją jak długą o
ziemię. I podnosząc nogę chciał jej zmiażdżyć głowę, żeby ją zmusić do milczenia. Przez
chwilę zdjął ją straszny lęk. Muffat, oślepiony i jakby oszalały, zaczął biegać po pokoju. Jego
milczenie, walka, którą w sobie toczył, wzruszyły Nanę do łez. Zrobiło jej się go nieludzko
żal. Skręcając się w kłębek przed ogniem, żeby przypiec prawy bok, zaczęła go pocieszać.
─ Przysięgam ci, kochanie, sądziłam, że o tym wiedziałeś. Inaczej oczywiście nie byłabym
ci mówiła... A może to nieprawda. Nie mogę twierdzić na pewno. Tak mi tylko powiedziano i
ludzie o tym gadajÄ…. Lecz czego to dowodzi?... NaprawdÄ™, niepotrzebnie siÄ™ przejmujesz.
Gdybym była mężczyzną, kpiłabym sobie z kobiet! Widzisz, kobiety z wszystkich sfer są
tyleż samo warte, bo tak samo płoche.
Z zaparciem się siebie oskarżała kobiety, chcąc złagodzić okrutny cios, jaki mu zadała. Lecz
on jej nie słuchał i nie słyszał. Nie przestając dreptać, włożył trzewiki i surdut. Jeszcze przez
chwilę biegał po pokoju, a potem w nagłym zrywie uciekł, jakby nareszcie znalazł drzwi. Na-
na czuła się bardzo dotknięta.
─ A idźże sobie! Szczęśliwej drogi! ─ mówiła głośno, choć została sama. ─ Ależ on
uprzejmy, gdy się do niego mówi!... A ja się jeszcze wysilałam! Pierwsza ochłonęłam i myślę,
że dostatecznie go przepraszałam!... A zresztą, po co mnie drażnił!
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.