nowisko dyżurnego i skręcili do poczekalni...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Jeden z nich zatrzymał się w progu, pilnując korytarza. Luiza podniosła wzrok znad książki, którą zawsze nosiła w torbie i wyjęła właśnie dla zabicia czasu — i zamarła.
— Pani Luiza Hamilton?
Mężczyzna, który się do niej zwracał, był wysoki i kościsty, miał na sobie
jasny trencz, kapelusz z miękkim rondem i ciemne okulary. Luiza wstała szyb-
ko z krzesła, spoglądając kątem oka w stronę pokoju zgłoszeń. Pokój był pusty.
Uznała to za mocno podejrzane, podobnie jak wygląd obu mężczyzn. Ten przy
drzwiach od ulicy był niższy i potężniej zbudowany od swego kompana, żył gumę
i nieustannie lustrował wzrokiem pusty korytarz.
— Czy mogę zobaczyć pańską legitymację? — spytała, przesuwając się nie-
znacznie w bok. Kościsty nie zagradzał jej drogi, toteż krok po kroku zaczęła
powolutku wycofywać się ku drzwiom.
— Tutaj nie muszę się przed panią legitymować! Chwileczkę! A dokąd to?!
Andre!
Luiza wymknęła się na korytarz.
Andre był następną przeszkodą, którą należało wyminąć. Zaczął się cofać do
34
drzwi wyjściowych i nie wyglądało na to, żeby udało jej się wydostać z komendy, nim ją dogoni. Kiedy był już o krok, odwróciła się i z pełną premedytacją przeora-
ła mu łydkę stalową skuwką obcasa swojej szpilki. Andre zatkał sobie usta ręką, żeby nie wrzasnąć z bólu.
Luiza rzuciła się biegiem, odepchnęła zewnętrzne drzwi i wypadła na dwór.
Owionęło ją ciepłe powietrze. Zapadał wieczór, ulica była zupełnie wyludniona, ale Mercedes nadal stał przy krawężniku. Podbiegła do niego z kluczykiem w ręce i w tej samej chwili usłyszała za plecami mrożący krew w żyłach krzyk Andre: —
Nie dała się aresztować, będę strzelać!
Wepchnęła kluczyk do zamka, jednym szarpnięciem otworzyła drzwiczki i da-
ła nura za kierownicę, zatrzaskując drzwiczki za sobą. Dopiero wtedy obejrzała się na budynek komendy, wkładając jednocześnie kluczyk do stacyjki i włączając silnik.
Niski, krępy Andre wybiegł kulejąc z bólu na chodnik przed komendą i próbo-
wał wycelować do niej z rewolweru o pękatej lufie. Kościsty dopadł go w ostatniej chwili i zaczął się z nim szamotać, podbijając mu broń w powietrze.
— Żadnej strzelaniny, Andre! Pietr ją zatrzyma.
Pietr? Musiało mu chodzić o tamtego faceta, który wlepił jej mandat przed
Banque du Nord, bo w lusterku zobaczyła teraz kilka metrów za sobą jego grana-
towego Renaulta. Kremowy Fiat stał zaparkowany zderzak w zderzak przed Mer-
cedesem, blokując jej wyjazd. Ale Pietr zostawił małą lukę — dla zachowania
pozorów? — i zapalał właśnie silnik swojego samochodu, żeby podjechać bliżej
i zamknąć ją w potrzasku.
Wrzuciła wsteczny bieg. Pietr za jej plecami ujrzał, że Mercedes zamierza go
staranować i wpadł w popłoch. Gwałtownie cofnął samochód usuwając się Lu-
izie z drogi i rąbnął w zaparkowaną z tyłu ciężarówkę. Tymczasem Andre i jego
kompan byli już w połowie chodnika. Luiza przerzuciła bieg, skręciła kierowni-
cę i z piskiem opon wyprysnęła na jezdnię. Należało się urwać, nim zdążą się
pozbierać i ruszyć w pościg. Miała szczęście; dopadła pierwszego skrzyżowania
i skręciła w lewo, w zatłoczoną ulicę, tuż przed zmianą świateł na czerwone. Teraz ani Fiat, ani Renault nie były w stanie jej dogonić ani odnaleźć. Ale czy mieszkanie Julesa będzie bezpieczne?

* * *
— Niestety, nie może pan wejść, sir.
Beaurain mocniej zacisnął w ręce neseser otrzymany od de Graera. Uśmie-
chem pokrył konsternację, w jaką wprawiła go odpowiedź policjanta. Do tej pory 35
nie bardzo wierzył w to, co usłyszał od barona. Może się zdarzyć, że nie zostanie pan wpuszczony na to zebranie. Przyszło mu na myśl, żeby po prostu odsunąć żandarma na bok, ale ten odpinał już kaburę, w której zalśniła kolba pistoletu. Beaurain znał tego człowieka od piętnastu lat; wiedział, że to sumienny pracownik, ale tępak bez wyobraźni i własnej inicjatywy.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.