two rezygnowaæ z klienta...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

W ka¿dym razie pod¹¿y³a w œlad za nim,
tyle ¿e po drugiej stronie straganu z owocami, wysuwaj¹c zachê-
caj¹co bladoczerwony przypominaj¹cy klepsydrê owoc i ca³y czas
gadaj¹c po moryjsku.
– Nie dziœ! – powtórzy³ stanowczo, rozgl¹daj¹c siê, czy gdzieœ
nie dojrzy któregoœ z podkomendnych, ale jak na z³oœæ ¿adnego
nie by³o.
Zauwa¿y³ za to woln¹ przestrzeñ za plecami, wiêc czym prê-
dzej zrejterowa³, rzucaj¹c w stronê straganu:
– Mo¿e jutro…
– Jak na wielkiego, z³ego pilota X-winga nie bardzo umiesz
odmawiaæ – rozleg³ siê z ty³u g³os Jansona.
– Nie kupi³em go, prawda? Gdzieœ by³? Podobno znasz tutej-
szy jêzyk? Obaj z Tychem jesteœcie dobrzy: jak was cz³owiek po-
trzebuje, to Âœladu smrodu po was nie ma.
– Ale zd¹¿y³em na twój wystêp – Janson uœmiechn¹³ siê rado-
œnie. – Zw³aszcza podoba³o mi siê, jak roz³o¿y³eœ r¹czki.
Wedge zmru¿y³ oczy i przyjrza³ mu siê podejrzliwie.
82
– A bo co? – spyta³.
– A bo to, ¿e taki gest oznacza, ¿e mo¿e byœ i kupi³, ale za
ni¿sz¹ cenê – wyjaœni³ zadowolony z siebie Janson. – Mo¿na go
odczytaæ jako zaproszenie do targów.
– Aha. Serdeczne dziêki, ¿e mi o tym powiedzia³eœ, zanim
wyszliœmy na targ – parskn¹³ Wedge. – Teraz rozumiem, dlaczego
nie chcia³a mi daæ spokoju.
– To du¿a galaktyka – zauwa¿y³ Janson filozoficznie. – Cz³o-
wiek uczy siê ca³e ¿ycie… ChodŸ, spotka³em twojego starego zna-
jomego.
– Tylko ¿eby nie próbowa³ mi czegoœ sprzedaæ – zastrzeg³ We-
dge. – S¹ jakieœ wieœci z bazy?
– ¯artujesz?! – Janson ruszy³ przodem. – Spotkanie trwa za-
ledwie pó³ godziny. Przy takiej osobistoœci jak Bel Iblis pewnie
dopiero koñcz¹ prawiæ sobie komplementy. O jest! Hej!… Gene-
rale!Id¹cy o parê osób przed nimi mê¿czyzna w czarnej pelerynie
odwróci³ siê.
– Proszê, proszê! – ucieszy³ siê Wedge, przeciskaj¹c siê do
niego i wyci¹gaj¹c d³oñ na powitanie. – Genera³ Calrissian!
– Po prostu Calrissian – poprawi³ Lando. Prze³o¿y³ wk’ou pod
lew¹ pachê i uœcisn¹³ prawicê Antillesa. – Karierê wojskow¹ mam
ju¿ za sob¹. Mi³o ciê zobaczyæ, Wedge.
– Ciebie te¿. Co robisz w tej okolicy?
– Mam nadziejê dopchaæ siê do Bel Iblisa – Lando wskaza³
g³ow¹ piramidy bazy myœliwskiej góruj¹ce nam miastem. – Musi-
my coœ zrobiæ z piratami, bo cz³owiek nie mo¿e spokojnie przele-
cieæ ko³o Varn.
– Dobrali siê do twoich transportów rudy? – domyœli³ siê We-
dge.– To te¿, ale przede wszystkim p³osz¹ mi potencjalnych klien-
tów. Nie wiem, czy s³yszeliœcie, ¿e rozbudowa³em „Deep Pockets”
o kasyno i pok³ad obserwacyjny.
– Atrakcja turystyczna pe³n¹ gêb¹ – skomentowa³ Janson bez
cienia szacunku.
– A ¿ebyœ wiedzia³. Zdziwi³byœ siê, ilu jest chêtnych do ogl¹-
dania podwodnych kopalñ – odpali³ Lando. – Na dobr¹ sprawê zy-
ski z kasyna prawdopodobnie pokry³yby koszt ca³ej operacji, gdy-
by mog³o normalnie dzia³aæ. A jak mo¿e dzia³aæ, skoro wszyscy
boj¹ siê tam lecieæ?
83
– Piraci pojawili siê w³aœciwie wszêdzie – przyzna³ Wedge. –
Nawet tam, gdzie ich nigdy nie by³o. Rozmawia³eœ z Coruscant?
– Do zachrypniêcia – warkn¹³ Lando. – I chyba tylko tyle zy-
ska³em. Ta banda gryzipiórków jest równie beznadziejna, jak za
czasów Imperium.
– Czêœæ z nich to ci sami – prychn¹³ Janson.
– Nowa organizacja powinna ci pomóc – oœwiadczy³ Wedge,
próbuj¹c zmieniæ temat, gdy¿ biurokracja i inne problemy admini-
stracyjne zaczê³y ostatnio wybitnie dzia³aæ na nerwy wszystkim
pilotom Eskadry Rogue. – Jeœli rz¹dy sektorów i systemów uzy-
skaj¹ wiêksz¹ w³adzê, sytuacja powinna siê poprawiaæ. Imperium
udowodni³o, ¿e silna, scentralizowana w³adza na takim obszarze
nie sprawdza siê… Swoj¹ drog¹, zabawne: pamiêtam czasy, kiedy
przebywanie na planecie le¿¹cej tak blisko terytorium imperialne-
go oznacza³o spanie w kabinie. A my sobie spacerujemy jak tury-
Âœci po Svivren czy Ord Mantell.
– Nadmierna pewnoœæ siebie zgubi³a ju¿ niejednego – ostrzeg³
Janson, powa¿niej¹c. – A Imperium nadal istnieje i gdyby chcia³o,
mog³oby nam solidnie namieszaæ.
– I nie pierwszy raz sprawia wra¿enie, ¿e jest gotowe rzuciæ
karty – doda³ Lando. – Pamiêtasz, jak wygl¹da³a sytuacja, zanim
pojawi³ siê wielki admira³ Thrawn?
– Wedge! – rozleg³o siê gdzieœ w t³umie. – Hej, Wedge!
Zawo³any rozejrza³ siê, dostrzeg³ potargan¹ czuprynê br¹zo-
wych w³osów i zamacha³ gwa³townie.
– Tutaj! – rykn¹³.
– Kto to taki? – spyta³ Lando, próbuj¹c coœ zobaczyæ ponad
t³umem.
– Tycho Celchu, jeden z moich starych pilotów – przedstawi³
go Wedge. – Prawdê mówi¹c, nie wiem, czy siê spotkaliœcie.
Tycho przepchn¹³ siê przez t³um.
– Czeœæ. Wedge, musisz pos³uchaæ tego goœcia – oœwiadczy³
powa¿nie i bez wstêpów. – ChodŸcie, to niedaleko.
I nie czekaj¹c zawróci³.
Przeprowadzi³ ich przez targowisko do niewielkiej budki, w któ-
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.