Tyrion poczuł smakowity zapach gulaszu...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Poszedł ciężkim krokiem w kierunku swojego służącego o imieniu Morrec, który mieszał w garnku. Morrec podał mu bez słowa chochlę. - Dodaj pieprzu - powiedział.
Benjen Stark wynurzył się ze schronu, który dzielił ze swoim bratankiem. - Jesteś już, Jon. A niech cię, nie odchodź nigdy sam. Myślałem, że wpadłeś w ręce Innych.
- To były grumkiny - odpowiedział Tyrion wesoło. Jon Snow uśmiechnął się. Stark rzucił Yorenowi niespokojne spojrzenie. Starzec chrząknął, wzruszył ramionami i wrócił do swojej pracy.
Mięso wiewiórki zagęściło gulasz, który zjedli przy ognisku z czarnym chlebem i twardym serem. Tyrion dzielił się z innymi swoim bukłakiem, tak że nawet Yoren złagodniał. Jeden po drugim odchodzili do swoich schronów na spoczynek. Został tylko Jon Snow, który miał objąć pierwszą wartę.
Tyrion udał się na spoczynek, jak zawsze, ostatni. Zanim zniknął w schronie, który postawili dla niego jego ludzie, odwrócił się i spojrzał na Jona Snowa. Chłopiec stał blisko ogniska z kamienną twarzą, wpatrzony w płomienie.
Tyrion Lannister uśmiechnął się smutno i poszedł spać.
Catelyn 
Minęło osiem dni od wyjazdu Neda i dziewczynek, kiedy Maester Luwin przyszedł do niej, do pokoju Brana, z lampą do czytania i księgami rachunkowymi. - Moja pani, najwyższy czas, żebyśmy przejrzeli księgi - powiedział. - Chcesz pewnie wiedzieć, ile kosztowała nas wizyta Króla.
Catelyn spojrzała na Brana i odgarnęła kosmyk włosów z jego czoła. Zauważyła, że bardzo urosły. Będzie musiała mu je obciąć. - Nie muszę przeglądać żadnych ksiąg - odpowiedziała, nie spuszczając wzroku z Brana. - Wiem, ile kosztowała nas jego wizyta. Zabierz księgi.
- Moja pani, królewska świta miała ogromny apetyt. Musimy odnowić zapasy…
- Powiedziałam, żebyś zabrał księgi - przerwała. - Zarządca zajmie się wszystkim.
- Nie mamy zarządcy - przypomniał jej maester Luwin. Będzie mnie podchodził jak mały szczur, pomyślała. - Poole pojechał na południe, gdzie zajmie się domem lorda Eddarda w Królewskiej Przystani.
Catelyn pokiwała głową mechanicznie. - Tak, pamiętam. - Bran wygląda tak blado. Zastanawiała się, czy nie mogliby przysunąć jego łóżka do okna, żeby poleżał trochę w porannym słońcu.
Maester Luwin postawił lampę w niszy przy drzwiach i poprawił jej knot. - Moja pani, jest kilka spraw, którymi powinnaś się zająć. Oprócz zarządcy trzeba też wyznaczyć nowego dowódcę straży, a także nowego koniuszego…
Jej wzrok powędrował przez pokój i spoczął na nim. - Koniuszego? - spytała głosem, który przypominał trzaśniecie biczem.
- Tak, moja pani - wymamrotał maester. Hullen pojechał na południe z lordem Eddardem. A zatem…
- Luwinie, mój syn leży tutaj złożony niemocą, umierający, a ty chcesz dyskutować ze mną o nowym koniuszym? Nic mnie nie obchodzą stajnie. Ani trochę. Jestem gotowa zaszlachtować wszystkie konie w Winterfell, gdyby to tylko wróciło zdrowie Branowi. Rozumiesz mnie?
Skłonił głowę. - Tak, moja pani. Mimo to…
- Ja zajmę się nowymi ludźmi - odezwał się Robb.
Catelyn nie słyszała, kiedy wszedł do pokoju. Stał na progu i patrzył na nią. Nagle zdała sobie sprawę, że chwilę wcześniej podniosła głos, i oblała się rumieńcem wstydu. Co się z nią dzieje? Jest taka zmęczona i wciąż boli ją głowa.
Maester Luwin spoglądał to na Catelyn, to na jej syna. - Przygotowałem listę osób, które można by rozważyć przy obsadzaniu wolnych urzędów - powiedział. Wyciągnął z rękawa papier i podał go Robbowi.
Jej syn przeczytał nazwiska. Wychodził z zamku, pomyślała Catelyn. Policzki miał zaróżowione od zimna, a włosy zmierzwione wiatrem. - Dobry wybór - powiedział. - Jutro o nich pomówimy. - Oddał papier maesterowi.
- Dobrze, panie. - Rulon zniknął w jego rękawie.
- Zostaw nas teraz - powiedział Robb. Maester Luwin skłonił się i odszedł. Robb zamknął za nim drzwi i odwrócił się do niej. Zobaczyła, że nosi miecz. - Mamo, co ty robisz? - Catelyn zawsze sądziła, że Robb jest podobny do niej; miał kasztanowe włosy i niebieskie oczy, tak samo jak Bran, Rickon i Sansa. Teraz jednak dostrzegła, że jego twarz przypomina bardzo oblicze Eddarda Starka, jest równie surowa i ponura jak sama północ. - Co ja robię? - powtórzyła za nim niczym echo. - Jak możesz pytać? A jak sądzisz? Opiekuję się twoim bratem. Branem.
- Tak to nazywasz? Nie opuściłaś jego pokoju od dnia wypadku Brana. Nie wyszłaś nawet do bramy, żeby pożegnać ojca i dziewczynki.
- Tutaj się z nimi pożegnałam i patrzyłam z okna, jak wyjeżdżali. - Błagała Neda, żeby został, żeby nie wyjeżdżał po tym, co się stało. Próbowała go przekonać, że wszystko się zmieniło. Czy on tego nie widział? Bezskutecznie. Odpowiedział jej, że nie ma wyboru, i odjechał. - Nie mogę go zostawić nawet na moment, każda chwila może być jego ostatnią. Muszę być z nim, nigdy nie wiadomo… - Położyła rękę na bezwładnej dłoni syna. Była taka krucha, pozbawiona siły, lecz mimo wszystko czuła życie pod jego skórą. - Mamo, on nie umrze - powiedział Robb łagodniejszym głosem. - Maester Luwin twierdzi, że największe niebezpieczeństwo minęło.
- A jeśli on się myli? Jeśli Bran będzie mnie potrzebował, a mnie przy nim nie będzie?
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.