wegetacja, zdychali sukcesywnie...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Owszem, pierwszego solidnego kopa strzelił im Fi-
lip, kiedy ten cały Ateas wygłupił się z wzywaniem go na pomoc, zaraz, kiedy to było,
taka okrągła liczba... Aha, 339. Ale to był już stary piernik, ostatecznie można mu wy-
baczyć, może miał sklerozę. Filip im dokopał, ale moim zdaniem tak naprawdę podciął
ich Aleksander. Potem już Sauromaci mieli łatwą robotę...
— Wstrząsające... — szepnął chudy, wytrzeszczając oczy na zirytowaną nieco Tere-
skę.
— Skąd pani wie takie rzeczy? — spytał łysy ze zdumieniem.
— Jak to skąd, ze szkoły...
— Od nieskończonych lat mamy potworną nauczycielkę — wyjaśniła znów Okręt-
ka, wzdychając przy tym ciężko. — I ona jest pierwszą ofiarą, obie zaparły się na siebie
nawzajem. Ja też nie wiem, jakim cudem ona to wszystko pamięta, myślę, że musiała po
prostu przesiąknąć.
— Znakomicie! — wykrzyknął radośnie docent Wiśniewski i odzyskał utraconą na
chwilę zdolność ruchu. — A zatem łatwo pójdzie...!
Łysy energicznie popukał go fajką w ramię i wskazał napis. Docent Wiśniewski zni-
żył głos, wyładowując wigor we wzmożonych podskokach.
— Wiecie zatem, że Scytowie byli i u nas...
— Ha...! — wrzasnęła nagle Tereska, zrywając się z pieńka. — To jest ten ich jeleń! Ta
płaskorzeźba, wiedziałam, że nie nasze, wiedziałam, że ja to znam...!
— Cicho...!!! — ryknął Zygmunt i Tereska gwałtownie usiadła.
— Jeleń w dziesięciu tysiącach odmian — dokończyła szeptem. — Boże drogi, co za
ślepa trąba, nie mogłam sobie przypomnieć! Ciągle wszędzie pokazują tego jelenia! Byli
u nas w piątym wieku, ale polecieli pod Zieloną Górę, nikt nigdy nie słyszał o Scytach
pod Lublinem!
— Teraz właśnie usłyszy! — podchwycił triumfalnie docent Wiśniewski. — To są
wiadomości z ostatniej chwili, historia absolutnie romantyczna, w którą nikt nie wie-
rzył. Tylko ja. I wygrałem sześć butelek koniaku! Dużych!
47
— Upije się pan... — wyrwało się Okrętce z troską.
— Nie wypije wszystkiego sam — zapewnił stanowczo łysy.
— Nie — przyświadczył docent smętnie. — Są tu szakale, które wezmą udział
w uczcie. Zaraz wam wszystko opowiem. Otóż mam w Turcji przyjaciela, kolegę po fa-
chu, który w zeszłym roku znalazł jeszcze trochę tabliczek z greckim tekstem. Oni tam
ciągle coś znajdują. Okazało się, że między innymi jest to korespondencja jakiejś damy,
która pisała listy do drugiej damy, zapewne przyjaciółki, przebywającej wówczas w Ma-
łej Azji. Datowanie było łatwe, ponieważ są tam wzmianki o osobistej znajomości z Pin-
darem. Całości nie udało się odczytać, tabliczki były mocno zniszczone, ale fragmenty
zawierały informacje właśnie o Scytach...
— Innymi słowy, dwie baby plotkowały, a my wyciągamy z tego naukowe wnioski
— wtrącił melancholijnie łysy.
— A wyciągamy, wyciągamy! Szkoda, że nie plotkowały obszerniej! Otóż, ogólnie
biorąc, streścić to można tak: dama skarżyła się na Pindara, który ją zrobił w konia, za-
chwalając bardzo jakiegoś księcia scytyjskiego, rzekomo zaprzyjaźnionego z Herodo-
tem...
— Herodot u nich bywał — wtrąciła Tereska. — Wrócił żywy, może rzeczywiście na-
wiązał znajomości...
— Znajomości może, ale w czułą przyjaźń wątpię. Wątpię też, żeby zajmował się
stręczycielstwem, to jest tego, najmocniej przepraszam, chciałem powiedzieć swata-
mi. W każdym razie nic o tym nie wiadomo. Natomiast Pindar, człowiek pióra, poeta
liryczny, mógł sobie zrobić jakiś dowcip i jeśli dama nie wyssała wszystkiego z palca,
istotnie uczynił ją przedmiotem żartu. Dama twierdzi, że Pindar jej tego księcia nieja-
ko obiecał, Herodot miał go namówić na podróż do któregoś miasta na północy morza
Egejskiego, chyba do Abdery, ale nie jesteśmy pewni, bo tekst jest tu zniszczony, a dama
uporczywie określa miasto mianem „tego odrażającego miejsca”. Musiało jej się tam nie
podobać. Ale nie to ważne, dama czekała na księcia całe lata, raz po raz przyjeżdżając
do „tego odrażającego miejsca”, książę nie przybywał, po czym okazało się wreszcie, że
Pindar zrobił z niej balona. Scytyjski książę, postać dla ateńskiej damy niebywale egzo-
tyczna, frapujący barbarzyńca, który kapał złotem, ale za to nie używał wody do mycia,
zamiast przybyć i paść w jej stęsknione ramiona, udał się na wyprawę w strony jeszcze
bardziej barbarzyńskie, na tę jakąś straszną północ, gdzie człowiek w ogóle nie może
żyć. Nic zatem dziwnego, że nie wrócił i przepadł bez wieści, oburzające natomiast, że
Pindar do tej pory ją łudził. Do tej pory, to znaczy do chwili pisania listu. Co gorsza,
Herodot doniósł, jakoby ten właśnie książę scytyjski wcale nie dotarł z całą wyprawą
do celu, tylko zaplątał się po drodze w jakieś tajemnicze wydarzenia, odłączył od reszty
wyprawy i przepadł. Dama przypuszcza, iż wdał się w romans z jakąś prymitywną isto-
tą wśród barbarzyńskiej dziczy, nic innego bowiem jej zdaniem, nie tłumaczy takiego
48
postępowania. Najlepiej ze wszystkiego zachowały się jej supozycje co do wyglądu owej istoty, miała być, mianowicie, cała porośnięta gęstym, płowym futrem...
— W dziedzinie mentalności kobiet od początku świata nic się nie zmieniło — za-
uważył znienacka chudy bardzo ponurym tonem.
Tereska i Okrętka popatrzyły na niego z niesmakiem, ale nie zdążyły nic powiedzieć,
ponieważ docent Wiśniewski znów zabrał głos.
— Oczywiście ta treść, którą państwu przekazuję, jest zbiorem fragmentów kilku li-
stów, licznych dedukcji, przypuszczeń i ogólnych wiadomości na ten temat. Mój przyja-
ciel, wiedząc, iż Scytowie stanowią moją specjalność...
— Zakorzenioną manię, fioła i obsesję, przechodzące w stan patologiczny — skory-
gował uprzejmie łysy.
— W porządku, mój stan patologiczny, mój przyjaciel, mówię, poinformował mnie
o znalezisku ze szczegółami. Postarałem się dopasować do siebie różne szczątki wiedzy
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.