Zerwała się burza protestów...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

I ona, i Will właśnie tego się spodziewali. Azyl, jako ojczyzna uciekinierów, nie miał za sobą żadnych wojennych tradycji. Oboje słuchali uważnie, nie tyle dla przytaczanych argumentów, co dla wyłapania ewentualnych sprzymierzeńców. Kto dałby się przekonać, a kogo nie przekonają nigdy, kto był gotów na kolejny ruch po gałęziach drzewa decyzji. Wszystkie posunięcia będą legalne i jawne - na pierwszym miejscu zawsze jest społeczność. Ale każda społeczność przechodzi zmiany. Ośmiu członków Rady nie należących do rodziny sprawowało swój urząd tylko przez dwa lata. A przecież nawet i skład rodziny może ulec zmianie. Lars Johnson był drugim mężem Najli. Przecież równie dobrze może mieć trzeciego, a Ricky nową żonę. A za szesnaście lat przy stole zasiądzie kolejne pokolenie uprawnionych do głosowania, bo genomodyfikowany Bezsenny już w wieku szesnastu lat zdolny jest dokonywać rozumnego wyboru. A przecież Miranda będzie w stanie dokonywać wyboru super-rozumnie.
Jennifer i Will potrafią czekać. Nikogo nie będą przymuszać. Właśnie w taki sposób funkcjonuje społeczność. Nie tamta, żebracza, ale ich społeczność, azylowa. Powolne dochodzenie do jednomyślności wszystkich jej członków, tych produktywnych, którzy mają prawo do posiadania własnych poglądów właśnie dlatego, że są produktywni. Jennifer potrafi czekać, aż jej społeczność zacznie działać.
Ale laboratoria naukowe Sharifi do społeczności nie należały. Należały wyłącznie do niej, zbudowane i finansowane z jej własnych pieniędzy, nie z funduszy korporacji Azylu. A to, co należy do niej, może zacząć pracę już teraz. I kiedy społeczność dojdzie do wniosku, że potrzebuje broni, biologiczna broń będzie już czekała gotowa.
- Sądzę - odezwała się Najla - że powinniśmy rozpatrywać tę sprawę w kontekście przyszłej generacji. Jakie stosunki utrzymywać będziemy z władzami federalnymi za następnych dwadzieścia lat? Jeśli wprowadzimy wszystkie zmienne do równań socjodynamicznych Geary-Tollersa...
Jej kochana córka. Błyskotliwa, produktywna, oddana. Jennifer posłała jej przez stół pełen miłości uśmiech. Będzie chronić swoją córkę.
A zatem zacznie badania nad genomodyfikowaną bronią biologiczną.
 
* * *
Dana w domu Leishy trapiły dwa problemy: Erik Bevington-Watrous i jedzenie.
Kiedy już to sobie zdołał poukładać, nikt nie podejrzewał nawet, że tu mogą być jakieś problemy. Z drugiej zaś strony żywili głębokie przekonanie, że ma cały szereg problemów w kwestiach, którymi zupełnie się nie przejmował. Myśleli, że przejmował się z powodu ich odmiennego sposobu bycia, niesamowitej wprost liczby ludzi, wobec których należało być układnym, i tej mowy Wołów, której nie miał okazji dotąd słyszeć, z powodu potrzeby snu, którą odczuwało bardzo niewielu z nich, a także z powodu długiego czasu, przez jaki przyszło mu czekać bezczynnie - aż do września - kiedy wyślą go do szkoły dla Wołów, za którą sami zapłacą.
Żadna z tych rzeczy nie stanowiła dla Dana szczególnego problemu, a już najmniej bezczynność. W całym jego krótkim życiu nikt nigdy nie postępował inaczej. Ale bezczynnością, jak spostrzegł już pierwszego dnia, daleko w tym domu nie zajedzie. Tutaj to na pewno nie. Tutaj ludzie boją się nic nie robić.
Starał się więc być zajęty, a jeszcze bardziej - żeby każdy widział, że jest zajęty. Pracował usilnie nad tym, co uznano tu za jego problem. Nauczył się imion i nazwisk wszystkich, którzy przebywali w posiadłości - tak właśnie to nazywali: „posiadłość”, a Dan aż do tej chwili był pewien, że oznacza to pewien szczególny rodzaj pieprzenia się, któremu przyglądał się kiedyś z wielkim zainteresowaniem na jakiejś psychoimprezie. Dowiedział się też w jakiej są ze sobą relacji: Bezsenna Leisha i jej siostra, starsza pani po zawale, która była Śpiącą i miała Śpiącego syna, żonatego z Bezsenną Stellą. Do dwojga ostatnich, jak szybko zdołał się zorientować, lepiej było się zwracać „panie Watrous” i „pani Bevington-Watrous”. Tacy już byli. Mieli trójkę dzieci: Alicję, Erika i Setha. Alicja była dorosła - mogła mieć nawet jakieś osiemnaście lat - ale niezamężna, co Danowi wydało się dziwne. W Montronce osiemnastoletnie kobiety zwykle rodziły swoje pierwsze dziecko. Może u Wołów jest inaczej.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.