- Co się stało, Meggie? - spytała Anne...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


Meggie usiadła.
- Mam wrażenie, że uderzył we mnie mściwy piorun.
- Co?
- Obie miałyście racje. Powiedziałyście, że go stracę. Nie wierzyłam wam, naprawdę myślałam, że oszukam Boga, ale jeszcze się taka nie urodziła, której by to się udało. Bóg jest mężczyzną.
Fee nalała Meggie filiżankę herbaty.
- Masz, wypij - powiedziałą. - W jaki sposób go straciłaś?
- Ma zamiar zostać księdzem - śmiałą się i płakała jednocześnie.
Anne wzięła kule i utykając podeszłą do Meggie, ostrożnie siadając na poręczy krzesła i gładząc jej rudozłote włosy. - Biedaczko, przecież nie jest aż tak źle.
- Czy wiesz o nim? - Fee spytała Anne.
- Zawsze wiedziałam - powiedziała Anne.
Meggie uspokoiła się nieco.
- Nie jest źle? To początek końca, nie widzisz tego? Odpłata. Ukradłam Ralpha Bogu i płacę teraz synem. Powiedziałaś mi, mamo, że to kradzież, pamiętasz? Nie chciałam ci wierzyć, ale jak zwykle miałaś rację.
- Wybiera się do Świętego Patryka? - spytałą Fee praktycznie.
Meggie zaśmiała się bardziej normalnie.
- To niewystarczająca pokuta, mamo. Wyślę go oczywiście do Ralpha. - Wzruszyła ramionami. - Wiedziałam, że zechce pojechać do Rzymu.
- Czy Ralph wie, że Dane jest jego synem? - spytała Anne, o tym bowiem nie mówiono dotąd otwarcie.
- Nie i nigdy się nie dowie. Nigdy!
- Są tacy podobni, że może się domyślić.
- Kto, Ralph? On się nigdy nie domyśli! Zachowałam to dla siebie. Wysyłam mu mego syna, nic więcej. Nie wysyłam mu jego syna!
- Uważaj Meggie, bogowie są zazdrośni - powiedziałą Anne cicho. - Jeszcze z tobą nie skończyli.
- Cóż więcej mogliby mi zrobić? - załkała Meggie.
Kiedy Justyna dowiedziała się, była wściekła, choć co prawda od trzech, czterech lat domyślała się tego. To, co dla Meggie było uderzeniem pioruna, dla Justyny było oczekiwaną lodowatą ulewą. Justyna wiedziała, jak ważna dla Dane'a jest religia, nie tylko Bóg, lecz również mistyczne znaczenie katolickiego ceremoniału. Sądziła, że gdyby urodził się protestantem, to i tak w końcu zwróciłby się do katolicyzmu, aby zaspokoić coś niewysłowionego, co było w jego duszy. Surowy kalwiński Bóg nie był dla niego. Bóg Dane'a przybrany był witrażami, owiany kadzidłem, spowity w koronki i złote hafty, osnuty muzyką i pięknymi łacińskimi kadencjami.
Ponadto było w tym coś perwersyjnego, że ktoś tak obdarzony urodą jak Dane uważa ten dar za kalectwo i ubolewa nad nim. A Dane ubolewał. Uciekał od komplementów. Justyna przypuszczała, że wolałby urodzić się brzydki i nie zwracać na siebie uwagi. W pewnym sensie rozumiała go, może dlatego, że sama wybrała zawód, w którym tak często zdarzało się samouwielbienie. Z tego też powodu akceptowała jego obojętność wobec własnego fizycznego wizerunku - ale nie nienawiść.
Nie był też zainteresowany seksem, choć nie wiedziała dlaczego: czy nauczył się wyciszać swoje namiętności, czy też mimo tak olśniewającej urody brakowało mu jakiejś mózgowej substancji. Zapewne to pierwsze, codziennie bowiem uczestniczył w grach sportowych i kładł się zmęczony do ostatnich granic. Co do jego iklinacji, wiedziała z całą pewnością, że są normalne, to znaczy heteroseksualne, i nawet wiedziała, jaki typ dziewczyny mu się podoba - wysoka, zmysłowa brunetka. Po prostu nie był rozbudzony. Nie umiał dotykiem rozpoznawać kształtów trzymanych przedmiotów, nie czuł zapachów unoszących się w powietrzu, nie znał tej szczególnej satysfakcji płynącej z poznawania kształtów i kolorów.
Urok kobiety musiał być rzeczywiście nieodparty, żeby odczuł seksualne pożądanie. I tylko w takich chwilach zdawał się pamiętać, że istnieje coś, w czym większość mężczyzn chciałaby być sprawna tak długo, jak to tylko możliwe.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.