— Mówi pani poważnie? — spytał Goldfield...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


— O tak — przyznała Hilary. — Bardzo poważnie.
— I myśleliście...
— Tak.
— O Boże, ale to musiał być szok zobaczyć go i pomyśleć, że wrócił! — powiedział
Goldfield. — Ale mogę wam jedynie powiedzieć, że podobieństwo było na pewno przy-
padkowe. Bo Frye nie żyje. Nigdy nie widziałem bardziej martwego człowieka.
Podziękowali Goldfieldowi za poświęcenie im czasu i jego cierpliwość, a on odpro-
wadził ich do pokoju przyjęć.
Tony zatrzymał się przy biurku i zapytał Agnes, sekretarkę, o nazwę domu pogrzebo-
wego, który przyjął ciało Frye’a.
Podniosła wzrok znad akt i powiedziała:
— To była kostnica Angels’ Hill.
Hilary zanotowała adres.
— Ale już chyba nie myślicie... — powiedział Goldfield.
— Nie — powiedział Tony. — Ale musimy jednak sprawdzić każdą poszlakę. Tak
mnie przynajmniej uczono w akademii policyjnej.
Marszcząc brwi Goldfield obserwował ich zmrużonymi oczami, kiedy wychodzili.
¬ ¬ ¬
Hilary czekała w jeepie, a Tony wszedł do środka domu przedpogrzebowego Angels’
Hill, żeby porozmawiać z pracownikiem, który zajmował się ciałem Bruno Frye’a.
Obydwoje zgodzili się, że szybciej uzyska informacje, jeśli pójdzie tam sam i okaże
swoją legitymację LAPD.
258
259
Angels’ Hill było dużym przedsiębiorstwem, posiadającym rząd karawanów, dwa-
naście przestrzennych kaplic, w których wystawiano ciała na widok publiczny, oraz
liczny personel. Nawet w pomieszczeniach biurowych oświetlenie było przytłumione
i łagodne, kolory ciemne, choć zróżnicowane, a podłoga pokryta pluszową wykładzi-
ną. Wystrój tak obmyślono, aby wyrazić w ten łagodny sposób zrozumienie tajemnicy
śmierci; ale zdaniem Tony’ego przekazywał wyłącznie głośne i jednoznaczne wskazówki
na temat korzyści płynących z pogrzebowego businessu.
Recepcjonistka była ładną blondynką w szarej spódnicy i rudej bluzce. Mówiła spo-
kojnym, przymilnym szeptem, ale bez nawet najmniejszego śladu sugestywności czy
prowokacji seksualnej. Był to głos starannie wyszkolony do okazywania współczucia,
serdecznego pocieszenia, szacunku i umiarkowanego, choć autentycznego zmartwie-
nia. Tony’ego zaciekawiło, czy ona również używa tego chłodnego, pogrzebowego tonu,
kiedy wydaje okrzyki zachęty swemu kochankowi w łóżku, i przeszedł go dreszcz od ta-
kiej myśli.
Znalazła akta Bruno Frye’a oraz nazwisko technika, który pracował przy jego ciele.
— Sam Hardesty. W tej chwili znajduje się chyba w jednym z pomieszczeń przygoto-
wawczych. Mieliśmy ostatnio parę nowych skierowań — powiedziała, jakby pracowała
w szpitalu, a nie w domu przedpogrzebowym. — Sprawdzę, czy może panu poświęcić
kilka minut. Nie jestem pewna, na jakim jest etapie przygotowań. Jeśli może się zwolnić,
to spotka się z panem w klubie dla pracowników.
Zaprowadziła Tony’ego do klubu, aby mógł tam poczekać. Pomieszczenie było nie-
wielkie, ale przytulne. Pod ścianami stały wygodne krzesła; były tam również popiel-
niczki, najrozmaitsze czasopisma, ekspres do kawy, syfon oraz tablica ogłoszeń pokryta
informacjami o ligach gry w kręgle, sprzedaży garażów i zakładach samochodowych.
Tony kartkował czterostronicowe, odbite na powielaczu „Wiadomości pracowników
Angels’ Hill”, kiedy zjawił się Sam Hardesty. Wyglądał równie onieśmielająco jak me-
chanik samochodowy. Był ubrany w pomięty biały kombinezon z zamkiem błyskawicz-
nym z przodu; do kieszonki na piersi miał włożonych kilka niewielkich narzędzi, któ-
rych przeznaczenia Tony wolał nie poznawać. Hardesty był młodym człowiekiem, zbli-
żającym się do trzydziestki; miał długie brązowe włosy i ostre rysy twarzy.
— Detektyw Clemenza?
— Tak.
Hardesty wyciągnął dłoń i Tony uścisnął ją z pewną niechęcią, gdy pomyślał, czego
ona mogła dotykać chwilę temu.
— Suzy powiedziała, że chce pan porozmawiać o jednej z naszych operacji.
— Hardesty był przeszkolony przez tego samego trenera głosu, który pracował z Suzy,
blondwłosą recepcjonistką.
258
259
— Jak rozumiem, pan był odpowiedzialny za wysłanie ciała Bruno Frye’a do Santa
Rosa w ubiegły czwartek — powiedział Tony.
— Zgadza się. Współpracowaliśmy z domem pogrzebowym w St. Helena.
— Czy może pan mi dokładnie powiedzieć, co pan robił z ciałem, kiedy je pan ode-
brał z kostnicy?
Hardesty spojrzał na niego zaciekawiony.
— No cóż, przywieźliśmy tu nieboszczyka i poddaliśmy go obróbce.
— Nie zatrzymywaliście się nigdzie pod drodze z kostnicy?
— Nie.
— Czy od chwili, w której wyznaczono panu to ciało, aż do momentu przekazania go
na lotnisku, był czas, że nikogo przy nim nie było?
— Nikogo? Tylko minuta albo dwie. To była szybka robota, bo musieliśmy umie-
ścić nieboszczyka na pokładzie samolotu lecącego po południu w piątek. Ale zaraz, czy
może mi pan powiedzieć, o co chodzi? Do czego pan zmierza?
— Sam nie bardzo wiem — powiedział Tony. — Ale może jeśli zadam wystarczająco
dużo pytań, to się dowiem. Czy pan go balsamował?
— Naturalnie — powiedział Hardesty. — Musieliśmy to zrobić, bo miał być przewo-
żony publicznym środkiem transportu. Przepisy nakazują nam wyskrobać nieboszczy-
kowi miękkie organy i zabalsamować go przed umieszczeniem w publicznym środku
transportu.
— Wyskrobać? — zapytał Tony.
— Obawiam się, że to niezbyt przyjemne — powiedział Hardesty. — Ale jelita, żołą-
dek i niektóre inne organy stanowią dla nas poważny problem. Jeśli zostaną w nich ja-
kieś gnijące resztki, to te części ciała mają tendencje do znacznie szybszego rozkładu niż
pozostałe tkanki. Aby zapobiec wydzielaniu się nieprzyjemnych zapachów i kłopotli-
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.