– Niech się pani nie gniewa – głaskano ją po ręku widząc Niny sztywność wobec tych po- chwał...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

– Ja tak zdziczałam, tak od ludzi odwykłam, że mam wrażliwsze spojrzenie na to
wszystko od innych. I za nic na świecie bym tu nie przyszła, gdyby nie Lena poczciwa, która
mnie siłą prawie do siebie ściągnęła, mówiąc, że mnie to właśnie uleczy. I miała słuszność.
Ale, prawda, jaka Lena jest piękna, jaka wspaniała! O, ja mogę zrozumieć nieboszczyka
Woydę – westchnęła.
I zapatrzyły się gdzieś nagle, zaszkliły jej ciche fioletowe oczy.
Nina, na tajniki cudzych sentymentów czujna po kobiecemu jak detektyw, spoglądała spod
oka na tę skromną i wątłą osóbkę, nie biorącą udziału w zabawie i rozpływającą się w ubło-
żeniach i tęsknotach cichych. Leczy się tam nie wiadomo z czego – „ze zdziczenia”, powiada
sama.
– Gdzie pani była ostatnimi czasy? – zagadnęła ją tedy.
– Dziwnie mi przed panią o tym właśnie mówić – odpowiedziała ze swym dobrotliwym i
jednostajnym uśmiechem. – Mnie wczoraj dopiero puszczono.
– Skąd? – niecierpliwiła się Nina.
– No, z więzienia – kończyła zdziwiona potrzebą tak wyraźnych tłumaczeń.
Nina podrzuciła głowę. Patrzała milcząca w bezwiednym rozchyleniu nozdrzy.
– No, za malców z ulicy – tłumaczono jej – że się schodzili u mnie.
– Ach, że pani dzieci uczyła – zrozumiała Nina wreszcie.
– Dzieci! – zaśmiano się w odpowiedzi. – Oni chyba w kołyskach dziećmi nie byli. Wie
pani, że oni mnie okradli. Skąd to wszystko na jaw wyszło. Ja ich mimo to bardzo lubię –
mówiła wszystko jednym tchem i ciągiem.
Rozpłynęły się jej słowa, rzekłbyś, w zaśnięciu nagłym. I ta jej twarz w ramce zapadnię-
tych skroni i wystających kości policzkowych zapatrzyła się przed się swym łagodnym
uśmiechem bezprzedmiotowej tęsknoty.
Nina kręciła się wciąż na miejscu, nie zdając sobie sprawy z dokuczliwego niestatku swe-
go. Coś ją odpychało wszystkimi instynktami od cichych ubłożeń i biernych zachwytów bez
krwi nadmiaru i jej pulsu niecierpliwego. Zaś pod tą niechęcią czaiła się trwoga przed dal-
szym dziś jeszcze upokorzeniem siebie. Gdy serce przypomniało jej się dokuczliwym na
chwilę ukłuciem pod piersią, wyrzuciła się ta trwoga z głębi duszy tym obrazem:
31
Wydało jej się, że to zakonnica siedzi nad nią, chorą w tej chwili, i swym pobożnie łagod-
nym uśmiechem zachwyca się Niny urodą, tańcem jej niedawnym, by tak jej zaufanie pozy-
skawszy, spleść na piersiach suche dłonie i opuściwszy powieki poprosić ją o trzy „Zdrowaś”
dla wspólnego odmówienia: bo nigdy nie wiadomo, co nam sądzono; zaś święta Brygida,
córka królewska, była jeszcze ładniejsza, tańczyła jeszcze piękniej, a jednak...
Otrząsła się cała. I sprężyła za chwilę, jak gdyby tą piersią obfitą odpychając od siebie
wszystkie smutki życia. Bo pacierz pokutny był jak smutek, smutek jak śmierć sama ludziom
obiecana, a niedola życia czymś najgorszym, bo każącym ukochać wszystkie te okropności.
„O nie – nie – nie!”
A jednak wbrew woli fascynować ją poczęły tamtych oczu głębie fioletowe, opal tego
czoła, żyłki błękitne na wklęsłej skroni, gładziutkie przyczesanie włosów miękkich o barwie
niby kora schnącej krzewiny; a w tej włosów firance rysów marmurowa szlachetność i spokój
jak spod dłuta.
„Przecież ona jest daleko ładniejsza ode mnie!” – pomyślała Nina z przerażeniem.
I teraz dopiero zainteresowała się nią żywiej.
– Moja panno Wando – przysunęła się do niej bliżej z nagle przypomnianą ciekawością. –
Jakże tam było? jak? W więzieniu?! – rzekła mimo woli ponuro. I przeraziło ją teraz samo
słowo w własnych ustach. – O, mój Boże!
– Wie pani – mówiła Wanda spokojnie – właściwie bardzo źle było tylko przez pierwsze
kilka tygodni, zanim nas nie posegregowano. I po nocach. Kiedyśmy w długiej celi na kilku
zaledwie siennikach pod ścianą ułożonych leżały jedna przy drugiej i z głowami owiązanymi
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.