feist r...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

e, mistrz magii
– Leć i przyprowadź go tutaj – powiedział Lyam. – Z tego, co mi o nim opowiadaliście, zasługuje na nagrodę. Martin również powstał.
– Pojadę z tobą, mogę? Arutha uśmiechnął się.
– Z przyjemnością.
Obaj bracia pośpiesznie wybiegli z sali i po chwil znaleźli się na dziedzińcu. Paziowie trzymali w pogotowiu konie dla wyjeżdżających wcześnie gości. Arutha i Martin chwycili dwa pierwsze z brzegu, bezceremonialnie pozbawiając dwóch po­mniejszych wielmożów ich wierzchowców. Obaj panowie sta­li z szeroko otwartymi ustami, a na ich twarzach malowały się na przemian to wściekłość, to zdziwienie.
– Wybaczcie, panowie – krzyknął Arutha, galopując w kierunku bramy.
Przelecieli pędem po łukowatym moście nad rzeką Rillanon.
– Powiedział, że wypłynie o zachodzie słońca – krzyk­nął Martin.
– Może się uda! – Pędzili na łeb na szyję wąskimi, krę­tymi uliczkami w stronę portu.
Miasto pękało w szwach od ludzi, którzy przyjechali spe­cjalnie na święto koronacji, i kilka razy musieli zwalniać, by nie zrobić komuś krzywdy. Dotarli w końcu do granic portu i ściągnęli wodze, zatrzymując rumaki.
Przed wejściem do królewskiego basenu portowego siedział pojedynczy wartownik. Wyglądało na to, że śpi. Arutha ze­skoczył z konia i energicznie potrząsnął żołnierzem. Z głowy żołnierza zleciał henn, a on sam przechylił się na bok i osunął na ziemię. Arutha nachylił się nad nim.
– Żyje, ale jutro będzie miał ciężki dzień. Arutha wskoczył z powrotem na konia i ruszyli pędem wzdłuż długiego nabrzeża, kierując się w stronę ostatniego ba­senu. Kiedy skręcili ku główce długiego mola, powitały ich okrzyki marynarzy wiszących wysoko w olinowaniu statku.
Przepiękny statek wypływał powolutku z basenu. Zatrzy­mali konie. Na pokładzie dostrzegli potężną sylwetkę Amosa. Pomachał do nich ręką. Był jeszcze na tyle blisko, że mogli zobaczyć, że się uśmiecha od ucha do ucha.
– Ha! Wygląda na to, że wszystko dobrze się kończy! Arutha i Martin zeskoczyli na ziemię. Dystans pomiędzy statkiem a nabrzeżem zwiększał się powoli.
– Amos! – krzyknął Arutha.
Amos wyciągnął rękę w stronę wysokiego budynku.
– Chłopaki, które trzymały tu wartę, są w tym magazynie. Trochę posiniaczeni, ale żyją.
– Amos! To statek Króla! – wrzasnął Arutha, machając gwałtownie ręką, by Amos wracał do portu. Amos Trask wybuchnął śmiechem.
– Wydawało mi się, że Królewska Jaskółka to wspaniała nazwa. No cóż, powiedz bratu, że któregoś dnia zwrócę mu statek.
Martin nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Po chwili dołączył do niego Arutha.
– Ty piracie! – krzyknął. – Przekonam Lyama, by ci go dał na własność.
Ponad wodami portu poniósł się pełen bólu i rozczarowania krzyk Amosa.
– Ach, Arutha, pozbawiasz życie całej przyjemności!
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.