Idiotyzm, przeżyć czterysta lat i dać się zarżnąć w łazience...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

.. Dawno temu obiecała sobie, że żywcem jej nie wezmą. Obiecała sobie, że ten, kto wreszcie zdoła ją pokonać, musi ponieść straty, które zatrują mu radość zwycięstwa. Czeka. Z oddali rozlega się klaskanie bosych stóp na kafelkach. Przeciwnik ucieka. Nie, nie ucieka. Odchodzi. W mroku łaźni nie czuje już niczyjej obecności. Przydałaby się latarka, ale nawet bez niej można spróbować odnaleźć nóż... Brzęknął gdzieś po lewej stronie. Szuka pod ścianą. Jest. Dobrze poczuć znowu w dłoni rękojeść... Gdzieś w dali trzaskają drzwi przebieralni.
Na ostrzu wyczuwa palcem szczerbę głęboką na co najmniej trzy milimetry. A przecież to znakomita XVII-wieczna damasceńska stal... Z czego wykonano tamtą broń!? Przecież uderzyła w klingę, a nie w szlifierkę kątową...
 
* * *
 
Katarzyna Kruszewska siedzi za biurkiem. Uczniowie stukają w klawisze komputerów. Nowa uczennica także pracuje pilnie. Idzie jej znacznie wolniej niż pozostałym, prawdopodobnie dlatego, że ma problem z językiem. Mówi dobrze po polsku, ale jeszcze nie nabrała wystarczającej biegłości. Zna niektóre programy, lecz nowszych wersji nie opanowała. To i tak prawdziwy cud, w zniszczonym wojną kraju nie mogła mieć wielu możliwości trenowania... Czasem zacina się. Gdy podnosi głowę, szukając wzrokiem pomocy, Katarzyna podchodzi do niej i cierpliwie pokazuje, co i jak... Wobec pozostałych uczennic nie bardzo potrafi zdobyć się na tyle wyrozumiałości. Może dlatego, iż młodziutkiej Serbce wystarczy pokazać raz, żeby zapamiętała, podczas gdy Polkom może tłumaczyć i po dziesięć razy i nie zrozumieją...
Nauczycielka obserwuje klasę spod oka. Monika Stiepankovic ubrała się, jak zwykle, w dżinsy i płócienną, męską koszulę o wojskowym kroju, z kieszeniami. Jest wygodna, ale doskonale zaciera kształt jej sylwetki. Ubranie zupełnie do dziewczyny nie pasuje. Włosy związała kawałkiem rzemienia. Katarzyna usiłuje sobie wyobrazić ją w innym stroju. Błękitna sukienka podkreślająca złocisty kolor włosów, współgrająca z barwą oczu, do tego diadem na czole... Ta mała wygląda jak księżniczka z bajki. Musi się tylko inaczej ubrać. Pewnie nie ma pieniędzy. Można by jej coś kupić, tylko jak? Obrazi się...
Monika patrzy kątem oka na nauczycielkę. Katarzyna przypomina swoją kuzynkę. Bezbłędnie stosuje psychologię. Każdą uczennicę łapie inaczej. Wie, kiedy wystarczy tylko groźnie spojrzeć, a kiedy należy cisnąć kawałkiem kredy. Wie, co na kogo najlepiej działa. Panuje bez trudu, ale musiała się tego uczyć, podczas gdy Stanisława ma tę wiedzę wrodzoną. Obie nauczycielki są do siebie na swój sposób podobne, a jednocześnie bardzo się różnią. Lektorka wyraźnie nie pasuje do tej epoki. Informatyczka jest współczesna aż do bólu.
 
* * *
 
Pokój nauczycielski nie jest duży. Nie wolno w nim palić, za to zapach kawy wręcz wgryzł się w ściany. Meble są nowe i solidne, ale brakuje im czegoś nieuchwytnego. Choć przyjemnie na nie patrzeć, nie zachwycają...
— Sądzisz, że to ona? — obcowanie z agentami CBŚ sprawiło, iż Katarzyna ma bardzo analityczne podejście do rzeczywistości.
— A kto inny? — choć upłynęła godzina, Stasia jest nadal ożywiona. Kop adrenaliny jak zwykle dobrze jej zrobił. — Chyba że przyjmiemy, iż któraś z tych wariatek nie odrobiła pracy domowej i postanowiła, w związku z tym, zlikwidować przyczynę swoich kłopotów, mordując ulubioną nauczycielkę...
— Bredzisz, moja droga...
— Wiem. Tylko ona... Wiesz, że umie zrobić pięćdziesiąt pompek?
— Jest takie rzymskie przysłowie, które mówi, że winny jest ten, kto odnosi korzyść...
— Is fecit, cui prodest — Stanisława usłużnie przypomina.
Cóż, dorastała w epoce, gdy znajomość łaciny była nieomal powszechna... A ona zawsze dbała starannie o swoją edukację.
— No właśnie — jej kuzynka wraca do meritum. — Jaki miałaby cel? Przecież nie jest wariatką... Poznałabym, mieliśmy zajęcia z psychologii.
— Nasłali ją.
Oczy wzniesione do sufitu.
— Moja droga, masz ostrą paranoję. Przyjmijmy, że faktycznie pojawił się jakiś nowy Zakon Świętego Wyzwolenia, czy jak to się nazywało. Najpierw musieliby cię zlokalizować. A jak by już wyśledzili, gdzie się ukrywasz, to przecież nie przysłaliby pod prysznic serbskiej szesnastolatki z nożem, tylko stuknęli cię siekierą w głowę, gdy będziesz przechodzić przez bramę, albo rozjechali samochodem. A co jeszcze bardziej prawdopodobne, potraktowali gazem obezwładniającym i zawieźli do gustownie urządzonego laboratorium na wiwisekcję...
Stanisława uspokaja się. Stygnie. Adrenalina nie przeszkadza już jej myśleć.
— Więc kto mnie napadł?
— Ona. Ale pytanie postawiłaś zupełnie bez sensu.
— A jednak.
Katarzyna stuka kuzynkę po ramieniu.
— Skup się. Brałaś prysznic. Wszystkie dziewczyny już dawno się przebrały i poszły w cholerę. Tak przynajmniej myślałaś.
— No tak. Przecież nie będę gołym zadkiem świecić przy uczennicach...
— Trzeba było sobie wziąć kostium kąpielowy. Zdaje się, że twoje podopieczne ich używają. Czasem warto podpatrzyć coś u następnych pokoleń...
— Może i tak... — Stanisława dochodzi do wniosku, że to rzeczywiście dobry pomysł.
Dlaczego sama na to nie wpadła?
— A więc siedzisz po ciemku i płuczesz się pod strumieniem wody. Wtedy do prysznicowni wchodzi Monika. Widać też nie lubi świecić gołym zadkiem, może po prostu nie ma kostiumu? A więc poczekała, aż reszta sobie pójdzie. Wpadacie na siebie po ciemku. Ty łapiesz nóż, ona łapie nóż. Cud prawdziwy, że się nie pozarzynałyście...
— Khm... więc dla ciebie normalne jest, że szesnastoletnie dziewczątko idzie pod prysznic z majchrem w zębach?
— Nie chcę pokazywać palcem dwudziestoparoletniej nauczycielki, która pluska się nago. O, przepraszam, nie nago, pochwa noża przywiązana do łydki to przecież element stroju...
— Ja to ja — zduszone parsknięcie. — Życie nauczyło.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.