konopnicka maria, nowele schować...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Boi się tchnąć, boi się poruszyć, nawet kolana z wielkiego natężenia dygotać mu przestały.
Ale Probst zna się na tym wszystkim dobrze. Licytuje przecież tych hultajów od sześciu czy siedmiu
lat w gminie. Wie on, że taka starota to jak pęknięty garnek: odrutuj, a czasem i za nowy trwa. Bądź co
bądź najtańszy to robotnik, jakiego znaleźć można. Czy złością, czy dobrocią, zawsze się z niego tyle
roboty wyciśnie, ile zje, a co gmina doda, to jakby znalazł.
Sarkają ludzie, że cenę inszym psuje. A co mu tam, byle sobie nie psuł. Niech każdy pilnuje swego i
już.
Przekrzywia tedy Probst w jedną stronę ciężką swoją głowę, przekrzywia w drugą, a potem
spojrzawszy bystro w twarz urzędnika rzecze silnym, dobitnym głosem:
– Sto dwadzieścia pięć!
Słowa te wywołują silne wrażenie. Najobojętniejsi nawet kręcą głowami z podziwu. Daj go katu! A
to i nie spyta, co kto święci, tylko swoją kozerą wali z góry jak armatnią kulą!
W sali robi się wielka cisza, w którą wpada natarczywe, zajadłe szczekanie psa pozostawionego
przede drzwiami przy mleczarskim wózku. Stary Wunderli pogląda na lewo i na prawo, jakby szukał
okiem, którędy ma uciec. Nie ucieka wszakże: stoi jakby skamieniał, jakby wrósł w podłogę. Tylko
coraz niżej opada mu dolna szczęka, a oczy otwierają się coraz szerzej.
– Sto dwadzieścia i pięć! – woła Probst raz jeszcze.
Pan Radca promienieje. Chwilę wodzi po obecnych ożywionym wzrokiem, a gdy nikt nie podbija
mleczarza, uderza białą ręką w leżące przed nim papiery i daje znak woźnemu.
– Po raz pierwszy! – mówi woźny stukając laską w ziemię i ucicha.
– Po raz drugi! – mówi głośniej jeszcze, a stary Kuntz Wunderli zmruża nagle oczy i kurczy się
boleśnie, jakby kij przybijający dzieło miłosierdzia gminy w niego miał uderzyć.
– I-po-raz-trzeci! – woła razem z woźnym tryumfujący pan Radca.
W chwilę potem Kuntz Wunderli stoi u dyszla mleczarskiego wózka trzęsąc swą nędzną, starą, siwą
głową i usiłując drżącymi rękami przełożyć przez siebie parcianą szleję. Z drugiej strony dyszla rzuca
się w podskokach silny kudłaty pies w takiejże uprzęży, ujadając głośno, donośnie.
27

Document Outline Maria Konopnicka - N o w e l e DYM MENDEL GDAŃSKI MIŁOSIERDZIE GMINY
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.