Prostuje się i otrzepuje białe konopne płótno munduru...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

To nie ma znaczenia: ten sterowiec jeszcze wróci. Farangów nie da się odpędzić, tak jak nie odpędzisz wdzierającego się na plażę oceanu. Ląd i woda muszą na siebie zachodzić. Ci ludzie, w krwiobiegu których płyną zyski, nie mają wyboru, muszą tu włazić niezależnie od konsekwencji, a on musi stawiać im czoło.
Taka kamma.
Jaidee powoli wraca do porozbijanej zawartości skontrolowanych skrzyń, ociera pot z twarzy, dyszy po męczącym biegu. Kiwa na swoich ludzi, żeby kontynuowali pracę.
– Tutaj! Te otwórzcie! Każda skrzynia ma być sprawdzona!
Celnicy czekają na niego. Kiedy podchodzą, właśnie dźga czubkiem maczety zawartość kolejnej rozbitej skrzyni. Istne psy. Nie da się ich pozbyć, dopóki się ich nie nakarmi. Jeden usiłuje przeszkodzić Jaideemu w rozbijaniu maczetą kolejnej skrzyni.
– Zapłaciliśmy! Złożymy skargę. Będzie dochodzenie! To międzynarodowy teren!
Jaidee się wykrzywia.
– Jeszcze tu jesteście?
– Zapłaciliśmy wam dobrze za ochronę!
– Bardziej niż dobrze. – Jaidee przepycha się między nimi. – Ale nie jestem tu po to, żeby o tym dyskutować. To wasza damma, protestować. A moja, bronić naszych granic. Jeśli to znaczy, że muszę się wedrzeć na wasz „międzynarodowy teren”, by ratować kraj, to tak zrobię. – Robi zamach maczetą i z trzaskiem pęka kolejna skrzynia. Drewno WeatherAll pryska na wszystkie strony.
– Przekroczył pan swoje uprawnienia!
– Prawdopodobnie. Ale musicie przysłać kogoś z Ministerstwa Handlu, żeby sam mi to powiedział. Kogoś o wiele ważniejszego niż wy. – Z namysłem kręci maczetą. – Chyba że chcecie teraz podyskutować z moimi ludźmi?
Dwójka celników się kuli. Jaideemu wydaje się, że widzi mignięcie uśmiechu na ustach Kanyi. Ogląda się, zaskoczony, lecz twarz pani porucznik jest już maską zimnego profesjonalizmu. Przyjemnie widzieć, jak się uśmiecha. Jaidee zastanawia się, czy może coś jeszcze zrobić, żeby zachęcić swoją srogą podwładną do kolejnego błysku zębów.
Jednakże celnicy – to przykre – przemyśleli sytuację; cofają się spod jego maczety.
– Niech pan sobie nie myśli, że może nas bezkarnie obrażać.
– Oczywiście, że nie. – Jaidee jeszcze raz zamierza się na skrzynię, rozbijając ją do końca. – Ale i tak doceniam waszą dobrowolną wpłatę. – Podnosi na nich wzrok. – Jak będziecie składać skargę, powiedzcie koniecznie, że to ja to zrobiłem, Jaidee Rojjanasukchai. – Znów się uśmiecha. – I nie zapomnijcie dodać, że naprawdę próbowaliście przekupić Tygrysa z Bangkoku.
Jego ludzie wokół zaśmiewają się z tego żartu. Celnicy cofają się, zaskoczeni tą informacją – wreszcie im świta z jakim przeciwnikiem mają do czynienia.
Jaidee się rozgląda. Wszędzie walają się balsowe drzazgi ze skrzyń. Są skonstruowane tak, żeby były mocne i nic nie ważyły, ta kratka doskonale utrzymuje ładunek w środku – dopóki ktoś nie potraktuje jej maczetą.
Robota idzie szybko. Wyciągają towary ze skrzyń i układają w równe rzędy. Celnicy wiszą nad nimi, zapamiętując nazwiska białych koszul, aż ktoś z jego ludzi wreszcie unosi maczetę i ich przegania. Ta scena kojarzy się Jaideemu z bijącymi się o padlinę zwierzętami. Jego ludzie opychają się flakami z dalekich krain, a padlinożercy podchodzą o krok i cofają się, jak kruki, cheshire’y i psy czekające na swoją kolej, żeby dopaść trupa. Ta myśl trochę go przygnębia.
Celnicy trzymają się teraz z dala, czekają.
Jaidee obchodzi ułożone w rzędzie towary. Kanya trzyma się krok za nim.
– Co my tu mamy, pani porucznik? – pyta Jaidee.
– Mieszanki agarowe. Pożywki. Jakieś kadzie hodowlane. Cynamon PurCal. Nasiona papai, nieznane na oko. Nowa iteracja U-Teksu, która pewnie sterylizuje wszystkie odmiany ryżu, jakie wejdą jej w drogę. – Wzrusza ramionami. – Mniej więcej tak, jak się spodziewaliśmy.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.