"Moja kochana Mary, wiele czasu minęło od Twojej ostatniej wizyty...
PokaĹź mi serce nie opÄtane zwodniczymi marzeniami, a pokaĹźÄ ci czĹowieka szczÄĹliwego.
Wiem, że jeste bardzo zajęta, ale niekiedy powinna pomyleć o kim, kto Cię wychował i doglšdał w najtrudniejszym okresie Twego życia. Mój los byłby znoniejszy, gdyby zechciała płacić Pani Trumper za osobny pokój z telewizorem. Wówczas nie tęskniłabym tak bardzo do odwiedzin.Najlepsze życzenia dla Ciebie i wyrazy miłoci dla malców. Twoja kochajšca cię matka, Pearl".
- Ależ ona nie ma żadnych malców - zaoponowała.
- Teraz ma - zapewniła jš Ruth.
- Fantastyczne - ucieszyła się. - A to podstępna suka! Matka dowiaduje się zawsze ostania.
Ruth osobicie wysłała list pani Fisher, ponieważ spora częć poczty w jaki dziwny sposób przepadała w domu i nigdy nie wychodziła na zewnštrz. List, który nadszedł w odpowiedzi, Ruth podniosła z wycieraczki. Na pachnšcym papierze Mary Fisher cieniutkim, wytwornym charakterem pisma informowała, że większe opłaty nie sš możliwe, lecz mimo to zachowuje nadzieję, iż matka miewa się dobrze i jest szczęliwa. Ostatnio ona jest bardzo zajęta, inflacja bowiem powoduje, iż musi pracować podwójnie ciężko za połowę tego, co udało jej się zarobić poprzednio, a ma teraz wiele osób na utrzymaniu. Jeli matka mogłaby zrezygnować z sherry, byłaby jej za to wdzięczna. Tęskni za życiem tak pełnym spokoju i ciszy, jakie wiedzie matka, i zapewnia o swojej miłoci.
- Wyglšda na to, że pani biedna córka haruje ponad miarę - stwierdziła Ruth. - Niewykluczone, że mogłaby jej pani pomóc, pani Fisher. Czy kiedykolwiek pani o tym pomylała? Czy matka nie powinna być u boku córki, jeli akurat może i ma na to doć sił?
Pani Fisher oparła się wygodnie na nowych poduszeczkach, włšczyła telewizor, wymijajšco spojrzała na niš i powiedziała, że czasami się zastanawia, o co właciwie jej chodzi. Cokolwiek by to było, ona w każdym razie stoi po stronie Ruth. Jednego jest tylko pewna: nie ma zamiaru jechać do córki ani tym bardziej z niš zamieszkać.
Wspomniała też pewnš niezawodnš pielęgniarkę, niejakš Hopkins, która kiedy okazała jej wiele serca. Miała szczęcie i opuciła Restwood. Starsza pani cierpiała z powodu jej odejcia i od tamtego czasu nie chciała wstawać z łóżka.
- Siostra Hopkins - mówiła - była króciutka jak łyżeczka do herbaty i szeroka jak drzwi, a przy tym odznaczała się niezwykłš siłš. Oczywicie ty jeste wielka jak dom. To się tutaj bardzo przydaje.
- Co się z niš stało?
- Przeszła do pracy w szpitalu dla obłškanych przestępców. Tam nie wyróżnia się wyglšdem.
Ruth starała się jak najlepiej postępować z paniš Fisher. Każdy powinien się tak odnosić do przyjaciół. Tymczasem pani Fisher nie miała zamiaru zamieszkać z córkš. A niby dlaczego miałaby tej małej suce wywiadczać jakš grzecznoć?
- Musi jej pani wybaczyć. Z całš pewnociš mogłaby pani na pewien czas u niej zamieszkać. Trzeba po prostu pojechać.
- Jestem na to za stara.
- Ma pani tylko siedemdziesišt cztery lata. To jeszcze nie taki podeszły wiek.
- Przypućmy, że mogłabym się na to zdobyć - ustšpiła wreszcie. - Powiedzmy, w które niedzielne popołudnie.
- Odprowadzę paniš i pomogę wsišć do pocišgu - zapewniła jš Ruth. - Kupię bilet powrotny, zadzwonię i poproszę, aby służšcy wyszedł pani na spotkanie.
- Służšcy! - podchwyciła starsza pani. - Założę się, że tam dziejš się niezłe hece!
- Też mogę się o to założyć - dodała Ruth.
- Niczego przede mnš nie ukryje - powiedziała pani Fisher. - We wszystkim jestem zorientowana. Popsuję jej szyki!
Pewnego niedzielnego ranka Ruth usunęła z buteleczki z lekarstwami swojej podopiecznej tabletki placebo i zastšpiła je valium z mogadonem. W porze niedzielnego drugiego niadania, gdy wszyscy przebywali w jadalni, wylała zawartoć basenu Ruby do łóżka pani Fisher, po czym przyniosła wazon niewieżych, przywiędłych dalii dla zamaskowania zapachu, przynajmniej na jaki czas. W niedzielę po południu wsadziła starszš paniš, ubranš w najlepsze fiolety, zielenie i brudne szaroci, do pocišgu dojeżdżajšcego do stacji w okolicy Wysokiej Wieży. Po powrocie do zakładu zatelefonowała z biura pani Trumper do Garcii i poinformowała, że dzwoni z Restwood, aby uprzedzić, iż matka panny Fisher wybrała się do domu z jednodniowš wizytš i w zwišzku z tym należy wyjć po niš do pocišgu. Była opanowana, rzeczowa i odłożyła słuchawkę, zanim Garcia mógł się skontaktować ze swojš chlebodawczyniš.
Potem zasiadła przy telefonie i czekała, aż zadzwoni, co też niebawem nastšpiło. Na linii była Mary Fisher. Nie miała cierpliwoci, by się upewnić, czy rozmawia z właciwš osobš, tylko natychmiast poirytowanym, wyższym niż zwykle głosem wyrzuciła z siebie:
- To niewybaczalne, pani Trumper! Po pierwsze, dzi wieczór zwyczajnie nie ma powrotnego pocišgu. Po drugie, powinnam zostać uprzedzona chociażby na tydzień wczeniej, i po trzecie, czy pani wiedziała, co robi, pozwalajšc staruszce w ten sposób wędrować po kraju - pocišgiem! Mogło jš przecież spotkać wszystko co najgorsze.