- Pewnie - powiedział Jack...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

- Wszystko jest zapisywane w księgach.
Kim sięgnął do kieszeni i wyjął kartkę papieru, na której spisał dane z naklejek w chłodni Onion Ring. Rozpostarł kartkę i pokazał ją Jackowi.
- Chciałbym się dowiedzieć, skąd pochodziło mięso z kartonów o tych dwóch numerach i datach.
Jack zerknął na kartkę, ale potem przecząco pokręcił głową.
- Przykro mi, lecz nie mogę udzielić panu tego rodzaju informacji.
- Do diabła, czemu nie? - zapytał Kim.
- Po prostu nie mogę - odparł Jack. - To dane poufne. Nie do wiadomości publicznej.
- Cóż to za sekret?
- Żaden sekret. To po prostu polityka naszego koncernu.
- W takim razie po co prowadzicie księgi?
- Wymaga tego departament rolnictwa - wyjaśnił Jack.
- Wydaje mi się to podejrzane - oznajmił Kim, mając na myśli to, co usłyszał od Kathleen wcześniej rano. - Departament wymaga prowadzenia ksiąg, z których informacje nie są dostępne społeczeństwu.
- Nie ja ustalam zasady - odparł niepewnie Jack.
Kim omiótł wzrokiem pomieszczenie z maszyną do formowania kotlecików. Wypolerowany sprzęt z nierdzewnej stali i błyszczące kafelki na podłodze robiły niekłamane wrażenie. Urządzenia doglądało trzech mężczyzn i jedna kobieta.
Kim zauważył, że kobieta nosi tabliczkę, na której raz po raz coś zapisuje. W przeciwieństwie do mężczyzn w ogóle nie dotykała maszyn.
- Kim jest ta kobieta? - zapytał Kim.
- To Marsha Baldwin. Niezła laleczka, co?
- Co ona robi? - spytał Kim.
- Inspekcję - odparł Jack. - Jest inspektorem z ramienia departamentu rolnictwa. Zagląda do nas trzy, cztery, czasem pięć razy w tygodniu. To prawdziwa zołza. We wszystko wściubia swój nos.
- Przypuszczam, że umiałaby dojść, skąd pochodzi mięso - powiedział Kim.
- Jasne - przytaknął Jack. - Przegląda księgi za każdym razem, kiedy tu jest.
- A co teraz robi? - zapytał Kim.
Marsha, pochyliwszy się, zaglądała w otwartą czeluść maszyny formującej kotleciki.
- Nie mam zielonego pojęcia - przyznał Jack. - Pewnie sprawdza, czy maszynę wyczyszczono, jak należy, co niewątpliwie miało miejsce. Ona czepia się każdego szczegółu. Przynajmniej trzyma nas na wysokich obrotach.
- Trzy do pięciu razy na tydzień - powtórzył Kim. - To imponujące.
- Chodźmy - powiedział Jack i gestem pokazał Kimowi, aby szedł za nim. - Nie widział pan jeszcze, jak pudełka są pakowane do kartonów i kartony przed wysyłką umieszcza się w chłodni.
Kim zrozumiał, że zobaczył tyle, na ile mu pozwolono. Wiedział, że nie porozmawia już z Everettem Sorensonem.
- Jeśli ma pan jeszcze jakieś pytania - zakończył Jack, gdy wrócili do holu wejściowego - niech pan śmiało dzwoni.
Podał Kimowi swoją wizytówkę i błysnął triumfalnym uśmiechem. Potem wylewnie potrząsnął ręką Kima, poklepał go po plecach i podziękował mu za wizytę.
Kim wyszedł z budynku Mercer Meats i wsiadł do samochodu. Zamiast zapuścić silnik, włączył radio. Po upewnieniu się, że telefon komórkowy również jest włączony, odchylił się do tyłu i spróbował odprężyć. Po kilku minutach opuścił częściowo szybę. Nie chciał zasnąć.
Czas płynął bardzo powoli. Parokrotnie Kim omal nie dał za wygraną i nie odjechał. Czuł się coraz bardziej winny, że zostawił Tracy samą. Lecz po jakiejś godzinie cierpliwość Kima się opłaciła: z Mercer Meats wyszła Marsha Baldwin. Była ubrana w płaszcz koloru khaki i niosła coś, co wyglądało na neseser.
Przestraszywszy się nagle, że nie zdąży, zanim kobieta wsiądzie do swojego auta, Kim zaczął zmagać się z drzwiami. Czasem się zacinały - pamiątka po dawnej stłuczce. Po kilku próbach otworzył je, wyskoczył z wozu i pognał w stronę kobiety.
Gdy do niej dobiegł, zdążyła otworzyć tylne drzwi swego żółtego forda sedana i odłożyć neseser na tylne siedzenie. Kim był zaskoczony jej wzrostem. Ocenił, że musi mieć co najmniej pięć stóp i dziesięć cali.
- Marsha Baldwin? - zapytał.
Nieco zaskoczona, że ktoś zaczepia ją na parkingu po nazwisku, Marsha odwróciła się i szybko otaksowała Kima swoimi szmaragdowozielonymi oczyma. Odruchowo odgarnęła z czoła kosmyk ciemnych blond włosów i założyła go za ucho. Wygląd Kima zbił ją z tropu, zaś napastliwy ton jego głosu natychmiast obudził w niej czujność.
- Tak, jestem Marsha Baldwin - odpowiedziała z wahaniem.
Kim ogarnął spojrzeniem całą sytuację: zarówno nalepkę "Ratujcie krowy morskie" na zderzaku - najwyraźniej służbowego - samochodu, jak i postać kobiety, która zdaniem Jacka Cartwrighta była "laleczką". Dostrzegł brzoskwiniowy odcień jej skóry i wyraziste rysy twarzy i uznał, że nie może mieć ona więcej niż dwadzieścia pięć lat. Miała wydatny, ale arystokratyczny nos i ostro zarysowane usta.
- Musimy pomówić - stwierdził dobitnie Kim.
- Doprawdy? - spytała z powątpiewaniem Marsha. - A kim pan jest, bezrobotnym chirurgiem czy może urwał się pan z balu przebierańców?
- W innych okolicznościach uznałbym tę replikę za błyskotliwą - odparł Kim. - Powiedziano mi, że jest pani inspektorem z departamentu rolnictwa.
- A kto udzielił panu tej informacji? - zapytała ostrożnie Marsha. Podczas szkolenia ostrzegano ją, że czasami może mieć do czynienia ze świrami.
Kim wskazał ręką wejście do Mercer Meats.
- Pewien tłustawy szef public relations w Mercer Meats nazwiskiem Jack Cartwright.
- Dobrze, załóżmy, że jestem inspektorem z departamentu rolnictwa - stwierdziła Marsha. Zamknęła tylne drzwi swojego samochodu i otworzyła przednie. Nie miała zamiaru poświęcać temu dziwakowi zbyt wiele czasu.
Kim wydobył z kieszeni kartkę z danymi spisanymi z kartonów mięsa, które znalazł w Onion Ring, i wyciągnął ją w jej stronę.
- Chciałbym, aby pani dowiedziała się, skąd pochodziło mięso, które znalazło się w tych dwóch partiach.
Marsha spojrzała na kartkę.
- Niby po co? - zapytała.
- Ponieważ mam powody sądzić, że jedna z tych partii zawierała złośliwy szczep Escherichia coli, który sprawił, że moja córka jest umierająca - wyjaśnił Kim. - Chcę nie tylko się dowiedzieć, skąd pochodziło to mięso, ale również dokąd jeszcze zostało wysłane.
- Skąd pan wie, że to jedna z tych partii? - spytała Marsha.
- Nie wiem z całą pewnością. Przynajmniej na razie.
- Och, naprawdę? - zapytała z udawanym zdumieniem.
- Tak, naprawdę - odparł gniewnie Kim, urażony tonem jej głosu.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.