Słowa jej sprawiły, że zawstydziłem się moich łez...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Uspokoiłem się i powiedziałem:
– Nie przyszedłem tu, by ci być ciężarem, Muti. Niebawem odejdę i może długo nie wrócę, jeśli w ogóle kiedykolwiek powrócę. Dlatego chciałem przed odjazdem zobaczyć dom, w którym byłem szczęśliwy, i raz jeszcze dłonią pogładzić chropawy pień sykomora, i dotknąć kamiennego progu mego domostwa, wytartego stopami Merit i małego Tota. I nie rób sobie z mego powodu żadnego kłopotu, Muti, twego ziarna nie będę jadł, gdyż wiem, że w Tebach panuje wielki głód. Spróbuję przysłać ci trochę złota, jeśli mi się uda, żebyś sobie mogła jakoś dawać radę podczas mojej nieobecności. Błogosławię cię za twoje słowa, Muti, jak gdybyś była moją rodzoną matką, poczciwa bowiem z ciebie kobieta, choć nieraz słowa twoje kłują jak osy.
Muti zaczęła chlipać i wycierać nos grzbietem szorstkiej dłoni i nie pozwoliła mi odejść. Roznieciła ogień i przyrządziła mi jedzenie ze swoich skąpych zapasów, a ja musiałem jeść, żeby jej nie urazić, choć każdy kęs stawał mi w gardle. A ona przyglądała się, jak jem, trzęsła głową, pociągała nosem i mówiła:
– Jedz, Sinuhe, zajadaj uparciuchu, choć może jęczmień jest trochę zgniły, a strawa, którą przygotowałam, nieudana. Nie rozumiem, co mi się dzisiaj stało! Ledwie zdołałam rozniecić ogień i chleb mój pełen jest popiołu. Ale jedz, Sinuhe, bo dobre jedzenie leczy wszystkie troski, dobre jedzenie krzepi ciało i cieszy serce i nie ma nic lepszego niż dobre jedzenie, gdy człowiek dużo płakał i czuje się samotny. Przypuszczam, że znowu wybierasz się w podróż, by wsadzić twoją głupią głowę we wszystkie sieci i pętle, które znajdą się na twej drodze, ale nie mogę na to nic poradzić i nie mogę ci w tym przeszkodzić. Dlatego jedz, żebyś miał siły, Sinuhe, i wróć kiedyś, a będę błogosławić dzień, w którym powrócisz, mój panie, i będę wiernie czekać na ciebie. I nie troszcz się o mnie, jeśli, jak sądzę, mało masz srebra, bo przecież wydałeś całe twoje bogactwo na chleb dla biednych i niewolników, którzy wcale cię za to nie wychwalali, lecz drwili z twojej głupoty. Nie obawiaj się o mnie, bo chociaż jestem już stara i kuleje, to jednak bardzo jestem twarda i zarobię praniem i pieczeniem na chleb, dopóki w Tebach będzie można dostać chleba, bylebyś kiedyś wrócił, mój panie.
Aż do zmierzchu siedziałem pośród ruin domu, który należał ongiś do odlewacza miedzi, a ognisko Muti paliło się samotnie w smolistej czeluści. A przecież miejsce to było jedynym domem, jaki miałem na świecie. Toteż gładziłem dłonią chropawy pień sykomora myśląc, że prawdopodobnie nigdy tu już nie wrócę, i gładziłem wytarty próg mojego domu myśląc, że z pewnością nigdy już tu nie powrócę, i dotykałem kościstej matczynej ręki Muti myśląc, że na pewno byłoby najlepiej, żebym już nigdy nie wrócił, bo zawsze tylko ściągam troski i nieszczęście na tych, którzy mnie kochają. Toteż najlepiej byłoby dla mnie, gdybym żył i umarł samotnie, tak jak samotnie przypłynąłem Rzeką w uszczelnionej łódeczce z sitowia w noc mego urodzenia.
Gdy zapaliły się gwiazdy i strażnicy w zrujnowanych portowych zaułkach zaczęli bić drzewcami oszczepów o tarcze, żeby wystraszyć stamtąd ludzi, pożegnałem się z Muti i odszedłem z domu odlewacza miedzi, leżącego w dzielnicy biedoty, w Tebach, by raz jeszcze powrócić do Złotego Domu faraona. A gdy szedłem do brzegu Rzeki, niebo nad Tebami znowu jarzyło się czerwienią, światło z wielkich ulic biło łuną w ciemność nocy, a drażniące dźwięki muzycznych instrumentów niosły się do moich uszu ze środka miasta, bo ta noc była nocą wstąpienia na tron faraona Tutanchamona i świątecznie obchodzono tę uroczystość w Tebach.
 
Rozdział 7
 
Tej samej nocy kapłani w świątyni Sachmet pracowali gorliwie, wyrywając trawę, która wyrosła między kamiennymi płytami podłogi, ustawiając lwiogłowy posąg na jego dawnym miejscu i odziewając go w czerwone płótno oraz zdobiąc w godła wojny i zniszczenia. Bo gdy Eje ukoronował już Tutanchamona koronami Obu Królestw, czerwoną i białą koroną, koroną lilii i koroną papirusu, rzekł do Horemheba:
– Teraz nadeszła twoja chwila, synu sokoła. Każ dąć w rogi i obwieść, że wojna się zaczęła. Niech krew jak oczyszczająca fala spłucze krainę Kem, ażeby wszystko było znowu jak dawniej i żeby lud zapomniał o fałszywym faraonie.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.