Tidi szybko podeszła i chwyciła go za ramię, obdarzając troskliwym spojrzeniem Florence Nightingale...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


- Proszę cię, Dirk. Twoja głowa jeszcze nie może dogadać się z nogami.
- Nic mi nie jest. Po prostu zbyt gwałtownie podniosłem się. Wstał i od razu wpadł jej w ramiona. - Jesteś kiepską pielęgniarką, Tidi. Za bardzo przejmujesz się pacjentami.
Przez kilka chwil opierał się na niej, zanim znów zaczął widzieć pojedynczo, w tym także sypialnię, skurczoną już do normalnych wymiarów. Tylko przeraźliwy ból jakoś nie chciał wynieść się z jego głowy.
- Dirk, jesteś jedynym pacjentem, którym chciałabym się przejmować. - Mocno go obejmowała, nie robiąc nic, aby uwolnić się z jego ramion. - Ale ty nigdy mnie nie zauważasz. Moglibyśmy sami jechać windą, a ty nawet byś mnie nie poznał. Czasami zastanawiam się, czy ty w ogóle wiesz o moim istnieniu.
- Bardzo dobrze wiem, że istniejesz. - Odepchnął ją delikatnie i udał się w długą drogę do łazienki. Chcąc uniknąć w trakcie wolnego marszu ponownego spotkania twarzą w twarz, kontynuował rozpoczęty monolog. - Twoje dane statystyczne mówią o stu siedemdziesięciu jeden centymetrach wzrostu, pięćdziesięciu pięciu kilogramach wagi, osiemdziesięciu pięciu centymetrach w biodrach, niewiarygodnych pięćdziesięciu centymetrach w talii i kolejnych osiemdziesięciu pięciu centymetrach w biuście, stanik prawdopodobnie rozmiaru trzy. Wszystko razem odpowiada sylwetce z rozkładówki "Playboya". Ponadto jasnobrązowe włosy otaczające śmiałą, bystrą twarz, którą zdobią błyszczące, brązowe oczy, zuchwały nosek i doskonale uformowane usta z dołeczkami po bokach, pokazującymi się wtedy, gdy się uśmiechasz. Aha, byłbym zapomniał o dwóch pieprzykach za lewym uchem. I w tym momencie twoje serce bije w tempie około stu pięciu uderzeń na minutę.
Tidi stała nieruchoma niczym laureatka quizu telewizyjnego po wygraniu miliona dolarów; momentalnie odebrało jej mowę. Podniosła rękę, dotykając dwóch znamion.
- Uff! Nie mogę uwierzyć, że to wszystko wyszło z twoich ust. To nieprawdopodobne. Lubisz mnie, tobie naprawdę zależy na mnie.
- Nie daj ponosić się uczuciom. - Pitt z wahaniem odwrócił się do niej, stojąc we drzwiach łazienki. - Bardzo mi się podobasz, tak jak piękna dziewczyna każdemu mężczyźnie, ale nie jestem w tobie zakochany.
- Ty... ty nic po sobie nie dałeś znać. Nigdy nawet nie umówiłeś się ze mną.
- Wybacz, Tidi. Jesteś osobistą sekretarką admirała. Z zasady nie załatwiam swoich prywatnych spraw tak blisko niego. - Oparł się o futrynę. - Bardzo szanuję tego starszego faceta, on dla mnie jest kimś więcej niż tylko dobrym znajomym lub szefem. Nie chcę przysparzać mu kłopotów za plecami.
- Rozumiem - powiedziała skromnie. - Ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie w roli bohatera poświęcającego się dla szczęśliwego związku wybranki swego serca z maszyną do pisania.
- Odrzucona dziewica, dokonująca żywota w klasztorze, to także nie twój styl.
- Czy musimy się sprzeczać?
- Nie - rzekł Pitt zgodnie. - Bądź więc grzeczną dziewczynką i załatw mi jakieś ubranie. Zobaczymy, czy znasz moje wymiary równie dobrze, jak ja twoje.
Tidi nic nie odpowiedziała. Stała niepocieszona i ciekawa. Wreszcie kiwnęła głową w geście kobiecej irytacji i wyszła.
Dokładnie dwie godziny później Pitt, ubrany w pasujące jak ulał luźne spodnie i sportową koszulę, siedział przed biurkiem admirała Sandeckera. Admirał wyglądał na zmęczonego, starego człowieka, znacznie starszego, niż był w istocie. Jego rude, nie uczesane włosy przypominały zmierzwioną grzywę, a widoczny zarost świadczył o tym, iż nie golił się przynajmniej od dwóch dni. Przez chwilę studiował cylindryczny kształt potężnego cygara, wciśniętego między palce prawej ręki, po czym bez zapalania odłożył je do popielniczki. Bąknął, że jest rad widzieć Pitta żywego i w miarę zdrowego. A następnie zaczął mu się badawczo przyglądać mocno zaczerwienionymi, smutnymi oczami.
- To tyle tytułem wstępu. Teraz kolej na ciebie, Dirk. Opowiadaj. Pitt nie zaczął opowiadać.
- Ponad godzinę spędziłem na pisaniu dokładnego raportu powiedział. - Przedstawiłem w nim dokładny przebieg wydarzeń od momentu startu śmigłowca ze stanowiska NUMA na lotnisku Dulles International aż do przyjazdu z farmerem i jego synem do konsulatu. Uwzględniłem w nim również moje spostrzeżenia i uwagi. Znając pana, admirale, ośmielę się stwierdzić, że przeczytał pan go przynajmniej dwa razy. Nie mam nic do dodania. Teraz mogę tylko odpowiedzieć na pana pytania.
Gdyby twarz Sandeckera mogła w tej chwili wyrazić cokolwiek innego niż zmęczenie, pojawiłoby się na niej zainteresowanie lub wręcz niepohamowana ciekawość powodów jawnej niesubordynacji Pitta. Wstał, ukazując swoje sto sześćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu oraz granatowy garnitur gwałtownie domagający się prasowania. Była to jego ulubiona poza, zapowiadająca nieuchronną orację.
- Wystarczyło mi raz przeczytać, majorze. - Tym razem nie było zwykłego: Dirk. - Kiedy mam ochotę na dowcip wysokiego lotu, sięgam po książki Dona Ricklesa lub Morta Sahla. Doskonale zdaję sobie sprawę, że podczas siedemdziesięciu dwóch godzin, przed którymi ściągnąłem pana z ciepłej plaży w Kalifornii, spotkał się pan z wieloma przeciwnościami ze strony Straży Wybrzeża, Rosjan, że odmroził pan tyłek, oglądając na górze lodowej skutki nieopisanego bestialstwa, że nie wspomnę o śmierci doktora Hunnewella, który zmarł na pana rękach. To wszystko jednak w najmniejszym stopniu nie upoważnia pana do wkurzania swojego przełożonego.
- Proszę mi wybaczyć ten mimowolny brak szacunku, panie admirale - powiedział Pitt dalekim od przepraszającego tonem. - Jeśli moje słowa zabrzmiały zbyt arogancko, wynikało to wyłącznie z tego, że Czuję się manipulowany. Odnoszę wrażenie, iż posłał mnie pan na bardzo grząski teren bez informowania o konieczności założenia kaloszy.
- A więc? - Ognistorude brwi uniosły się o pół centymetra.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.