Ale przecież koniecznie musieli wydostać się z mokradeł...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Choć Garion dopiero po długich wahaniach podjął decyzję, by spotkać się z Torakiem, teraz wiedział już, że to jedyne możliwe rozwiązanie. Jednakże nie da się bez końca opóźniać chwili ich spotkania. Jeśli będą zwlekać zbyt długo, wydarzenia potoczą się własnym torem i świat pogrąży się w otchłani wojny, której tak bardzo starali się uniknąć. Vordai, grożąc, że uwięzi ich tu na zawsze, jeśli Belgarath nie zapłaci wymaganej przez nią ceny, stanowiła niebezpieczeństwo nie tylko dla nich, ale też dla całego świata. Losy całej ludzkości - bez żadnej przesady - spoczywały w obojętnych rękach czarownicy. Mimo usilnych starań Garion nie potrafił wymyślić żadnego sposobu, który pozwoliłby uniknąć próby mocy Belgaratha. Choć on sam z pewnym wahaniem uczyniłby to, czego życzyła sobie Vordai, nie wiedział nawet, od czego zacząć. Jeśli w ogóle da się tego dokonać, może to zrobić jedynie jego dziadek - o ile choroba nie zniszczyła woli czarodzieja.
Kiedy nad pogrążonymi we mgle mokradłami wstała jutrzenka, Belgarath przebudził się i usiadł przy kominku, z poważną miną obserwując roztańczone płomienie.
- I co? - spytała Vordai. - Czy podjąłeś już decyzję?
- To jest złe, Vordai - odparł. - Natura buntuje się przeciw temu.
- Żyję znacznie bliżej natury niż ty, Belgaracie - odpaliła Vordai. - Czarownice są z nią związane bardziej niż jakikolwiek czarodziej. Czuję we krwi każdą zmianę pór roku, ziemia pod mymi stopami żyje. Nie wyczuwam jednak żadnych oznak buntu. Natura kocha wszystkie swe stworzenia i opłakiwałaby wyniszczenie moich błotniaków niemal równie mocno jak ja. Zresztą i tak nie ma to nic do rzeczy. Nawet gdyby kamienie pod naszymi nogami protestowały wniebogłosy, nie ustąpię.
Silk wymienił szybkie spojrzenia z Garionem. Twarz drobnego Drasanina zdradzała udrękę równą niemal Belgarathowej.
- Czy błotniaki to naprawdę tylko zwierzęta? - ciągnęła Vordai. Wskazała ręką nadal uśpioną Poppi. Jej delikatne, rozłożone przednie łapki przypominały maleńkie dłonie. Tupik, poruszając się niemal bezszelestnie, zakradł się do domu niosąc w łapkach bukiet wilgotnych od rosy bagiennych kwiatów. Ze staranną czułością ułożył je wokół uśpionej Poppi, po czym delikatnie wsunął ostatni w jej otwartą dłoń. Następnie z dziwnie cierpliwym wyrazem pyszczka przycupnął, aby zaczekać na jej przebudzenie.
Poppi poruszyła się, przeciągnęła i ziewnęła. Uniosła kwiat do swego małego czarnego noska i powąchała go spoglądając czule na wyczekującego Tupika. Wydała z siebie pełen szczęścia świergot, następnie zaś ona i Tupik wymknęli się z chaty, chcąc zażyć porannej kąpieli w chłodnych wodach mokradła.
- To rytuał godowy - wyjaśniła Vordai. - Tupik chce, aby Poppi została jego towarzyszką i wie, że jak długo będzie przyjmowała jego dary, oznacza to, że wciąż go lubi. Potrwa to jeszcze jakiś czas, aż wreszcie odpłyną razem w głąb mokradeł na jakiś tydzień. Kiedy wrócą, zostaną parą do końca życia. Czy naprawdę aż tak bardzo różni się to od zachowania młodych ludzi?
Jej pytanie z jakiś przyczyn głęboko poruszyło Gariona, choć nie potrafił określić dlaczego.
- Spójrzcie tutaj - poleciła Vordai i wskazała widoczną za oknem grupkę bawiących się młodych błotniaków, ledwie wyrosłych dzieci. Maluchy ukręciły sobie z mchu piłkę i stojąc w kręgu podawały ją sobie szybkimi gestami, całkowicie skoncentrowane na grze. - Czy ludzkie dziecko nie mogłoby dołączyć do nich, wcale nie czując się obco? - naciskała Vordai.
Niedaleko grających dorosła samica błotniaka kołysała swe śpiące dziecko, huśtając je łagodnie z policzkiem przytulonym do pyszczka maleństwa.
- Czyż macierzyństwo nie jest czymś uniwersalnym? - spytała Vordai. - W czym moje dzieci różnią się od ludzi? Poza tym, że są zapewne bardziej szczere, skromne i kochające dla siebie nawzajem.
Belgarath westchnął.
- No dobrze, Vordai - powiedział. - Przekonałaś mnie. Zgadzam się, że błotniaki są zapewne milszymi stworzeniami niż ludzie. Nie wiem, czy dar mowy pomoże im w czymkolwiek, jeśli jednak tego chcesz... - wzruszył ramionami.
- A zatem zrobisz to?
- Wiem, że to niesłuszne, ale spróbuję spełnić twoje życzenie. W istocie nie mam specjalnego wyboru, prawda?
- Nie - odparła. - Nie masz. Czy będziesz czegoś potrzebował? Mam tu wszystkie tradycyjne mikstury i narzędzia.
Belgarath potrząsnął głową.
- Magia nie działa w ten sposób. Moc czarownic wiąże się z wzywaniem duchów, lecz magia w całości pochodzi od wewnątrz. Kiedyś, gdy będziemy mieli dość wolnego czasu, wyjaśnię ci, na czym dokładnie polega różnica. - Wstał. - Nie sądzę, żebyś zechciała zmienić zdanie.
Twarz Vordai stężała.
- Nie, Belgaracie. Czarodziej ponownie westchnął.
- W porządku, Vordai. Niedługo wrócę. - Odwrócił się cicho i wyszedł na zewnątrz, znikając w porannej mgle.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.