Inteb spojrzał na zanurzone do ramion w wodzie ciało...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Drobne fale kołysały głową. Trup miał otwarte oczy i usta, na jego twarzy zastygł grymas przerażenia.
- Chyba był gruby - zauważył Inteb.
- Jak świnia - odparł najbliższy wioślarz.
- No to dobrze się złożyło. A jak zacznie puchnąć, to tym lepiej. Póki co owiniemy go szmatami, by mocniej trzymał.
Szepty pobiegły błyskawicznie ku dziobowi i galernicy umilkli, wpatrując się z nadzieją w Inteba, gotowi wykonać każde jego polecenie.
- Mam wrażenie, że dzięki temu galera nie zatonęła. Zajmę się uszczelnieniem otworu, wy tymczasem wybierajcie wodę. Być może uda nam się uciec stąd i dopłynąć do los, to najbliższa wyspa. Próbujemy, Asonie?
- Jasne. Nie znajdziemy już innego statku.
Ason zeskoczył na pokład i poczekał, aż Tydeus nakieruje jego miecz na okowy.
Nie marnując czasu, uwolnił pozostałych wioślarzy, którzy nie ruszając się z miejsca, pracowicie zaczęli czerpać dłońmi wodę i wylewać ją za burtę. Tydeus pobiegł ku najbliższym ruinom i wrócił po chwili z wiadrami, glinianymi pucharami i innymi naczyniami, które nawinęły mu się pod ręce. Dostarczył też wyszabrowane z magazynu portowego płótno żaglowe, które Inteb pociął na pasy i poupychał wkoło ciała nadzorcy. Praca nie ustawała, wody w kadłubie ubywało i można było sprawdzić stan posiadania. Kilku galerników nie żyło, utopili się, gdy woda zalała część pokładu, jeden zginął trafiony w głowę spadającym kamieniem. Powietrze było aż gęste od pyłu, ledwo dawało się nim oddychać. Z bolesną powolnością galera zaczęła się prostować.
- Starczy - powiedział Inteb. - Część niech dalej wybiera wodę, reszta niech siada do wioseł, póki nie jest za późno.
Ason przeciął mieczem dziobową cumę i pobiegł między niewolnikami na rufę. Nagle ktoś pojawił się na nabrzeżu. Ason już unosił miecz, by odeprzeć intruza, gdy ujrzał, że tamten jest bez broni. Całą głowę miał okrwawioną. Ason zaczął ciąć rufową cumę.
- Na pokładzie twego statku znajdzie się chyba miejsce dla jeszcze jednego męża, przybyszu z gór.
To był Aias pięściarz. Ason zamierzył się na niego mieczem, ale tamten uskoczył.
- Giń tu, Atlantydzie. Nie trzeba nam ciebie.
- Nie jestem Atlantydem, ale niewolnikiem z Byblos. Robiłem za worek treningowy dla szlachetnie urodzonych. Widzę, że straciliście kilku wioślarzy. Pozwól mi zająć miejsce jednego z nich.
Cuma puściła i galera zaczęła się oddalać od nabrzeża.
- Słuchaj, góralu. Nie zrobiłem ci nic złego. Zawiązałem ci tylko rzemienie na dłoniach i pokazałem, jak się walczy. Gruz mnie przywalił i zostawili mnie, abym zdechł, ale ja mam twardą czaszkę.
Ledwie Ason odwrócił się i galernicy naparli na wiosła, Aias skoczył na przedni pokład. Upadł i rozpłaszczył się na deskach, krzywiąc się przy tym do księcia w krwawym uśmiechu.
- Zabij mnie, jeśli chcesz. Na brzegu i tak czeka mnie śmierć.
- Łap za wiosło - powiedział Ason, puszczając miecz, aż ten zawisł na przymocowanych do pasa rzemieniach. Aias zaśmiał się chrapliwie, wypchnął najbliższego trupa z ławy na pokład, oparł na nim stopy i osadził wiosło w dulkach.
Wychodzili z zatoki jako ostatni. Niebo pociemniało jak o zmierzchu. Wysokie fale i gorący wiatr sprawiały, że wioślarze musieli wytężać wszystkie siły. Dopiero gdy znaleźli się w kanale, siła wiatru osłabła. Przemykali ciemnym tunelem przy akompaniamencie kamieni uderzających w drewniany strop. Rychło wypłynęli na wody drugiej przystani.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.