Nawet Selande otworzyła oczy ze zdumienia, gdy usłyszała, co Faile miała dalej do powiedzenia, ale nikt nie mruknął ani słowa sprzeciwu...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Faile byłaby zdziwiona, gdyby któreś zaprotestowała Jej instrukcje były rzeczowe. Pewne ryzyko było nieuniknione, ale jeśli ściśle się do nich zastosują, nieporównywalne z tym, jakie byłoby w przeciwnym razie.
- Czy są jakieś pytania? - zapytała na koniec. - Czy wszyscy zrozumieli?
Cha Faile odparli jak jeden mąż:
- Żyjemy, by służyć naszej lady Faile. - A to oznaczało, że będą służyli jej kochanemu wilkowi, czy on sobie tego życzył czy nie.
 
 
Maighdin wierciła się w swoich kocach rozłożonych na twardej ziemi, nie mogąc zasnąć. Tak teraz brzmiało jej imię, nowe imię na nowe życie. Maighdin, po matce, i Dorlain, po rodzinie zarządzającej obecnie majątkiem, który niegdyś należał do niej. Nowe życie, stare bowiem odeszło w niepamięć, i tylko więzów serca nie dawało się przeciąć. Tymczasem teraz... Teraz...
Zadarła głowę, słysząc cichy szelest liści i zobaczyła ciemną sylwetkę przedzierającą się między drzewami. Lady Faile, która wracała do swego namiotu z jakiegoś niewiadomego miejsca. Miła, młoda kobieta, wylewna i wygadana. Może była nawet arystokratką krwi, niezależnie od pochodzenia męża. I przy tym młoda. Niedoświadczona. To mogło się przydać.
Maighdin z powrotem przyłożyła głowę do złożonego kaftana służącego jej za poduszkę. Światłości, co ona tu robi? Idzie na służbę w charakterze pokojówki jakiejś damy! Nie. Pozostawała jej jeszcze wiara w siebie samą. Nadal gdzieś żyjąca w jej wnętrzu. Może ją tam odnaleźć. Może. Pod warunkiem, że starannie poszuka. Oddech uwiązł jej w gardle, gdy usłyszała blisko czyjeś kroki.
Tallanvor ukląkł z gracją obok niej. Był bez koszuli, światło księżyca odbijało się od gładkich mięśni jego torsu i ramion, twarz miał ukrytą w cieniu. Lekki wiatr mierzwił mu włosy.
- Co to za szaleństwo? - spytał cicho. - Z tym pójściem na służbę? Do czego ty zmierzasz? I nie powtarzaj bzdur o zaczynaniu nowego życia. Nie wierzę w to. Nikt nie wierzy.
Próbowała się odwrócić, ale położył dłoń na jej ramieniu. Bez nacisku, ale unieruchomiła ją równie skutecznie jak chomąto konia. Światłości, żeby tylko nie zadrżała. Światłość jej nie wysłuchała, ale przynajmniej głos, którym odpowiedziała, był w miarę pewny.
- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, muszę znaleźć własną drogę, która poprowadzi mnie przez świat. Lepiej w charakterze pokojówki niż tawernianej dziewki. Ty możesz pójść w swoją stronę, jeśli służba tutaj ci nie odpowiada.
- Nie wyrzekłaś się przecie rozumu i swojej dumy, kiedy abdykowałaś - mruknął. Ażeby ta Lini sczezła, że to zdradziła! - I jeśli chcesz udawać, że tak jest, to radzę ci, pilnuj się, by Lini nie dopadła cię na osobności. - Ten mężczyzna śmiał się z niej! Śmiał się, och, jakże serdecznie! - Lini obiecała, że rozmówi się z Maighdin, i przypuszczam, że nie potraktuje jej tak delikatnie, jak traktowała Morgase.
Rozgniewana usiadła, odpychając jego rękę.
- Czy ty jesteś ślepy i głuchy? Smok Odrodzony ma plany w związku z Elayne! Światłości, już by mi się nie podobało, gdyby choć znał jej imię! To musi być coś więcej niż tylko zwykły przypadek, który zbliżył mnie do jednego z jego zabijaków, Tallanvorze. Na pewno!
- Ażebym sczezł, wiedziałem, że o to właśnie idzie. Miałem nadzieję, że się mylę, ale... - Był równie zły jak ona, wskazywał na to ton jego głosu. On nie ma prawa być zły! - Elayne jest bezpieczna w Białej Wieży, Zasiadająca na Tronie Amyrlin nie dopuści jej blisko mężczyzny, który potrafi przenosić, nawet jeśli to Smok Odrodzony... a zwłaszcza jeśli nim jest!... a Maighdin Dorlain nie może nic zrobić z Zasiadającą na Tronie Amyrlin, Smokiem Odrodzonym czy Tronem Lwa. Może tylko dać sobie skręcić kark, poderżnąć gardło albo!...
- Maighdin Dorlain może patrzeć! - Weszła mu w słowo, po części po to, by przerwać tę koszmarną litanię. - Może słuchać! Może!... - Zirytowana zawiesiła głos. Co mogła zrobić? Nagle dotarło do niej, że jest odziana wyłącznie w cienką koszulę, i pospiesznie otuliła się kocem. Noc istotnie zdawała się chłodniejsza. A może to ukryte w mroku oczy Tallanvora wywołały tę gęsią skórkę na jej skórze. Ta myśl sprawiła, że poczuła rumieniec na policzkach, rumieniec, którego, miała nadzieję, nie zauważył. I na szczęście przydała nieco żaru tonowi głosu. Nie była młodą dziewczyną, żeby tak się czerwienić, bo patrzył na nią jakiś mężczyzna! - Zrobię, co mogę, cokolwiek to będzie. Jeszcze będę miała szansę dowiedzieć się czegoś albo zrobić coś, co pomoże Elayne, i ja tę szansę wykorzystam!
- Niebezpieczna decyzja - odparł spokojnie. Żałowała, że nie widzi wyraźnie jego twarzy w ciemnościach. Naturalnie po to tylko, by móc odszyfrować malujące się na niej uczucia. - Sama słyszałaś, jak groził, że powiesi każdego, kto źle na niego spojrzy. I ja mu wierzę, wierzę mężczyźnie o złotych oczach. Wszak on przypomina bestię. Zdziwiłem się, że puścił tamtego człowieka, myślałem już, że skoczy mu do gardła! Jeśli odkryje, kim jesteś, kim kiedyś byłaś... Balwer może cię zdradzić. Nigdy tak naprawdę nie wyjaśnił, dlaczego pomógł ci w ucieczce z Amadoru. Może sobie pomyślał, że królowa Morgase da mu jakąś nową posadę. Teraz wie, że nie ma szans, więc może spróbować wkraść się w łaski nowych chlebodawców.
- Boisz się lorda Perrina Złote Oko? - spytała z pogardą. Światłości, ten człowiek ją przerażał! Naprawdę miał oczy wilka. - Balwer ma dość rozumu, by strzec swego języka. Wszystko, co powie, ostatecznie odbije się na nim. Wszak przyjechał tu ze mną. Jeśli się boisz, to jedź dalej sam!
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.