Podjąwszy szybko decyzję, począł oczyszczać dziurę z kamieni i piasku...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Po półgodzinnej pracy wprawdzie nie stała się większa, j ale jego przekonanie, że prowadzi do podziemnej sztolni, zmieniło j się w pewność. Dwa małe, na pół zagrzebane głazy tuż obok otworu najwidoczniej zaklinowały się wskutek nacisku wielkiej masy napierającej na wylot szybu; robiły wrażenie, jakby uwięzły w szyjce butelki. Kiedy podważył jeden z kamieni w stronę prawą, jego sąsiad przesunął się w lewo tak, że wszelkie dalsze przemieszczanie stało się niemożliwe. Przeciwny skutek nastąpił, kiedy zaczął napierać w drugą stronę, ale nie rezygnował.
Dźwignia sama wysunęła mu się z rąk, odskoczyła, uderzyła go w bok głowy i zniknęła w jamie, która się nagle otworzyła, Gwałtowny cios sprawił, że zatoczył się na nogach. Kamień, który wystrzelił z osuwiska, uderzył go w plecy, więc upadł, łapczywie chwytając powietrze, niepewny, czy wpadł do szybu, czy też nie, aż do chwil i, kiedy walnął brzuchem o podłoże i przywarł do niego ramionami. Łoskot spadających skał trwał krótko, ale był ogłuszający.
Oślepiony pyłem Franciszek leżał, chwytając łapczywie powietrze i zastanawiając się, czy zdobędzie się na odwagę, żeby wykonać jakiś ruch, tak ostry był ból w plecach. Kiedy odzyskał nieco dech, wsunął rękę pod habit i sięgnął do miejsca między łopatkami, gdzie jakieś kości mogły ulec złamaniu. Palce natrafiły na zgrubienie i poczuł kłucie. Cofnął rękę i zobaczył, że palce ma mokre i czerwone. Poruszył się, ale jęknął i padł z powrotem.
Jego uszu dobiegł łagodny trzepot skrzydeł. Spojrzał do góry i zobaczył sępa gotującego się, by usiąść na stercie gruzu w odległości kilku metrów. Ptak zaraz wzbił się znowu w powietrze, ale Franciszek wyobraził sobie, że sęp spojrzał na niego z jakimś matczynym zafrasowaniem, tak jak patrzy zmartwiona kokosz. Czym prędzej przekręcił się na plecy. Ptaki zbiły się na niebie w wielką czarną hordę i zataczały kręgi na małej wysokości. Kiedy się poruszył, wzleciały wyżej. Nagle, nie zważając na to, że być może ma złamany kręgosłup albo złamane żebro, stanął na trzęsących się nogach. Rozczarowana czereda wzbiła się znowu wysoko na niewidocznych słupach rozgrzanego powietrza, a następnie rozproszyła się, odlatując w stronę swoich oddalonych, powietrznych posterunków. Wydawało się, że ptaki, mroczne alternatywy Parakleta, na którego nadejście czekał, pragną czasem zstąpić, zajmując miejsce Gołębia; ich nagłe zainteresowanie jego osobą denerwowało go i poruszywszy parę razy na próbę ramionami, rychło doszedł do wniosku, że ostry odłam skalny zrobił mu tylko siniaka i lekko go skaleczył.
Powiew wiatru rozpraszał słup pyłu, który wzbił się znad szybu. Franciszek miał nadzieję, że z wież strażniczych opactwa dojrzą ten pył i ktoś przybędzie, żeby sprawdzić, co też się stało. U jego stóp, w miejscu gdzie zbocze się zapadło, zionął kwadratowy otwór. Zobaczył wiodące w dół schody, ale tylko ich górny fragment nie był zasypany. Niżej pokrywał je gruz, który przez sześć wieków wisiał na włosku, czekając na pomoc brata Franciszka, żeby zwalić się z łoskotem.
Na ścianie szybu przetrwał czytelny, chociaż na pół zasypany znak. Mobilizując cały skromny zasób swojego angielskiego sprzed potopu, wyszeptał, zająkując się, słowa:
SCHRON DLA PRZETRWANIA OPADU
Maksymalna pojemność: 15
Zaopatrzenie w przeliczeniu na jednego użytkownika: 180 dni. Podzielić przez liczbę użytkowników. Wchodząc do schronu, upewnij się, czy pierwszy właz jest szczelnie zaryglowany, czy osłona zabezpieczająca przed wtargnięciem osób napromieniowanych jest pod napięciem, czy światła ostrzegawcze na zewnątrz zostały włączone...
Reszta była zasypana, ale Franciszkowi wystarczyło jedno słowo. Nigdy nie widział “opadu" i miał nadzieję, że nigdy go nie zobaczy. Nie przetrwał żaden wiarygodny opis tego potwora, ale Franciszek słyszał krążące o nim legendy. Przeżegnał się i cofnął znad otworu. Tradycja mówiła, że błogosławiony Leibowitz spotka! potwora i był w jego władaniu przez wiele miesięcy, zanim egzorcyzmy, jakie towarzyszyły jego ochrzczeniu, odpędziły szatana.
Brat Franciszek wyobrażał sobie opad jako na pół salamandrę, albowiem, według tradycji, zrodził się z Potopu Płomieni, i napoi inkuba, który psuł dziewki podczas snu; czyż bowiem potworów tego świata nie nazywano nadal “dziećmi Opadu"? To, że diabeł jest zdolny zadać wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na Hioba, zostało nie tylko zapisane, ale być może stanowiło artykuł wiary,
Nowicjusz z przerażeniem patrzył na znak. Jego znaczenie było wystarczająco wyraźne. Niechcący wtargnął do siedziby (modlił się, by okazała się pusta) niejednej, ale piętnastu straszliwych istot! Sięgnął po fiolkę ze święconą wodą.
2
A spiritufomicationis,
Domine, libera nos[9].
Od piorunów i burzy
Wybaw nas, Panie.
Od bicza trzęsienia ziemi
Wybaw nas, Panie.
Od plag powietrza, głodu i wojny
Wybaw nas, Panie.
Od zerowego punktu wybuchu
Wybaw nas, Panie.
Od kobaltowego deszczu
Wybaw nas, Panie.
Od deszczu strontu
Wybaw nas, Panie.
Od opadu cezu
Wybaw nas, Panie.
Od przekleństwa Opadu
Wybaw nas, Panie.
Od tego, byśmy się rodzili potworami
Wybaw nas, Panie.
Od przekleństwa zniekształceń ciała
Wybaw nas, Panie.
A morte perpetua,
Domine, libera nos[10].
Peccatores,
te rogamus, audi nos[11].
Abyś nas oszczędził,
prosimy, wysłuchaj nas.
Abyś zechciał nam wybaczyć,
prosimy, wysłuchaj nas.
Abyś zechciał doprowadzić nas do prawdziwej skruchy,
te rogamus, audi nos.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.