- Powiedz im, że my jesteśmy inni - naciskał Luke, przyglądając się otaczającym ich zewsząd wrogim twarzom...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

- Powiedz im, że nikomu nie chcemy zrobić krzywdy.
- To nie jest plemię filozofów, chłopcze - stwierdziła Halla. - Ich koncepcja władzy jest szalenie prosta i nie zdołasz wyjaśnić im, co to jest bunt. Ale... - Halla spojrzała na trzech wodzów, którzy w dalszym ciągu spierali się między sobą - ...chyba zamierzają dać nam szansę.
- Nie wierzę - sprzeciwiła się księżniczka. - Czy dałabyś jakiekolwiek szansę wrogowi, który już zabił czterech z twoich ludzi?
- Osobnik z rozpłatanym ramieniem twierdzi, że zabiliście tylko dwóch - kontynuowała Halla. - Pozostali są ranni, a Cowayowie uważają śmierć za zwykłe, codzienne wydarzenie. Ci dwaj zabici po prostu odeszli trochę wcześniej niż powinni. Jeden z wodzów właśnie wrzeszczał, że zabici podjęli złą decyzję i mówi, że powinni byli poczekać i wezwać posiłki. Twierdzi, że ich śmierć nie jest waszą winą i że winni są jego ludzie, bo głupio zrobili, dając się niepotrzebnie zabić.
- Bardzo mądrze - wymamrotała księżniczka.
Halla była wyjątkowo zadowolona z siebie.
- O czym to ja mówiłam? Acha! Więc ten, któremu rozpłatałeś ramię, Luke, mówi, że...
- To nie on - sprzeciwiła się księżniczka. - To ja.
- Naprawdę? - Widać było, że w oczach Halli akcje księżniczki znacznie wzrosły. - Właśnie wychwala cię, Luke, jako znakomitego wojownika.
Ta pochwała jakoś nie poprawiła jego samopoczucia...
- Świetlisty miecz nie jest równorzędną bronią dla toporów i włóczni - burknął.
Halla skinęła głową ze zrozumieniem.
- Właśnie o to się spierają.
- Nie bardzo cię rozumiem, Hallu.
- Usiłowałam im wszystko wytłumaczyć, kiedy ty i dziewczyna schodziliście na dół. Próbowałam ich przekonać, że jesteśmy z odległej planety, że różnimy się od górników i walczymy z ludźmi na powierzchni, aby wyrzucić ich z Mimban, a kiedy wygramy, Cowayowie będą mogli znowu wychodzić na powierzchnię, kiedy tylko zechcą.
Jeden z wodzów wierzy w to, drugi uważa, że jestem największą blagierką w historii ludzkiej rasy, a trzeci jest niezdecydowany. Stąd to całe zamieszanie, bo każdy z nich próbuje przekonać pozostałych.
- A co z tą propozycją? - wróciła do tematu księżniczka.
- Ach, to... - Halli udało się przybrać minę osoby wprawionej w zakłopotanie. - Powiedziałam, że jeżeli nie mogą się zdecydować, gdzie leży prawda, mogą zdać się na Canu. Wydaje mi się, że Canu jest ich lokalnym bóstwem, zajmującym się ferowaniem ostatecznych wyroków. Nasz największy wojownik musi przekonać Canu, że mówimy prawdę.
Luke drgnął.
- Czy mogłabyś mi to bliżej wyjaśnić?
- Nic się nie martw - uspokoiła go Halla - przecież z tobą jest Moc.
- Moc? Wolałbym mieć swój miecz.
Potrząsnęła głową przepraszająco.
- Przykro mi, Luke, ale sam stwierdziłeś, że topory i dzidy nie są równorzędną bronią dla twojego miecza.
Luke odwrócił się niepewnie.
- Nie jestem wojownikiem, Hallu, i wydaje mi się, że przeceniasz możliwości Mocy.
- Luke, oni nie są olbrzymami.
- Ale nie są też karzełkami. Co się stanie, jeżeli zgodzę się na tę walkę, po czym ją przegram?
Halla odpowiedziała, nie tracąc zimnej krwi.
- Wtedy prawdopodobnie poderżną nam gardła blaszanymi nożami. - Tupnęła ze złością nogą. - Proszę cię, Luke. Zrobiłam, co mogłam. To jest nasza jedyna szansa. Nie zgodzą się na walkę z żadnym z Yuzzów, bo uważają ich za osobniki pozbawione rozumu.
- A więc nie są aż tak prymitywni, jak się wydaje... - mruknęła księżniczka.
- Trochę ich przeceniasz. Rzecz w tym, że to ludzie opanowali powierzchnię Mimban i tylko człowiek może stanąć przed Canu.
Gwałtowna cisza, jaka zapadła wśród Cowayów, przerwała dalszą dyskusję. Jeden z wodzów odwrócił się i zawołał coś do Halli. Wysłuchała go uważnie, wykrzywiając twarz.
- Zdają się na wyrok Canu - oznajmiła i spojrzała na Luke’a: - Jestem starą kobietą, chłopcze, ale wiedz, że zamierzam jeszcze trochę pożyć. Nie zawiedź mnie.
- Musisz wygrać, Luke - powiedziała księżniczka. - Jeżeli nie stawię się na spotkaniu podziemia na Circarpous, nasza nieobecność sprawi, że nie przyłączą się do Przymierza.
Luke patrzył to na Hallę, to na Leię.
- Przymierze? A co ze mną? Czy ja was w ogóle obchodzę - uderzył się w piersi i spojrzał na Leię. - Moje życie jest dla mnie ważniejsze niż jakieś głupie poświęcenie w imię patriotyzmu. Tak samo - ciągnął, zwracając się w stronę Halli - jak wyciąganie was z kabały, której można było uniknąć. Przecież to właśnie ty wiesz podobno wszystko o Mimban.
- Luke - zaczęła Halla, ale przerwał jej machnięciem ręki.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.