A lodówka stoi obok na podłodze, bo nasza droga Clementine, zabrawszy swój mesel, młotek i błogosławieństwo taty na drogę, wyjechała tam, skąd przybyła, nie...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Pamiętam, że po jej wyjeździe poszliśmy z tatą na piwo, pierwszy raz mi wtedy stawiał i chyba ostatni. Na czwartej ścianie są drzwi, łaska niebios, że piątej ściany tu nie ma, bo...
- Ile osób będzie na kolacji?
- My dwaj.
- I myślisz, że damy radę zjeść tyle chleba?
Faktycznie, pokroiło mi się zbyt pochopnie. O, tata, młodzieżowiec jaki, ręce w kieszeniach, nogę na stołku postawił i gwiżdże, od kogo on się tego nauczył, jak by powiedziała Mela, słoneczko zaszłe tej kuchni. Kasia kazała dyplomatycznie. No, to dyplomatycznie.
- Tata - mówię - tyś się widział z Kasi matką?
- Czemu pytasz?
- Ciekawi mnie.
Gwiżdże. "Gwizdać to ty możesz w lesie". Eh, Melanio, ja ciebie nigdy nie zapomnę!
- Nie - mówi. - Córka doktora Gradzika była na dworcu i widziała was. Oczywiście i Zuzannę. To ona mi powiedziała.
No, jasne. Widziałem Magdę Gradzik. Smaruję chleb masłem, tata się przygląda.
- Żałuję, żeś mi nie powiedział. Chętnie bym się zobaczył...
A właśnie. Katarzyna miała rację, gdyby wiedział, toby ją odnalazł. Dla mnie to niechby ją sobie zobaczył, niechby pogadał, piątej ściany i tak nie ma w naszej kuchni. Ale Kaśki było ważniejsze, pewno. A zresztą, czort znajet, może i dla niego lepiej.
- Co tam, tata! - mówię. - Będziesz wyciągał z lamusa stare wspominki. Warto?
- Może i warto.
- Mówiłeś przecież, że to zadra. I że do tej pory boli, jak ruszać. Patrzę. Kiwa głową, uśmiecha się, biedaczysko.
- A ciebie, Rafał, jak ząb boli, to go nie naciskasz?
- Tata, no, naciskam, pewno.
Bierze ze stołu kawałek chleba, je, głodny był widać.
- Żałuję, żeś mi nie powiedział - powtarza znowu. - Długo ona była u Sopoćków?
- Zaraz. Dwa tygodnie. Chyba.
- Dwa tygodnie? To przecież ja tam jeździłem? W nocy, pamiętasz, po Izabelę.
Nic nie mówię, co ja mam mówić. Nic nie powiem. Herbaty mogę mu nalać, to wszystko.
- To ona tam wtedy była... - mówi. - No, no.
Przygląda mi się podejrzliwie. Dobrze Kasi mówić, załatw to dyplomatycznie.
- Z serem, tata, czy z kiełbasą?
- Z serem. Słuchaj, Rafał, powiedz mi taką rzecz. Prosiła cię pani Zuzanna, żebyś mi nie mówił? Wiedziała chyba, że jesteś moim synem, nie?
Oj, wiedziała, wiedziała. Dyplomatycznie, tak?
- Wiedziała, rzecz jasna. Ale o nic nie prosiła.
- Nie bardzo rozumiem. Dlaczego w takim razie sam nic mi nie powiedziałeś? Zwłaszcza wtedy, kiedy jechałem po Izabelę, powinienem wiedzieć. Powinienem!
No, tak. Teraz będzie żal do mnie i do całego świata. A jak jechał po Izabelę, to kto po niego przygnał? Kaśka. I kto Kaśce drzwi otworzył? Ja. I kogo Kaśka prosiła: "Nie mów mu tylko, błagam! Nie mów!". I ta podkówka piekielna. Mógłbym powiedzieć staruszkowi: "Tata, dla ciebie to wspominki, sentymenty czy jak, a żebyś ty wiedział, o co ta dziewczyna wtedy grała!". Pewno, mógłbym i tak powiedzieć. Ale po co pchać Kaśkę do tej rozmowy, żeby tata jeszcze i do niej miał żal?
- Przykro mi, tato - mówię, bo w rzeczy samej jest mi przykro.
Nie odpowiada. Siada na krześle, sięga po szklankę, podsuwam mu cukier, głupio, jej bohu. I taty żal.
- Młody jesteś jeszcze, Rafał. Jak dorośniesz, zrozumiesz. Oooo! Skąd ja to znam?
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.