Baldini, póki nie jest za późno! Dom jeszcze stoi, maga­zyny sÄ… jeszcze peÅ‚ne, jeszcze możesz dostać dobrÄ… ce­nÄ™ za swój podupadÅ‚y interes...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Decyzja należy jeszcze do ciebie. Wprawdzie cicha starość w Messynie nigdy nie byÅ‚a celem twego życia, ale to wybór godniejszy i prÄ™dzej znajdzie Å‚askÄ™ przed Bogiem niż bankructwo w Paryżu, choćby i z caÅ‚Ä… pompÄ…. Niech sobie panowie Brouet, Calteau i Pelissier triumfujÄ… w spokoju. Giusep­pe Baldini oddaje pole. Ale robi to z wÅ‚asnej woli i ni­czym nie przymuszony!
ByÅ‚ teraz wrÄ™cz z siebie dumny. I odczuwaÅ‚ bezmier­nÄ… ulgÄ™. Po raz pierwszy od wielu lat ustÄ…piÅ‚ niewolni­czy przykurcz pleców, który usztywniaÅ‚ mu szyjÄ™ i coraz pokorniej pochylaÅ‚ ramiona. Baldini staÅ‚ teraz prosto, swobodny i wyzwolony, i cieszyÅ‚ siÄ™. Lekko wdychaÅ‚ powietrze. Wyraźnie czuÅ‚ dominujÄ…cy w pokoju zapach “Amora i Psyche", ale wcale siÄ™ tym nie przejmowaÅ‚. Baldini zmieniÅ‚ swoje życie i czuÅ‚ siÄ™ wspaniale. Zaraz pójdzie na górÄ™ do żony i powiadomi jÄ… o swojej decyzji, a potem wybierze siÄ™ z pielgrzymkÄ… do Notre-Dame i zapali Å›wieczkÄ™, aby podziÄ™kować Bogu za Å‚askawy znak i za niewiarygodnÄ… siÅ‚Ä™ charakteru, jakÄ… byÅ‚ obda­rzyÅ‚ swego sÅ‚ugÄ™ Baldiniego.
Niemal z mÅ‚odzieÅ„czym impetem wcisnÄ…Å‚ na swojÄ… Å‚ysÄ… czaszkÄ™ perukÄ™, wdziaÅ‚ bÅ‚Ä™kitny surdut, schwyciÅ‚ stojÄ…cy na biurku Å›wiecznik i opuÅ›ciÅ‚ pracowniÄ™. Zapa­laÅ‚ wÅ‚aÅ›nie Å›wiecÄ™ od kaganka na schodach, aby sobie oÅ›wietlić drogÄ™ do mieszkania, kiedy usÅ‚yszaÅ‚ dzwonek z doÅ‚u. Nie byÅ‚ to piÄ™kny dźwiÄ™k perskich dzwonecz­ków u drzwi sklepowych, ale jazgotliwy brzÄ™czyk przy wejÅ›ciu dla dostawców, wstrÄ™tny dźwiÄ™k, który zawsze go raziÅ‚. Nieraz myÅ›laÅ‚, żeby usunąć ten dzwonek i za­stÄ…pić czymÅ› milej brzmiÄ…cym, ale zawsze żal mu byÅ‚o pieniÄ™dzy, a teraz - pomyÅ›laÅ‚ nagle i aż zachichotaÅ‚ z ra­doÅ›ci - teraz pozbÄ™dzie siÄ™ natarczywego brzÄ™czyka wraz z caÅ‚ym domem. Niech siÄ™ irytuje jego nastÄ™pca!
^' 68 ^' ^. 69 ^'
Dzwonek zaskrzeczał ponownie. Baldini nadstawił uszu. Najwyraźniej Chenier opuścił już sklep. Służąca też widać nie miała zamiaru się pofatygować. Tak więc Baldini sam poszedł otworzyć.
Odsunął rygiel, uchylił ciężkich drzwi i - nie ujrzał nic. Ciemność wchłonęła bez śladu wątły blask świecy. Potem, z wolna, zdołał rozróżnić niepozorną postać, dziecko albo niewyrosłego chłopca, który niósł coś na ramieniu.
- Czego chcesz?
- Od majstra Grimala, przyniosÅ‚em skórÄ™ - wyrze­kÅ‚a postać i podeszÅ‚a bliżej, i wysunęła ku Baldiniemu zgiÄ™tÄ… rÄ™kÄ™, przez którÄ… przewieszone byÅ‚o jedna na drugiej kilka skór. W blasku Å›wiecy Baldini zobaczyÅ‚ twarz mÅ‚odego chÅ‚opca o lÄ™kliwie przyczajonych oczach. GarbiÅ‚ siÄ™. WyglÄ…daÅ‚ tak, jakby osÅ‚aniaÅ‚ siÄ™ wysuniÄ™­tym ramieniem, jak ktoÅ›, kto boi siÄ™ razów. ByÅ‚ to Gre­nouille.
14
~ozÅ‚owa skóra na safian! Baldini już sobie przypo­mniaÅ‚, o co chodzi. Kilka dni temu zamówiÅ‚ u Grimala skóry, najprzedniejszÄ…, najmiÄ™kszÄ… skórkÄ™ na podkÅ‚adkÄ™ do pisania dla hrabiego Verhamont, piÄ™tnaÅ›cie franków od sztuki. Ale teraz wÅ‚aÅ›ciwie już mu nie byÅ‚a potrzebna, mógÅ‚ sobie oszczÄ™dzić wydatku. Z drugiej strony - od­prawiać tak chÅ‚opca z kwitkiem...? Cóż, mogÅ‚oby to zro­bić niekorzystne wrażenie, ludzie zaczÄ™liby gadać, mo­gÅ‚aby powstać plotka, że Baldini staje siÄ™ niesumienny, że Baldini nie dostaje już żadnych zamówieÅ„, że Baldini jest niewypÅ‚acalny..., a to byÅ‚oby niedobrze, bardzo nie­dobrze, bo obniżyÅ‚oby sprzedażnÄ… wartość firmy. Lepiej już przyjąć tÄ™ niepotrzebnÄ… skórÄ™. Lepiej, jeÅ›li nikt nie
dowie siÄ™ przedwczeÅ›nie, że Giuseppe Baldini postano­wiÅ‚ zmienić swoje życie.
- Wejdź!
WpuÅ›ciÅ‚ chÅ‚opca i przeszli razem do sklepu, Baldini z lichtarzem w rÄ™ku przodem, Grenouille ze swoimi skórami z tyÅ‚u. I oto Grenouille po raz pierwszy znalazÅ‚ siÄ™ w perfumerii, w miejscu, gdzie zapachy nie sÄ… do­datkiem, ale caÅ‚kiem jawnie stanowiÄ… oÅ›rodek zaintere­sowania. OczywiÅ›cie znaÅ‚ już wszystkie skÅ‚ady perfu­meryjne i drogeryjne w mieÅ›cie, po nocach wystawaÅ‚ przed witrynami, wciskaÅ‚ nos w szpary drzwi. ZnaÅ‚ wszystkie pachnidÅ‚a, jakimi tu handlowano, i czÄ™sto w myÅ›lach skÅ‚adaÅ‚ z nich najwyborniejsze perfumy. Nie czekaÅ‚o go tu zatem nic nowego. Ale podobnie jak mu­zykalne dziecko pali siÄ™, by ujrzeć z bliska orkiestrÄ™ albo dostać siÄ™ na chór w koÅ›ciele, do ukrytego manuaÅ‚u or­ganów, tak Grenouille pÅ‚onÄ…Å‚ z ochoty ujrzenia perfu­merii od wewnÄ…trz, i kiedy siÄ™ dowiedziaÅ‚, że Baldinie­mu trzeba dostarczyć skóry, zrobiÅ‚ wszystko, aby jemu poruczono to zadanie.
I oto staÅ‚ w skÅ‚adzie Baldiniego, w tym miejscu Pary­Å¼a, gdzie na najmniejszej przestrzeni zgromadzono naj­wiÄ™kszÄ… ilość profesjonalnych zapachów. W migotliwym blasku Å›wiecy nie mógÅ‚ h~iele zobaczyć, ledwo kantorek z wagÄ…, czaple nad pozÅ‚acanym naczynkiem na wodÄ™, krzesÅ‚o dla klientów, ciemne półki wzdÅ‚uż Å›cian, nagÅ‚y bÅ‚ysk mosiężnych przyrzÄ…dów i biaÅ‚e etykietki na sÅ‚o­jach i tyglach; jeÅ›li chodzi o zapachy, czuÅ‚ tyle samo co z ulicy. Ale natychmiast odczuÅ‚ powagÄ™ panujÄ…cÄ… w tym pomieszczeniu, chciaÅ‚oby siÄ™ niemal rzec - Å›wiÄ™tÄ… powa­gÄ™, gdyby sÅ‚owo “świÄ™ty" miaÅ‚o dla Grenouille'a ja­kiekolwiek znaczenie; czuÅ‚ chÅ‚odnÄ… powagÄ™, fachowÄ… trzeźwość, oschÅ‚y zmysÅ‚ interesów, bijÄ…ce z każdego sprzÄ™tu, każdego przyrzÄ…du, beczuÅ‚ki, flaszki i naczyn­ka. I kiedy szedÅ‚ za Baldinim, w cieniu Baldiniego, gdyż
^r 70 ^~ ^r 71 ^r
ten nie troszczył się o to, by mu oświetlać drogę, naszła go myśl, że tu właśnie jest jego miejsce, tu i nigdzie indziej, że tu już zostanie, że stąd ruszy z posad bryłę świata.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.