— Ale czy ktokolwiek dzisiaj interesuje się historią?— Nie...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Wolą spoglądać w przyszłość. Kiedyś uważano, że nauka potrafi zaradzić wszelkim problemom. Psychoanaliza i nieskrępowany seks miały być kolejnym rozwiązaniem dla ludzkiej niedoli. Gdyby wtedy ktoś powiedział, że w wyniku tych naukowych metod domy wariatów zapełnią się jeszcze bardziej, nikt by mu nie uwierzył.
— Chciałbym ci zadać jedno pytanie — przerwał jej sir Stafford.
— Słucham?
— Co robimy dalej? Gdzie teraz jedziemy?
— Do Ameryki Południowej. Może do Pakistanu i Indii. Na pewno do USA. Tam dzieje się wiele ciekawych rzeczy. Szczególnie w Kalifornii.
— Uniwersytety? — westchnął Stafford. — Jakie to nudne. Ci studenci działają mi na nerwy, tak się powtarzają.
Siedzieli przez jakiś czas w milczeniu. Słońce znikało za horyzontem barwiąc czerwienią szczyty gór.
— Gdybym miał wybrać muzykę na tę okazję — rzekł Stafford z nostalgią — wiesz, na co miałbym ochotę?
— Na Wagnera? A może Wagner również działa ci na nerwy?
— Wyobraź sobie, że zgadłaś. Najlepszy byłby ten moment, kiedy Hans Sachs siedzi pod krzakiem bzu i mówi o świecie: „Szalony, szalony, po trzykroć szalony”.
— To rzeczywiście odpowiedni motyw. Ale my nie jesteśmy szaleni.
— Jesteśmy najzupełniej zdrowi na umyśle — zgodził się Stafford. — W tym cały problem. Męczy mnie jeszcze jedno.
— Co takiego?
— Nie wiem, czy potrafisz mi na to odpowiedzieć. Ale postaraj się. Jak myślisz, czy w całej tej zwariowanej sprawie znajdzie się miejsce na dobrą zabawę?
— Możesz być pewien.
— To dobrze. Przynajmniej nie będziemy się nudzić. Czy będziemy żyli długo i szczęśliwie, kiedy się to wszystko skończy?
— Nie wiem. Chyba nie.
— Cudownie. A zatem bawmy się, póki czas po temu. Jestem z tobą, droga przewodniczko. Na dobre i na złe. Powiedz mi jeszcze, czy dzięki naszym wysiłkom świat stanie się lepszy?
— Raczej wątpię. Ale jest szansa, że stanie się przyjemniejszy.
— Dobre i to — odparł Stafford Nye. — A zatem w drogę!
Księga trzeciaW kraju i za granicąRozdział trzynastyKonferencja w Paryżu 
W pewnym paryskim pokoju spotkało się pięciu mężczyzn. Był to pokój, który widział już niejedno historyczne spotkanie, a nawet dość dużą ich ilość, to jednakże różniło się od poprzednich z wielu względów. Mimo wszystko zapowiadało się na równie pamiętne.
Przewodniczył monsieur Grosjean. Był wyraźnie podenerwowany, czyniąc jednocześnie wysiłki, by podporządkować sobie bieg wydarzeń z taką samą gładkością i równie łatwo, jak częstokroć udawało mu się w przeszłości. Dzisiaj jednak nie było to wcale proste. Signor Vitelli przybył samolotem z Włoch zaledwie godzinę temu. Jego zachowanie wskazywało, że znajduje się na granicy rozstroju nerwowego.
— To są szczyty — wykrzykiwał właśnie — to przekracza ludzkie wyobrażenie!
— Ci studenci — odparł monsieur Grosjean — wszystkim nam dali się we znaki.
— To nie tylko oni. To więcej niż studenci. Do czego to można porównać? To rój rozwścieczonych pszczół! To klęska żywiołowa, gorsza niż sobie można wyobrazić. Są coraz bliżej. Mają karabiny maszynowe. Podobno zdobyli też samoloty. Planują zajęcie północnych Włoch. To czyste szaleństwo! Przecież to zwykłe dzieciaki, a mają bomby, materiały wybuchowe… W samym tylko Mediolanie jest ich więcej niż policji. Pytam, co możemy zrobić? Wojsko? Także armia jest ogarnięta rewolucją. Trzymają z młodymi. Mówią, że jedyną nadzieją dla świata jest anarchia. Opowiadają o jakimś nowym świecie, ale to jakieś brednie.
Monsieur Grosjean westchnął. — Tak, anarchia jest bardzo popularna wśród młodzieży — powiedział.
— Wiara w anarchię. Znamy ją od czasu wydarzeń w Algierii, które przysporzyły tylu kłopotów naszemu państwu i naszym posiadłościom kolonialnym. Ale jak możemy temu zaradzić? Wojsko w końcu poprze studentów.
— Ci studenci, ach, ci studenci — rzekł monsieur Poissonier.
Był to członek francuskiego rządu, a słowo „student” zdawało mu się wyzwiskiem. Gdyby ktoś go zapytał o zdanie, przyznałby się, że od studentów wolałby nawet azjatycką grypę lub epidemię czarnej ospy. Świat bez studentów! Monsieur Poissonier czasem widział to we snach. Takie dobre sny nie zdarzały się jednak zbyt często.
— Nawet sądownictwo — podjął monsieur Grosjean.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.