- Krew przelana dzisiaj - mówił grzmiącym głosem - przemieni się w laury jutrzejszego zwycięstwa, więc będziemy walczyć nadal! Walczyć! Walczyć! A teraz...
Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.
Kurtyna rozsunęła się, odsłaniając oświetloną scenę. Konferansjer odszedł na bok.Na scenie siedział na krześle jakiś mężczyzna. Czytał gazetę i palił cygaro. Michael omal nie poderwał się na równe nogi. To był Winston Churchill. Całkowicie nagi, z cygarem zaciśniętym w zębach i z wyświechtanym egzemplarzem „London Timesa” w pulchnych dłoniach.
Na sali rozległ się śmiech, a ukryta za sceną orkiestra dęta zagrała wesołą melodię. Winston Churchill siedział, paląc cygaro, i czytał. Narządy płciowe zwisały mu pomiędzy rozstawionymi nogami. Wśród śmiechów i oklasków publiczności pojawiła się na scenie dziewczyna ubrana tylko w wysokie czarne skórzane buty. W ręku miała pejcz, a nad górną wargą - wymalowany węglem wąsik a la Hitler.
Nie wierząc własnym oczom, Michael rozpoznał w niej Charlotte - kolekcjonerkę autografów. W tej chwili nie było w niej ani cienia nieśmiałości, jej piersi kołysały się swobodnie, kiedy podchodziła do Churchilla. Mężczyzna na krześle podniósł głowę znad gazety i krzyknął przeszywającym głosem. Wszyscy na widowni zaczęli się śmiać jeszcze bardziej, a Churchill upadł na kolana, wystawiając goły zad na widok publiczności, i podniósł w błagalnym geście ręce do góry.
- Ty świnio! - krzyknęła dziewczyna. - Ty ohydny morderco! Tu masz naszą łaskę! - Zamachnęła się pejczem i na ramionach Churchilla pokazały się czerwone smugi.
Bity mężczyzna zawył z bólu, padając do jej stóp. Dziewczyna zaczęła smagać jego plecy i pośladki, przeklinając go językiem godnym pijanego marynarza, a orkiestra nadal grała wesołą melodię przy wtórze śmiechu skręcających się z radości widzów.
Rzeczywistość i nierzeczywistość mieszały się ze sobą. Michael wiedział oczywiście, że ten mężczyzna nie jest angielskim premierem, tylko bardzo podobnym do niego aktorem, jednak pejcz nie był fikcyjny. Gniewny szał dziewczyny też nie był udawany.
- To za Hamburg! - krzyczała. - Za Dortmund! Za Marienburg! Za Berlin. Za... - Wyliczała nazwy miast, które zostały zniszczone przez bombowce alianckie, i z każdym uderzeniem pejcza raniącego do krwi skórę mężczyzny publiczność wiwatowała. Blok poderwał się na nogi, klaszcząc wzniesionymi nad głową dłońmi. Pozostali też stanęli, wołając radośnie, kiedy smagany pejczem Churchill trząsł się u stóp dziewczyny. Krew spływała mu po plecach, ale nie próbował się podnieść ani też uniknąć ciosów. - Bonn! - wrzeszczała dziewczyna, smagając go pejczem. - Schweinfurt! - Na jej ramionach i pomiędzy piersiami błyszczały krople potu, namalowany węglem wąs się rozmazał i cała drżała z wysiłku. Pejcz nadal opadał. Plecy i pośladki mężczyzny pokrywały krzyżujące się czerwone smugi. W końcu zadrżał i upadł łkając, a żeńskie wcielenie Hitlera uderzyło go w plecy pejczem jeszcze raz i triumfalnie postawiło obutą stopę na jego karku. Charlotta pozdrowiła publiczność nazistowskim gestem, odbierając za to entuzjastyczne wiwaty i brawa. Kurtyna zasunęła się.
- Wspaniałe, wspaniałe! - powiedział Blok, siadając znowu na krześle. Pot wystąpił mu na czoło, więc przetarł je białą chusteczką. - Widzi pan, jaką rozrywkę można mieć za pieniądze, baronie?
- Tak - odpowiedział Michael, zmuszając się do uśmiechu, chociaż była to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie musiał zrobić w życiu. - Tak, widzę.
Kurtyna rozsunęła się na nowo. Na scenie dwaj mężczyźni zrzucali łopatami z taczki kawałki czegoś błyszczącego i rozsypywali je po deskach. Michael dostrzegł, że są to okruchy szkła. Mężczyźni skończyli pracę i odjechali z taczką, a wtedy niemiecki żołnierz wepchnął na scenę chudą dziewczynę o brązowych włosach. Była ubrana w brudną, połataną sukienkę zszytą z worków na kartofle i stąpała bosymi stopami po szkle. Stanęła w końcu z opuszczoną głową, włosy przesłaniały jej twarz. Do swego łachmana miała przypiętą żółtą gwiazdę Dawida. Z lewej strony sceny pokazał, się skrzypek w czarnym fraku, przyłożył instrument do brody i zaczął grać żywą melodię.
Pozbawiona ludzkiej godności i jasności myślenia dziewczyna zaczęła tańczyć na szkle jak mechaniczna zabawka.
Widownia śmiała się i biła brawo, jakby podziwiała sztuczki tresowanego zwierzęcia.
- Brawo! - zawołał siedzący przed Michaelem oficer. Michael strzeliłby mu w łeb, gdyby miał ze sobą swojego derringera. Bestialstwo, którego był świadkiem, przewyższało wszystko, czego doświadczył w rosyjskim lesie. To naprawdę było zgromadzenie bestii. Ledwie mógł się powstrzymać przed tym, żeby nie poderwać się na równe nogi i krzyknąć na dziewczynę, by przestała. Chesna poczuła, jak Michael drży, i spojrzała na niego. Zobaczyła w jego oczach odrazę i coś jeszcze, co przeraziło ją do szpiku kości.
- Nic nie rób - szepnęła.
Pod frakiem i wykrochmaloną koszulą Michaela zaczęły się pokazywać wilcze włosy. Rozprzestrzeniały się po całym ciele.