Zarówno list hrabiego, jak i odpowiedź jego teÅ›cia, pozostaÅ‚y w dokumentach rodzinnych, bo nie wszys­tkie domy Europy druga wojna Å›wiatowa zmiotÅ‚a z...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


 
***
Stara hrabina Dębska umarła, kiedy we Francji zapanował już względny spokój i hrabiostwo de Noirmont mogli bezproblemowo wrócić do domu.
Córka Klementyny, najÅ›liczniejsza dziewczynka Å›wiata, miaÅ‚a w tym momencie sześć lat i stanowiÅ‚a przedmiot uwielbienia czternastoletniego panicza Przyleskiego z sÄ…siedniego Przylesia. CaÅ‚a rodzina Przyleskich zachwycaÅ‚a siÄ™ hrabiankÄ… DominikÄ… zu­peÅ‚nie szczerze, bo też istotnie dziecko prezentowaÅ‚o sÅ‚odycz anioÅ‚ka i wyjÄ…tkowy wdziÄ™k. MÅ‚odszy od niej braciszek, czteroletni Jasio-PiotruÅ›, też miaÅ‚ dużo uroku, ale do siostrzyczki siÄ™ nie umywaÅ‚. Klementy­na, wiedziona instynktem i wÅ‚asnÄ… burzliwÄ… mÅ‚odoÅ›­ciÄ…, dzieci chowaÅ‚a rozumnie i rozpuszczaÅ‚a bez prze­sady. Zachwyt ludzki jÄ… cieszyÅ‚, zaprosiÅ‚a zatem maÅ‚e­go Krzysia Przyleskiego do Francji, wyraźnie widzÄ…c, że o konkurenta dla córki nie bÄ™dzie musiaÅ‚a siÄ™ martwić. Omal, zwyczajem głów koronowanych, nie zarÄ™czono dzieci w pobliżu koÅ‚yski.
W 1884 roku, w cudownej epoce fin de siecle'u, mariaż zostaÅ‚ zawarty i Dominika przeniosÅ‚a siÄ™ do Polski prawie na staÅ‚e. Brat i rodzice mieszkali w Noirmont, które prosperowaÅ‚o kwitnÄ…co, przy­wrócone niemal do dawnej Å›wietnoÅ›ci, przystosowa­nej, rzecz jasna, do panujÄ…cych czasów i obyczajów. Giermkowie z halabardami nie stali u każdych drzwi i zbrojna straż nie krążyÅ‚a po murach, ale normalnej sÅ‚użby nie brakowaÅ‚o i miaÅ‚ kto obrzÄ…dzać Å›winie, krowy i konie.
Hrabia de Noirmont kochaÅ‚ żonÄ™ miÅ‚oÅ›ciÄ… ognistÄ… i zachÅ‚annÄ… do koÅ„ca życia i obawa utracenia jej trwaÅ‚a w nim nieodmiennie. Dopiero na Å‚ożu Å›mier­ci, na poczÄ…tku dwudziestego wieku, już nieco za­mroczony staroÅ›ciÄ… i chorobÄ…, uczyniÅ‚ jej wyznanie.
— ByÅ‚a mowa... — rzekÅ‚ z pewnym trudem. — Pa­miÄ™tasz może, najdroższa...
Klementyna, wstrzymując łzy, zapewniła go, że pamięta wszystko, cokolwiek przy nim przeżyła.
— Diament — wydusiÅ‚ z siebie hrabia. — Wielki Diament...
Klementyna wysiliła się uczciwie.
— Tak. PamiÄ™tam. ByÅ‚o coÅ› takiego, dawno temu.
— On jest — oznajmiÅ‚ hrabia z nagÅ‚ym przypÅ‚y­wem mocy i zamilkÅ‚.
Klementyna, przekonana, że mąż zaczyna maja­czyć, ale wciąż peÅ‚na nadziei, że jeszcze trochÄ™ pożyje, zgodziÅ‚a siÄ™, że proszÄ™ bardzo, niech on sobie, ten diament, pobÄ™dzie.
Hrabia na nowo zebrał siły.
— Ja go mam — wyszemraÅ‚. — UkryÅ‚em w książ­ce. W bibliotece. To byÅ‚o to... przez co... miaÅ‚em nadziejÄ™... ciÄ™ poÅ›lubić...
Ze zmarszczonymi brwiami Klementyna usiÅ‚owaÅ‚a dociec, co też jej mąż ma na myÅ›li. PoÅ›lubiÅ‚ jÄ… prze­cież, wiÄ™c na samej nadziei siÄ™ nie skoÅ„czyÅ‚o. Teraz wyraźnie byÅ‚o widoczne, że czegoÅ› chce i o czymÅ› próbuje jÄ… zawiadomić, inaczej nie umrze spokojnie, wszelkimi siÅ‚ami zatem staraÅ‚a siÄ™ mu dopomóc. CoÅ› ma i coÅ› ukryÅ‚. W książce. Nie diament przecież, diamenty na ogół ukrywa siÄ™ inaczej. JakiÅ› dokument może...?
— List? — spytaÅ‚a niepewnie. — Pismo?
— Nie. PrzynieÅ›. Książka. SokoÅ‚y. Polowanie. Stara...
Hrabia mówiÅ‚ sÅ‚abo, ale patrzyÅ‚ rozpaczliwie. Kle­mentyna siÄ™gnęła do dzwonka, żeby wezwać sÅ‚użbÄ™ i kazać przynieść pożądany przedmiot, mąż jednak­Å¼e zdoÅ‚aÅ‚ jÄ… powstrzymać.
— Nie — jÄ™knÄ…Å‚. — Ty sama... Ty sama...
W bibliotece panowaÅ‚ porzÄ…dek. Klementyna orientowaÅ‚a siÄ™ doskonale w lokalizacji rozmaitych dzieÅ‚ i do części najstarszych trafiÅ‚a od razu. Trud­ność sprawiÅ‚ jej wybór, bo polowania i ptactwo oka­zaÅ‚y siÄ™ tematem wrÄ™cz ulubionym. Nie mogÅ‚a przy­nieść wszystkiego, ciężar owych lektur przekraczaÅ‚ ludzkie siÅ‚y, na chybiÅ‚ trafiÅ‚ wyciÄ…gnęła najstarsze.
OkazaÅ‚o siÄ™, że uczyniÅ‚a sÅ‚usznie. Hrabia z radoÅ›ci odzyskaÅ‚ trochÄ™ siÅ‚y i sam spróbowaÅ‚ otworzyć dzie­Å‚o, okÅ‚adka jednak, z wytÅ‚aczanej skóry, inkrusto­wana zÅ‚otÄ… niciÄ… i gÄ™sto poutykana ozdobnymi ka­mieniami, byÅ‚a dla niego za ciężka. Klementyna mu pomogÅ‚a, wnÄ™trze ksiÄ™gi wydaÅ‚o jej siÄ™ nieco dziw­ne, jakby skamieniaÅ‚e, czymÅ› zlepione. Kartki nie daÅ‚y siÄ™ rozdzielić.
— Nóż — wyszeptaÅ‚ mąż niecierpliwie i nakazujÄ…ce.
PosÅ‚usznie rozejrzaÅ‚a siÄ™, zdjęła ze Å›ciany sztylet, wiszÄ…cy w charakterze dekoracji, i dziubnęła nim w owe zlepione karty. Niewiele obchodziÅ‚a jÄ… w tej chwili możliwość zniszczenia biaÅ‚ego kruka z epoki renesansu, dla przyjemnoÅ›ci umierajÄ…cego męża go­towa byÅ‚a podpalić caÅ‚y dom.
Karty, sklejone tylko po brzegach, rozdzieliły się łatwo z cichutkim, potrzaskującym szelestem i ukazało się wybrakowane wnętrze: dziura, wycięta niezbyt równo, a w niej coś, owiniętego bibułką. Nie mówiąc już nic, Klementyna wydłubała to i rozchyliła bibułkę.
Wielki Diament zalśnił potężnym blaskiem.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.