Tym jego tematom i pytaniom zagraża dzisiaj, najwyżej, że staną się modne,a może nawet będą pretekstem dla nowych snobizmów i nowych sił (a toprzeraża...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Ale dlaczego przygotowanie tylko antologii
tekstów mistycznych zostało ocenione wtedy jako coś tak bardzo
niebezpiecznego, iż spowodowało zadekretowanie dla redaktora
odpowiedzialnego ostracyzmu, getta, wygnania? ("Nad moim przyjacielem
Elemirem Zollą została rozciągnięta zasłona milczenia", zaświadczył jego
znakomity kolega z tego samego uniwersytetu, filozof katolicki Augusto Del
Noce).
- Dlaczego tak niebezpieczne? - odpowiedział na moje pytanie - Ależ
dlatego, że gromadząc znaleziska, ponosiłem odpowiedzialność za
informowanie o realności świata, który wymyka się uspokajającym schematom,
zbudowanym jak barykady przeciw niepokojowi, przez tę naszą biedną
"kulturę". Jest to kultura pochylająca się nad samą sobą, obawiająca się
nowego, a która mimo to uważa się za "nowoczesną" i wręcz chwali się z dumą
swoimi ograniczeniami. Dla tej kalekiej kultury mistycy są pomyloną ciotką
odosobnioną w wieży. Jeżeli ktoś słyszy jej krzyki, powinien udawać, że nic
się nie stało. Ja natomiast zebrałem te wołania: stąd kara, na którą sobie
zasłużyłem. Owe wołania - mówił dalej - są tak bardzo nieznośne, ponieważ
wzbudzają wątpliwość co do chwiejnych racji agnostycyzmu, ateizmu: -
Studiując autorów mistycznych, odkrywa się u nich taką niezmienność tematów
i akcentów (od orfizmu antycznej Grecji, aż, kto wie?, do ojca Pio z
Pietralciny), że muszą świadczyć one w niepodważalny sposób o tajemniczej
rzeczywistości, mieszczącej się poza wszelką możliwą krytyką.
Niepokojący dowód prawdy religijnej, gdy się pomyśli, że mistyka jest
"konkretnym doświadczeniem boskości", jest "poznawaniem Boga" nie przez
filtry i mroki rozumu, lecz niejako w bezpośrednim kontakcie. - Wywiera
wrażenie fakt, że nie ma zasadniczych różnic między
tym, co relacjonują mistycy religii: Rzeczywistość, do której dochodzą,
Tajemnica, którą poznają, wydaje się, zawsze i wszędzie, ta sama.
Zrozumiałem teraz lepiej strach: należało odizolować ZoUę, ponieważ droga
wybrana przez niego zagrażała dojściem do nieodpartego znaku zapytania.
Jeżeli mianowicie przez wszystkie przeszło trzydzieści wieków historii
ludzkiej, dla której mamy pisemną dokumentację, najlepsi ludzie każdego
czasu i kultury relacjonują o swoich spotkaniach z Tajemnicą, dając takie
samo świadectwo; a więc, jeżeli jest to godne zaufania, wtedy staje się
konkretnym ryzyko, że ta Tajemnica istnieje rzeczywiście, otacza nas już
teraz i oczekuje nas po drugiej stronie życia.
Coś, co może utwierdzić wierzącego (do jakiejkolwiek religii należy), ale
przeciwnie, wywołuje reakcje epigonów cywilizacji, która (on sam to
powiedział) "od dwóch wieków uzależnia człowieka zachodniego, ponieważ
używa tylko połowy swojego mózgu: tej, która kieruje logiką. Ale jest druga
połowa, równie, jeżeli nie bardziej ważna, która została dotknięta atrofią:
to ta, która nie obcuje z bezsilną jałowością rozumowania, ale pojmuje
symbol, metaforę, głęboki związek między wszystkimi rzeczami".
Połowa więc mózgu, jaka kieruje ową Tradycją, która w każdym narodzie i
kulturze jest w sposób istotny religijna. Jak Citati, również Zoila,
zafascynowany bogactwem wszystkich religii, twierdzi, iż nie potrafi, nie
chce wybierać:
- Czuję się wszystkim. Jestem rozbójnikiem: nie ma żadnej mądrości
religijnej na świecie, której bym nie chciał uczynić własną.
Trzeba zgodzić się z nim, kiedy mówi:
- Musimy kochać naszą religię, tę, która prowadzi nas do spokoju
wiecznego, nie znieważając innych dróg zbawienia.
Ale wydaje się pewne, że jego wizja ("Wszystkie tradycje są tylko
promieniami jednego słońca") kończy się w synkretyzmie, choćby nawet
fascynującym, i w dominującym zainteresowaniu symbolem, mitem - ze szkodą
dla historii - co nie może zadowolić chrześcijanina, który stawia swoje
karty na historię zbawienia.
Niemniej jednak, to właśnie temu jego instynktowi "wszystko jedzącego",
religia ogólnie, więc także i chrześcijaństwo, zawdzięczają wiele: ten
człowiek docierał niestrudzenie do najodleglejszych zakątków świata (,,te -
mówi - coraz rzadsze, do których plaga arogancji i ślepoty współczesnego
Zachodu jeszcze nie dotarła"), miewał tam najbardziej niezwykłe spotkania,
przeszukiwał biblioteki i archiwa najbardziej tajne, aby dojść do jedynego,
przemyślanego wniosku. Do wniosku, który tak streszcza:
- Nie ma drogi, która prowadziłaby do prawdy, do światła, do poznania, do
wewnętrznego pokoju, która nie przechodziłaby przez mądrość Tradycji
religijnej.
Dosyć to niezwykłe, jak Elemire Zoila - wróg mentalności oświeceniowej -
zgadza się z Luigim Firpo (którego słuchaliśmy jako jednego z
najznamienitszych głosów neooświecenia) we wcale nie podrzędnym punkcie: w
najsurowszej krytyce szybkiego porzucenia tysiącletniej tradycji (zwłaszcza
liturgicznej, ale także teologicznej) dokonanego w tych latach przez
niektórych ludzi Kościoła katolickiego. Gdy Firpo, z ironią laika, ale z
goryczą człowieka, który wie jak bardzo to, co chrześcijańskie, stanowi
wspólne dziedzictwo kulturowe, mówił o "niewiarygodnym widowisku wspólnoty
religijnej, która pozbywa się najbardziej czcigodnej tradycji świata",
Zoila opłakiwał (z udziałem homo religiosus), "szalone zniszczenie, w imię
oświeceniowego mitu liturgii zrozumiałej dla wszystkich, najcenniejszych
skarbów Kościoła".
Na pytanie, dlaczego to się stało, ma natychmiastową odpowiedź:
- Stało się to, ponieważ zabrakło miłości, ponieważ przeważyła pycha
racjonalizmu. W każdym razie, nie ma przyszłości dla Kościoła, który nie
stawia na najwyższym miejscu mistyki, kontemplacji.
ROZDZIAŁ V
Żyd i kobieta-antropolog "dla" Jezusa
Nasza sonda posuwa się naprzód dzięki tym spotkaniom, które, jak
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.