— Pewnie, pewnie, gospodarzu, na mnie możesz polegać — ręczył za siebie lis i migiem wygonił kaczki z podwórka, żeby gospodarz się nie rozmyślił...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


Jeśli wtedy ktoś widział lisa, jak poganiał stado kaczek w kierunku stawu, to na pewno przecierał oczy za zdumienia, żeby się upewnić, że nie śni.
Ale to nie był sen. Kum lis zachowywał się jak doświadczony pastuszek i dopiero nad stawem, gdzie gospodarz nie mógł go widzieć, powiedział kaczkom to, co naprawdę chodziło mu po głowie:
— Żadnej kąpieli nie będzie, bo ja was wszystkie zaraz zjem! — Kaczki tak się przestraszyły, że nawet nie próbowały ucieczki, tylko półmartwe z przerażenia padły na trawę. Jedynie stary kaczor zachował przytomność umysłu i rzekł do lisa:
— No tak, udało ci się przechytrzyć nawet gospodarza. Nie usłyszy stąd naszego wołania o pomoc. Okaż jeszcze trochę cierpliwości i pozwól nam zaśpiewać przed śmiercią.
— Proszę, zaśpiewajcie sobie — odpowiedział lis wielkodusznie, mile połechtany tym, że kaczor pochwalił jego spryt. — A jak tylko każda z was skończy śpiewać, to ją zjem na poczekaniu — dodał ostro.
Kaczor tylko kiwnął głową, rozsadził stado wokół siebie, a kaczki zaczęły taki śpiew, że lisa z miejsca od tego głowa rozbolała. Kaczki przecież w ogóle nie umieją śpiewać, zatem tylko kwakały jedna przez drugą w kółko i jakoś wcale nie czuły się zmęczone, i wcale nie chciały skończyć swego śpiewu.
Byłyby tak chyba kwakały do dzisiaj, gdyby na ścieżce się nie pojawił gospodarz z toporem. Oczywiście, lis na niego nie czekał i wolał zniknąć w lesie, w duchu przysięgając staremu kaczorowi zemstę.
Gospodarz także się rozgniewał. Chociaż lis nawet piórka nie tknął jego kaczkom, rozzłościło go to, że mu się pozwolił podejść.
Do dzisiaj ludzie nie lubią lisa, przede wszystkim za jego spryt.
Dobry człowiek
Daleko za lasami znajdowało się czarodziejskie jezioro. Rozlewało się szeroko, niby małe morze. Nad jeziorem, przy drodze do wioski rybackiej, mieszkał w chatce samotny stary człowiek. Do szczęścia wiele nie potrzebował. Czasem sobie złowił rybę, czasem złapał we wnyki zająca lub królika. Starzec ten miał szczególne zajęcie — całe dnie kręcił z konopi powrozy i liny. Praca była męcząca i ręce mu od niej stwardniały, ale staruszek był zadowolony, choć wiedział, że na powrozach nigdy nie zrobi majątku. Szczerze mówiąc, na bogactwie mu nie zależało.
Raz w jego chatce zatrzymali się trzej myśliwi. Przez chwilę obserwowali staruszka, jak się mozoli, i było im go żal. Kupili od niego więcej powrozów, niż im było trzeba. Chciał za nie tylko trzy miedziaki, ale oni mu dali trzy złote dukaty.
— Co ja zrobię z takimi pieniędzmi? — przestraszył się dziadek — przecież ja ich wcale nie potrzebuję!
— Nie odmawiaj, dziadku! — tłumaczył mu jeden z myśliwych. — Jak masz pieniądze, to możesz sobie pozwolić na trochę odpoczynku. Już dość się napracowałeś!
Ale gdzieżby tam staruszek odpoczywał! Jak tylko myśliwi odeszli, przyniósł z poddasza całe naręcza konopi, namoczył je, przeczesał i zaczął skręcać nowy powróz. Potem przypomniał sobie o dukatach i wetknął je za wstążkę od kapelusza, którego przez całe życie z głowy nie zdejmował.
I co się wtedy stało? Kiedy po pracy mył się na podwórku, a kapelusz sobie odłożył na ocembrowaniu studni, przyleciała sroka, którą zwabił połysk dukata wystającego zza wstążki, złapała kapelusz w szpony i zanim dziadek się obejrzał, już jej nie było.
Staruszek pogroził w kierunku lasu, w którym zniknęła sroka, i gniewnie zamruczał:
— Ty złodziejko jedna zatracona!
Prawdę mówiąc, nawet specjalnie się nie przejął stratą pieniędzy, raczej mu było szkoda kapelusza, który mu służył przez dobrych trzydzieści lat. Zaraz na drugi dzień zabrał się za nową pracę. Zaczął pleść wielką sieć rybacką. Kiedy była gotowa, zawołał rybaków z wioski i oddał im swe dzieło. Rybacy cieszyli się, bo sieć im była bardzo potrzebna, ale mieli mało pieniędzy — uzbierali tylko dwa drobne grosze. Dziadek nie chciał od nich żadnych pieniędzy, bo przecież byli jeszcze biedniejsi niż on. W swych chałupach mieli więcej biedy niż chleba.
Dołożył im do tego długi sznur do naprawy, ale rybacy wzbraniali się przed przyjęciem od dziadka jeszcze jednego podarunku.
— Skoro nie chcecie za darmo — rzekł wreszcie dziadek — to przynieście mi jakąś rybkę z pierwszego połowu tą nową siecią.
163
To spodobało się rybakom i rychło wypłynęli na połów. Zarzucili nową sieć w jezioro, a kiedy ją wyciągnęli, szamotała się w niej jedna jedyna ryba — ogromny szczupak. Zanieśli go staruszkowi: szczupak był tak wielki, że nie mieścił się na kuchennym stole.
Oczywiście dziadek od razu zabrał się za przyrządzanie ryby. Kiedy ją patroszył, znalazł w jej brzuchu ogromny, iskrzący się diament. Położył go sobie na dłoni, a drugą ręką musiał szybko zasłonić oczy, aby nie oślepł — taki od niego bił blask.
W tej samej chwili na jeziorze podniosły się wysokie fale, a z nich wyszła na brzeg piękna panna wodna w srebrnej szacie.
Długie, złote pukle spływały jej na ramiona. Tanecznym krokiem podeszła do staruszka, a jej miękki głos zabrzmiał jak tony fletu:
— Staruszku, ten diament, który masz na dłoni, szczupak-rozbójnik wyłupił z korony naszego króla jeziora. Król nie chce włożyć na głowę tak zhańbionej korony, a bez niej nie może panować. Prosi więc, abyś mu ten diament zwrócił. Proponuje, że da ci za to łódź rybacką po brzegi napełnioną złotymi dukatami.
— Co bym robił z tymi pieniędzmi? — przeraził się dziadek.
— Król jeziora wie, że nie jesteś chciwy, że nigdy ci nie zależało na pieniądzach. Spełni więc każde twoje życzenie, jeśli tylko zwrócisz mu klejnot — odpowiedziała słodkim głosem panna wodna.
— Weź sobie, piękna nimfo, ten kamień z korony królewskiej. Mnie nie jest potrzebny — powiedział dziadek, ale po chwili dodał:
— Jeśli jednak król koniecznie chce kogoś nagrodzić, to zasługują na to nasi rybacy. Oni przecież złowili szczupaka-rozbójnika! Na pewno znasz ich ubogie chatki we wsi. Niechby król jeziora postawił im nowe domki! Myślisz, że mógłby to zrobić?
— Zrobi to, mogę ci obiecać — uśmiechnęła się mile panna wodna i schowała cenny diament. — Ale co mógłby zrobić nasz król dla ciebie, staruszku?
Dziadek przez chwilę zastanawiał się, potem spuścił wzrok, zaczerwienił się i nieśmiało, cicho poprosił:
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.