No to starałam się rozchorować naprawdę, więc stanęłam bosymi nogami na śniegu, który leżał jeszcze na cmentarzu metodystów i stałam tak, aż Jerry mnie...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Ale to mi wcale nie zaszkodziło, więc nie mogłam się wykręcić od pójścia na mszę i postanowiłam, że włożę same buty i tak pójdę do kościoła. Nie wiem, dlaczego zrobiłam źle, bo przecież umyłam nogi bardzo starannie, miałam je tak samo czyste jak buzię, ale i tak to nie była wina taty. Bo on siedział w gabinecie i myślał nad kazaniem i innymi sprawami nieba, a ja wtedy wyszłam z domu i poszłam do szkółki niedzielnej. Mój tata w kościele nie przygląda się niczyim nogom, więc moich też nie zauważył, ale wszystkie stare plotkary oczywiście je zauważyły, i właśnie dlatego piszę ten list. Pewnie zrobiłam coś bardzo złego, skoro wszyscy tak mówią, bardzo mi przykro z tego powodu i za karę nosiłam przez cały tydzień te ohydne pończochy w paski, chociaż tata od razu w poniedziałek, jak tylko pan Flagg otworzył sklep, kupił mi dwie pary ślicznych, czarnych pończoch. Ale to wszystko była moja wina, więc jak ludzie, którzy przeczytają ten list, będą ciągle oskarżali o to tatę, to znaczy, że nie mają duszy chrześcijańskiej, więc wcale nie będę się przejmować ich gadaniem.
Zanim skończę, chciałabym wyjaśnić jeszcze jedną rzecz. Mary Vance mówiła mi, że pan Boyd podejrzewa rodzinę Leona Baxtera o kradzież ziemniaków z pola ubiegłej jesieni. A oni nie ruszyli tych ziemniaków. Są biedni, ale są uczciwi. To myśmy je zabrali: Jerry, Karol i ja. Uny wtedy z nami nie było. Nie wiedzieliśmy, że je kradniemy. Tamtego wieczora po prostu chcieliśmy upiec sobie w Dolinie Tęczy kilka ziemniaków, żeby je zjeść z pieczonym pstrągiem. Pole pana Boyda było najbliżej, zaraz koło doliny, więc przeszliśmy przez płot i wyrwaliśmy kilka krzaczków. Ziemniaki były strasznie małe, bo pan Boyd nie dał im dość nawozu, więc musieliśmy wyrwać dużo tych krzaczków, no bo te ziemniaki wyglądały jak śliwki. Jedli je razem z nami Walter i Di Blythe, ale oni nie wiedzieli, skąd je mamy, więc nie oni są winni, tylko my. Naprawdę nie chcieliśmy zrobić żadnej szkody, a jeżeli to była kradzież, to my bardzo przepraszamy i zapłacimy panu Boydowi za te ziemniaki, tylko będzie musiał poczekać, aż urośniemy. Teraz nie mamy pieniędzy, bo jesteśmy za mali, żeby zarabiać, a ciocia Marta mówi, że cała pensja taty, co do centa, nawet jak jest regularnie wypłacana — co prawie się nie zdarza — idzie na utrzymanie domu. Ale niech pan Boyd już więcej nie podejrzewa o to Baxterów, bo oni są całkowicie niewinni i sobie na to nie zasłużyli
Z poważaniem,
Faith Meredith
26. Panna Kornelia zmienia poglądy 
— Wiesz, Zuzanno, po śmierci będę wracać na ziemię co roku, kiedy w naszym ogrodzie rozkwitną narcyzy — mówiła Ania w zachwycie. — Nikt mnie nie zauważy, ale ja tutaj będę. Jeżeli ktokolwiek będzie wtedy w ogrodzie — a może to być taki wieczór, jak dziś, choć raczej będzie to o świcie, któregoś pięknego, różowego poranka wczesną wiosną — zobaczy, jak kwiaty narcyzów poruszą się gwałtownie, jakby rozkołysał je nagły podmuch wiatru. Ale to nie będzie wiatr, Zuzanno, to będę ja.
— Ależ, kochana pani doktorowo, po śmierci na pewno nie będzie pani myśleć o takich zwykłych, przyziemnych rzeczach, jak jakieś tam narcyzy — powiedziała Zuzanna.
— A poza tym, ja nie wierzę w duchy, ani widzialne, ani niewidzialne.
— Ale ja nie będę duchem, Zuzanno! Jak to okropnie brzmi. Będę po prostu sobą. Pospaceruję tu w półmroku, czy to wieczorem, czy rano, i popatrzę na wszystkie miejsca, które kocham. Czy pamiętasz, Zuzanno, jak rozpaczałam, opuszczając nasz mały Domek Marzeń? Myślałam wtedy, że nigdy nie pokocham Złotego Brzegu. Ale pokochałam. Kocham tu każdy skraweczek ziemi, każdy kamień i patyk.
— Mnie też to miejsce się dosyć podoba — stwierdziła Zuzanna, która wolałaby umrzeć, niż wyprowadzić się ze Złotego Brzegu. — Ale, kochana pani doktorowo, człowiek nie powinien przywiązywać się nadmiernie do dóbr doczesnych. Zdarzają się przecież pożary i trzęsienia ziemi. Musimy być zawsze na to przygotowani. Trzy dni temu spalił się dom Tomasza McAllistera zza przystani. Nie którzy ludzie gadają, że to on sam podłożył ogień, żeby dostać odszkodowanie. Może tak, a może nie. Od razu powiedziałam panu doktorowi, żeby dał przeczyścić nasze kominy. Lepiej zapobiegać niż leczyć, kochana pani doktorowo. O! Idzie pani Elliott i wygląda tak, jakby nie mogła się już doczekać, żeby nam coś powiedzieć.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.