D'Urberville zatrzymał konia, wysunął nogi ze strzemion, odwrócił się bokiem na siodle i objął ją ramieniem, by nie spadła...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


Tessa natychmiast przyjęła postawę obronną i w jednym z owych nagłych odruchów, do jakich była skłonna, lekko go odepchnęła. Siedzący w niepewnej pozycji Alec o mało nie stracił równowagi i nie spadł z konia, lecz na szczęście zwierzę, mimo że silne, było najspokojniejsze ze wszystkich wierzchowców, na których zwykł był jeździć.
– To diablo nieuprzejmie z twojej strony! – powiedział. – Nie miałem na myśli nic złego, chciałem cię tylko podtrzymać, abyś nie spadła z konia.
Zastanowiła się nieufnie, po czym pomyślawszy, że może jednak mówił prawdę, złagodniała i powiedziała pokornie:
– Przepraszam pana.
– Nie przebaczę ci, dopóki nie okażesz mi choć trochę zaufania. Boże mój! – wybuchnął. – Kimże ja jestem, żeby taka smarkata jak ty mnie odpychała! Przez trzy śmiertelnie długie miesiące igrałaś z moim uczuciem, unikałaś mnie, odtrącałaś... Dłużej tego nie zniosę!
– Jutro odejdę stąd, proszę pana.
– Nie, jutro nie odejdziesz ode mnie. Raz jeszcze proszę, byś mi okazała zaufanie i pozwoliła, abym cię objął ramieniem. Cóż u licha! Mówiąc między nami, znamy się już dobrze nawzajem i wiesz, że cię kocham, uważam za najpiękniejszą dziewczynę pod słońcem i naprawdę nią jesteś. Czyż nie mogę traktować cię jak ktoś, kto cię naprawdę kocha?
Rozdrażniona, zaczerpnęła szybko powietrza, jakby na znak sprzeciwu, poruszyła się niespokojnie na siodle, spojrzała w dal przed siebie i szepnęła:
– Nie wiem sama... Chciałabym... Jakże mogę powiedzieć “tak" lub “nie", skoro...
Zakończył spór obejmując ją ramieniem, tak jak sobie życzył, i Tessa przestała się opierać. W ten sposób jechali dalej, gdy nagle spostrzegła, że jadą już niewspółmiernie długo, daleko dłużej, niż wymagała niewielka odległość od Chaseborough, nawet przy tak wolnym tempie jazdy, i że nie znajdują się już na twardej drodze, ale na bocznej ścieżce.
– Gdzie jesteśmy? – zawołała.
– Przejeżdżamy przez las.
– Las? Jaki las? Przecież zboczyliśmy zupełnie z drogi!
– To Chase, najstarszy las w Anglii. Jest cudowna noc, dlaczego więc nie mielibyśmy trochę przedłużyć tej przejażdżki?
– Jak pan mógł postąpić tak zdradziecko! – zawołała Tessa głosem, w którym nieśmiałość łączyła się z prawdziwym przerażeniem, po czym uwolniła się z uścisku ramienia Aleca, odciągając jeden jego palec po drugim i narażając się na ześliznięcie z konia. – Właśnie w chwili gdy panu zaufałam chcąc mu zrobić przyjemność, bom myślała, że obraziłam pana tym odepchnięciem. Proszę, niech mi pan pozwoli zsiąść z konia i powrócić samej do domu!
– Kochanie, nie możesz wrócić piechotą do domu, nawet gdyby nie było tej mgły. Muszę ci wyznać, że jesteśmy oddaleni o całe mile od Trantridge i wobec tej gęstniejącej mgły mogłabyś godzinami błądzić wśród drzew.
– Nic nie szkodzi – powiedziała przymilnie – proszę mnie tu zostawić, proszę. Wszystko mi jedno, gdzie jesteśmy, tylko niech mi pan pozwoli zejść z konia, proszę, bardzo proszę.
– Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Ponieważ przywiozłem cię tu, do tej głuszy, więc bez względu na to, co o tym myślisz, czuję się odpowiedzialny za twój bezpieczny powrót do domu. To zupełnie niemożliwe, byś miała sama powrócić do Trantridge, kochanie, gdyż mówiąc prawdę, z powodu tej mgły, która wszystko zmienia, sam nie wiem, gdzie jesteśmy. A teraz chętnie cię tu zostawię, o ile mi przyrzekniesz, że zaczekasz przy koniu, gdy ja pójdę przez te zarośla; może natrafię na jakiś dom lub drogę i zorientuję się, gdzie jesteśmy. Po powrocie dam ci wszelkie wskazówki i jeżeli będziesz się upierała, by pójść do domu piechotą, to pójdziesz, a jeżeli zechcesz, będziesz mogła powrócić konno.
Tessa przyjęła te warunki i zsunęła się na ziemię, lecz Alec zdążył jeszcze ukraść jej przelotnego całusa i zeskoczył z konia z drugiej strony.
– Będę musiała chyba trzymać konia? – zapytała.
– Ach nie, to zbyteczne – odpowiedział głaszcząc zdyszane zwierzę. – On ma już dość tego na całą noc.
Obrócił konia łbem do krzaków, przywiązał go do gałęzi i sporządził dla Tessy rodzaj posłania czy gniazdka w zagłębieniu pełnym suchych liści.
– A teraz – rzekł – usiądź sobie tutaj. Liście jeszcze nie zdążyły zwilgotnieć. Od czasu do czasu rzuć okiem na konia. To wystarczy.
Odszedł od niej o kilka kroków, lecz odwróciwszy się powiedział:
– Ale, ale, Tesso, twój ojciec dostał dziś nowego konia. Ktoś mu go podarował.
– Ktoś? Pewnie pan!
D'Urberville skinął głową.
– Ach, jak to ładnie z pana strony! – zawołała; czuła jednak, iż jest coś przykrego i krępującego w tym, że właśnie w takiej chwili musi mu dziękować.
– A dzieci dostały trochę zabawek.
– Nie wiedziałam, że im pan kiedy co posłał – szepnęła, bardzo wzruszona. – Wolałabym może, żeby pan tego nie zrobił... Tak, chyba wolałabym...
– Dlaczego, kochanie?
– To mnie tak krępuje.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.