— Albo odwrotnie: jakaś grupa usiłowała wydostać się z podziemi na zewnątrz i musiała stoczyć walkę z tymi, którzy chcieli ją zatrzymać...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


Niespodziewanie sztolnia kończyła się wysoką, rozległą halą. Była to widocznie jakaś fabryka, bo spod zalegającej podłogę twardej skorupy lodu wystawały, niczym pancerze jakichś gigantycznych żółwi, ciemnordzawe kadłuby mniejszych i większych maszyn.
Lód przedostał się tu przez szeroką bramę, prowadzącą do drugiej, jeszcze większej sali. Suzy i Wład przesuwali się teraz pomiędzy zwałami lodu,, spiętrzo­nymi gdzieniegdzie niemal pod sam sufit. Wreszcie osiągnęli miejsce, skąd lodowiec wdarł się do wnętrza fabryki.
Były tu cztery eliptyczne otwory w suficie. Zakrzepła woda w ciągu wielu wieków zdążyła wpełznąć tu wielkimi, podobnymi do kolumn lodospadami i wypełniła wnętrze hal. Lód był miejscami tak przezroczysty, że przez jego bloki można było dostrzec szerokie, ciemne walce, niby tubusy teleskopów przygotowanych do obserwacji nieba.
Wład spojrzał na zegarek.
— No, czas wracać.
— Wracać?
— Zajmie to nam co najmniej godzinę. Na pewno już się niepokoją.
— Wracać? — powtórzyła Suzy z obawą. — Tą samą drogą? W wyobraźni ujrzała na moment zwęgloną rękę, która nie była ręką czło­wieka...
— Od powierzchni dzieli nas chyba nie więcej niż 50 metrów lodu — powie­dział Wład, jakby odpowiadając na myśli Suzy.
— Mamy termopistolety — podchwyciła żywo. — Chyba mniej czasu zajmie nam wytopienie wąskiego tunelu w lodzie niż błądzenie przez te korytarze.
— Spróbujemy — Wład skinął głową.
Odczepił od pasa pistolet i skierował jego reflektor na szczyt lodowego słupa.
Z sykiem uniósł się w górę obłok pary. Spod topionego błyskawicznie lodu spłynęła szerokim strumieniem 'woda, zamarzając natychmiast w długie, cienkie sople.
Suzy natychmiast skierowała w ten sam punkt reflektor swego pistoletu i szybkość topnienia wzmogła się.
Po chwili przy brzegu otworu powstała w lodzie wyrwa takiej wielkości, że mógł się tam zmieścić człowiek w skafandrze. Suzy i Wład zdjęli wodoszczelne torby, aby nie utrudniały im ruchów, i wytapiając stopień za stopniem, poczęli powoli wspinać się w górę.
Przecenili jednak swe siły. W ciągu pierwszej godziny pracy zdołali wejść zaledwie na „dach" pokrytej lodem budowli.
Temperatura spadała teraz coraz gwałtowniej, niezmiernie komplikując wytapianie sztolni. Już wkrótce ściekająca w dół woda zamknęła zwartą masą lodu tunel, którym wydostali się z fabryki.
Właściwie o budowie tunelu nie było już praktycznie mowy. Otoczeni zewsząd lodowcem, posuwali się coraz dalej w górę, jakby przesuwając swą ciasną lodową grotę. Topiony „sufit" spływał z wodą w dół i krzepnąc natychmiast, nieustannie podwyższał poziom „podłogi". Najbardziej męcząca była koniecz­ność ciągłego poruszania całym ciałem, a zwłaszcza nogami. Pozostawanie choć przez parę sekund w pozycji nieruchomej groziło przymarznięciem skafandrów, co wobec niemożliwości skierowania promieniowania na własne ciało, stwarzało niebezpieczeństwo sytuacji bez wyjścia.
Wreszcie po kilku godzinach, zmęczeni do ostateczności, osiągnęli po­wierzchnię i padli wyczerpani na spękany lód. Panowała noc. Nisko nad horyzontem świeciło Słońce jako jedna z gwiazd. Tuż obok niego, w odległości dwóch kilometrów, paliła się czerwonym blaskiem lampa wieży wiertni­czej.
Tam, w pawilonie, czekali na nich Daisy, Dean, Ast i Szu. A może szukają ich w tej chwili wśród zalanych wodą korytarzy i sal? Może myślą, że oni już nie żyją?
Suzy. leżała z zamkniętymi oczami.
— Suzy! — Wład szarpnął ją za rękę. Uśmiechnęła się.
— Spróbuj nawiązać z nimi łączność — wyszeptała ledwo dosłyszalnie.
— Pięć, dwanaście! Halo! Tu Wład! Halo! Tu Wład! Odpowiedziała mu głucha cisza.
— Zero dziewięć! Zero dziewięć! — powtarzał zapamiętale. Dźwignął się z lodu i usiłował wstać, lecz był tak wyczerpany, że natychmiast osunął się z powrotem.
— Pięć, dwanaście! Zero dziewięć! Zero dziewięć! Naraz w jego hełmie zapłonął maleńki, zielony guziczek. Niemal jednocześnie usłyszeli głos Sokolskiego, który kończył jakieś roz­poczęte zdanie:
— ... co potwierdza w pełni hipotezę Zoe. Zdaniem Kory...
— Halo! Wik! Tu Wład! Tu Wład i Suzy! — zawołał Kalina radośnie. Sokolski przerwał raptownie czytanie komunikatu:
— Halo! Tu centrala na Sel! Tu centrala na Sel! Co się stało, Wład? Widocznie centrala na Sel nie była jeszcze zawiadomiona o ich zaginięciu.
— Halo! Tu Sel! Wład! Dlaczego milczysz? — odezwał się znów Wiktor. Lecz zanim Kalina zdążył odpowiedzieć, pod jego hełmem rozległ się okrzyk Daisy:
— Wład! Wład! Gdzie jesteś, Wład? Co z Suzy? Szu i Ast szukają was od czterech godzin!
Kalina spojrzał ku czerwonej latami nad wieżą wiertniczą. Zdawała się w tej chwili zlewać w jeden punkt z żółtawą iskrą Słońca...
KSIĘGA WYJŚCIANa początku stycznia 2539 roku, w czwartą rocznicę wylądowania Astrobolidu na księżycu planety Urpa, zjechali do centralnej bazy wszyscy uczestnicy międzygwiezdnej ekspedycji. Miano podsumować dotychczasowe wyniki prac badawczych oraz opracować plan działalności poszczególnych zespołów w ostatnim roku pobytu uczonych w układzie planetarnym Proximy.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.