— Bardzo chcesz jechać?A Minnetaki, pewna już, że pozwolenie otrzyma, objęła ojca mocno za szyjÄ™ i tulÄ…c ciemnÄ… główkÄ™ do jego piersi, szepnęła...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

..
Nie zdążył skończyć, gdyż dziewczyna zasypała go gradem pocałunków, po czym, zerwawszy się, jak szalona pobiegła przez dom, wołając na całe gardło:
— Rod, Wabi, Muki, jadÄ™ z wami, jadÄ™!
I tańczyła, i śmiała się, i płakała niemal ze szczęścia, obcałowując wszystkich po kolei, gdy zaś Rod jej się nawinął, pocałowała i jego, po czym, pokraśniawszy jak wiśnia, uciekła do swego pokoju. Rod natomiast stał bez ruchu, trochę speszony, a w gruncie rzeczy rad niezmiernie.
Minęło jednakże dobre kilka miesięcy, zanim nadszedł wreszcie dzień podróży. Minnetaki doczekać się go nie mogła. Wyprawa do Złotej Jaskini stała się teraz ulubionym tematem jej rozmów. Nigdy dość jej nie było gawędy na ten temat. Gdy wieczorem gromadzili się wszyscy przed trzaskającym na kominku ogniem, Minnetaki, z łokciami na kolanach, a brodą wspartą na dłoniach, mówiła:
— No Wabi, opowiadaj, jak to bÄ™dzie!
— Co takiego? — pytaÅ‚ Wabi filuternie, udajÄ…c, że nie rozumie.
— Nasza wyprawa, naturalnie! KÄ™dy pojedziemy, co zabierzemy ze sobÄ…, co bÄ™dziemy robić?
— Pojedziemy prosto jak strzeliÅ‚, zabierzemy samych siebie, a robić bÄ™dziemy, co nam siÄ™ podoba! — odpowiadaÅ‚ Wabi ze Å›miechem.
Wtenczas Minnetaki wydymała śliczne pąsowe usta i zwracała się do Rodryga:
— Wabi jest nieznoÅ›ny! Nie ma nawet krzty wyobraźni! Mów ty, Rod!
Więc Rod zaczynał posłusznie:
— Pojedziemy czółnem przez jezioro Nipigon najpierw, a potem w dół Ombabiki do trzeciego wodospadu. Tam wÅ‚aÅ›nie stoi chata, którÄ… zbudowali John Ball, Henryk Langlois i Piotr Plante, a opodal chaty, za zasÅ‚onÄ… wodnÄ…, jest jaskinia peÅ‚na zÅ‚ota. W gÅ‚Ä™bi tej jaskini mogÄ… siÄ™ kryć rzeczy najfantastyczniejsze!!
— Na przykÅ‚ad co? — pytaÅ‚a Minnetaki, patrzÄ…c w twarz chÅ‚opca oczyma jak gwiazdy.
Lecz Rod tylko rękoma rozwodził.
— Nie wiem — przyznawaÅ‚. — SÅ‚yszaÅ‚eÅ›, co opowiadaÅ‚ John Ball w malignie. Tyle samo mówiÅ‚ i nam. Kto wie, ile w tym. prawdy, a ile fantazji chorego mózgu.
W istocie, John Ball, biedny obłąkany pustelnik, którego chłopcy znaleźli podczas poprzedniej wyprawy i kosztem wielu wysiłków dowieźli do faktorii, nie odzyskał dotąd równowagi umysłu. Minnetaki kiwała głową w zadumie.
— Tak, wÅ‚aÅ›ciwie wiÄ™c nie wiemy nic a nic. To strasznie ciekawe, Rod. To wÅ‚aÅ›nie najciekawsze!
Uśmiechając się bezwiednie, patrzyła w ogień, w grze płomieni szukając zarysów widmowych postaci. Szła potem spać z głową pełną marzeń, a rankiem, po przebudzeniu, pierwszą jej myślą było: ile też dni zostaje do wyjazdu?
Aż nadszedł wreszcie dzień podróży. Ostatnią noc Minnetaki spędziła niemal bezsennie. Taka ją rozpierała radość, że musiała chwilami tulić dłonie do piersi, by uciszyć gwałtownie bicie serca. Coraz też unosiła się na łóżku, wypatrując w oknie pierwszych blasków świtu. Nad ranem za to usnęła snem kamiennym; zbudził ją dopiero stuk w drzwi oraz wesoły głos Wabigoona:
— Minnetaki, już jasno! Komu w drogÄ™, temu czas!
— Zaraz bÄ™dÄ™ gotowa! — odkrzyknęła mu raźno, po czym porwawszy siÄ™ z poÅ›cieli, skoczyÅ‚a wpierw do okna. Wabi przesadziÅ‚ oczywiÅ›cie, twierdzÄ…c, że jest już jasno, Å›wit bowiem ledwo szarzaÅ‚ i z trudem tylko bystre oczy dziewczyny wypatrzyÅ‚y smugÄ™ boru, opasujÄ…cego zewszÄ…d Wabinosh House.
Był koniec kwietnia. Daleką Północ jednakże nawiedzają jeszcze o tej porze silne przymrozki, toteż Minnetaki przywdziewała na drogę odpowiednio ciepły strój. Jakże wypieściła z dawna każdy jego szczegół; jakże ją radowało wszystko, od mokasynów począwszy, a kończąc na małej, futrem obrzeżonej czapeczce. Ten ekwipunek niewiele się właściwie różnił od ubioru noszonego zazwyczaj, a jednak był stanowczo inny, milszy, ładniejszy, woniejący już drogą daleką, zapachem lasów świerkowych, żywicznym dymem ogniska.
Włożyła więc Minnetaki mocne, sznurowane mokasyny z grubej skóry łosiowej oraz spódniczkę i bluzkę z pięknie wyprawnej, mięciutkiej niby safian skórki sarniej. Miała jeszcze potem wdziać krótką dachę reniferową, ciemnobrunatną, pięknie zdobną na szwach aplikacjami z czerwonego sukna i białego futerka. Do rzemiennego paska przytroczyła futerał z rewolwerem i tak gotowa, roześmiana, promieniejąca wybiegła do jadalni.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.