Nathrein poda³ mu Obrêcz — Valkar w milczeniu wzi¹³ j¹ w d³onie, waha³ siê, lecz po chwili za³o¿y³ j¹ na prawe ramiê...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Ten prosty gest uczyni³ z niego cz³onka Komanda szykuj¹cego siê do walki na œmieræ i ¿ycie z potê¿niejszymi od bogów z rodowych mitów Galaktydami. Nie to jednak najbardziej poruszy³o m³odzieñca, a fakt jaki dopiero teraz dotar³ do jego œwiadomoœci — oto sta³ siê jednym z tych, których ród Elda otacza³ pe³nym trwogi podziwem — Stra¿ni­kiem Gór Nilghiri.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

KRÓLOWA ALIMOR
 
W jedynej izbie sza³asu zebrali siê wszyscy ludzie Starszego. By³o duszno, a dym z rozpalonego poœrodku pomieszczenia ogniska gryz³ w oczy, lecz pa­sterze z radoœci¹ grzali rêce i suszyli burki. Na dworze szala³a burza i ciasny, brudny sza³as zdawa³ siê im byæ cudown¹ oaz¹ ciep³a i spokoju. Starszy niepo­koi³ siê trochê o byd³o, lecz tak naprawdê jego stadom nic nie grozi³o. Spêdzo­ne do zagród, mog³y œmia³o pozostaæ bez opieki ludzi a¿ do rana. Koty Grakh strzeg³y je tak od napaœci, jak i od paniki.
— Wszyscy dostali jedzenie? — spyta³ Starszy Matkê Losk dziel¹c¹ wie­czerzê.
— Tak. Tylko Si³a Gór jeszcze nie przyszed³. Starszy zaœmia³ siê:
— Coœ takiego! On nigdy nie spóŸnia siê na spotkanie z pe³nym gar­nkiem...
Drzwi sza³asu uchyli³y siê i wdar³ siê przez nie zimny podmuch wichury. Stan¹³ w nich olbrzymi mê¿czyzna o ciemno b³ond w³osach i rumianej, okr¹g³ej twarzy. Z jego burki ciek³y strumienie wody.
— Matko! — krzykn¹³ zag³uszaj¹c gwar rozmów. — Jestem g³odny jak wilk.
Za jego plecami drzwi zamkn¹³ niedu¿y cz³owieczek, ubrany w strój ¿ebra­czy, lecz œciskaj¹cy w rêku lutniê.
— Przyprowadzi³em goœcia — przypomnia³ sobie Si³a Gór. — Mówi, i¿ jest wêdrownym bardem.
— Dobrze zrobi³eœ synu. W taki czas wszyscy uczciwi ludzie mog¹ liczyæ na nasz¹ goœcinê — pochwali³ Starszy.
Cz³owieczek zbli¿y³ siê do seniora, by z³o¿yæ mu pok³on i podziêkowaæ za ³askê. P³omienie ogniska odbi³y siê krwawym blaskiem na z³otym gryfie trzyma­nego przezeñ instrumentu.
— Z³ota Lutnia! — wykrzykn¹³ zdumiony starzec. Ludzie umilkli. Legendar­ny Bard Pogranicza by³ wœród nich.
Starzec posadzi³ go obok siebie i odst¹pi³ mu sw¹ miskê, narzuciwszy wpierw na ramiona barda suchy koc z ciep³ej owczej we³ny. Po posi³ku zmê­czone oczy przybysza nabra³y blasku. Uj¹³ w d³onie czarodziejsk¹ lutniê.
Przez dwie godziny zadymiony sza³as pasterzy byd³a by³ œwiadkiem czegoœ niebywa³ego. Bard œpiewem swym przenosi³ wszystkich w czasie i przestrzeni, o setki lat i tysi¹ce mil. Przypomina³ dni dawne, czasy chwa³y i blasku. Ci ciem­ni i dzicy górale nie rozumieli po³owy z tego, co wyœpiewywa³. A jednak serca ich dr¿a³y z dumy, gdy s³yszeli opowieœci o potêdze przodków, warczeli i chwy­tali za ostre, krzywe no¿e, kiedy w pieœni pojawili siê Wrogowie, a niejeden ociera³ ³zy, gdy pieœñ rozbrzmiewa³a skarg¹ o koñcu wojny i ciê¿kiej karze na³o­¿onej przez bezlitosnych Sêdziów na wszystkie ludy Ziemi. Ostatni¹ balladê Bard mrucza³ ju¿ tylko dla siebie — omotani czarem jego kunsztu pasterze pos­nêli, a w snach jeszcze raz prze¿ywali Przedwieczne Opowieœci. Jeden tylko Si³a Gór — ws³uchiwa³ siê w pieœñ „O Srebrnym Blasku". Mówi³a ona o zielonej dolinie, o mieœcie niegdyœ wspania³ym i o skarbie stoj¹cym na jego najwiêk­szym, zakazanym placu.
— ... niejeden œmia³ek zjawi³ siê tam, by zgin¹æ u bogactwa bram... — ur­wa³ sw¹ opowieœæ Bard i spojrza³ spod ciê¿kich powiek na Si³ê Gór. — W tym miejscu zawsze koñczê — powiedzia³ szeptem. — Chyba, ¿e s³ucha mnie ktoœ o nieulêk³ym sercu i niez³omnej woli. Czy mam œpiewaæ dalej? Zastanów siê, bo byæ mo¿e wst¹pisz na œcie¿kê, z której nie ma powrotu.
— Œpiewaj, panie.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.