— Czasem mogę jeść, a czasem nie...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Śmierdzi tu jakoś.
— Masz jakiś bliskich krewnych albo przyjaciół?
Bobby Andes podpalił następnego papierosa i zgasił go bez palenia.
— Pozwól, że zadam ci osobiste pytanie — powiedział. — Między nami, dobra? Co
chcesz, żebym zrobił z Rayem Marcusem?
Pytanie to zaskoczyło Tony’ego. Dziwny dobór słów.
— A co możesz zrobić?
Bobby Andes zdawał się nad tym zastanawiać.
— Wszystko, co tylko, do diabła, chcesz — odparł.
— Myślałem, że powiedziałeś...
— Nie mam nic do stracenia.
Tony próbował zrozumieć. Bobby Andes nie czekał.
— Mam na nowo postawić to pytanie? Na przykład w ten sposób: jak daleko chcesz
się posunąć, żeby Marcusa dosięgnęła sprawiedliwość?
Zapalił kolejnego papierosa.
Tony zastanawiał się, o co mu chodzi. Usłyszał jak Bobby Andes mówi:
— Chcesz wyjść trochę poza ścisłe procedury?
Ten mały wstrząs odczuwało się jak trzęsienie ziemi.
— Ja?
— Albo ja.
Szukał właściwego eufemizmu.
— Masz na myśli naginanie prawa?
Bobby Andes wyjaśnił: — Raczej to, co możesz zrobić, żeby pomóc prawu, skoro ja-
kieś pierdolone szczegóły temu przeszkadzają...
Tony był przerażony. Nie chciał odpowiadać na takie ogólnikowe kwestie.
— O czym konkretnie mówisz?
Andes niecierpliwił się.
— Próbuję dowiedzieć się, czy naprawdę chcesz dopaść tego faceta.
Oczywiście Tony chciał. Andes był irytujący. Czy chciał wiedzieć, czy Tony’emu od-
powiadają jego metody? Tony zastanawiał się, co jest nie tak z jego metodami.
Bobby Andes uspokoił się, odetchnął głęboko, poczekał.
— Paru tym dupkom z nowych szkół prawniczych nie podobają się moje metody.
Boją się, że moje procedury wywołają skandal, jeżeli Ray Marcus stanie przed sądem.
Pieką ich zady.
170
171
Tony poczuł swąd innego horroru.
— Czy mogłoby się tak zdarzyć?
— Nie, jeśli policja będzie tak się trzymać, jak jej nakazano, sukinkoty. — Głęboki
oddech, jakby do dna. — Dlatego muszę wiedzieć.
Niby co on chciał wiedzieć?
— Czy ty także zrobisz mnie w konia? Też masz awersję do tej mocnej, ostrzejszej
strony policyjnej roboty?
Tony nie chciał odpowiadać. Zastanawiał się, dlaczego go o to pyta.
— Ten człowiek zgwałcił i zabił twoją żonę i córkę.
— Nie musisz mi przypominać.
Bobby Andes nie był tego pewien. Przeszedł do sedna. Prawo mówi, że on powinien
być ukarany, ale jeżeli prawo nie jest w stanie go ukarać, to czy Tony chce, żeby tamten
odszedł wolny? Czy prawo rzeczywiście chce jego wolności?
— Co innego możesz zrobić?
— Możesz „pomóc” prawu. Tak jak powiedziałem.
Tony chciał, aby on przestał już wymyślać coraz to różniejsze ujęcia tej sprawy. Nie
chciał być przeciwko Bobby’emu Andesowi.
— I wziąć prawo w swoje ręce? — spytał.
— Raczej działać w imieniu prawa.
— W jakim celu?
Andes nie odpowiedział. Pracował ustami, przeżuwał coś, patrząc w dół.
— W jakim celu, Bobby?
Brak odpowiedzi.
— W jakim celu działać w imieniu prawa?
Teraz Andes spojrzał na niego, odwrócił wzrok i znów popatrzył.
— A jak myślisz?
Tony’emu przyszły do głowy dwie możliwości. Jedna przeraziła go. Wspomniał
drugą: — Żeby zdobyć nowe dowody? Andes roześmiał się sztucznie, półgębkiem.
— Wydaje ci się to możliwe?
— Skąd mam wiedzieć?
Kobieta zza lady zawołała: — Pan Andes!
Bobby Andes poszedł do telefonu. Za kilka minut wrócił.
— W porządku — powiedział. — Ray Marcus jest „U Hermana”. Zamierzam go
podrzucić gdzieś. To twoja zasrana sprawa. Muszę teraz wiedzieć. Chcesz w tym uczest-
niczyć, czy odwrócisz się do mnie pleckami?
— Uczestniczyć w czym? Nie powiedziałeś mi, Bobby.
Bobby Andes mówił teraz powoli, ostrożnie, cierpliwie: — Chcę przyprowadzić
tego skurczybyka przed oblicze sprawiedliwości... — Jego głos miał emocjonalne zacię-
cie. Tony zauważył to. — Zabieram go do mojego obozu. Chcę, żebyś też pojechał.
— Co mam tam robić?
172
173
— Być tam. Zaufać mi i być tam.
— A co potem? To znaczy, jaki masz plan?
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.