— W każdej sypialni znajdują się dwa podnoszone łóżka typu okrętowego, jest więc to liczba wystarczająca dla osiemnastu osób...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Co więcej, pięć z nich to łóżka podwójne, aby ci, którzy zechcą, mogli podczas pobytu u nas sypiać razem.
— Wydałem specjalny przepis — powiedział rozdrażnionym tonem Runciter
— na temat wspólnego sypiania moich pracowników.
— Czy jest pan za, czy przeciw?
— Przeciw. — Runciter zmiął swoją mapkę i upuścił ją na metalową, pod-
grzewaną podłogę. — Nie mam zwyczaju słuchać niczyich. . .
— Ależ pan nie będzie tu mieszkał, panie Runciter — zwróciła mu uwagę
panna Wirt. — Czyż nie zamierza pan powrócić na Ziemię, gdy tylko pańscy pra-
cownicy rozpoczną działalność? — Obdarzyła go swym sztucznym, zawodowym
uśmiechem.
— Czy masz już jakieś dane na temat pola psi? — zwrócił się Runciter do Joe
Chipa.
— Muszę najpierw dokonać pomiaru antypola wytwarzanego przez naszych
inercjałów — wyjaśnił Joe.
— Powinieneś był to zrobić w czasie podróży — stwierdził Runciter.
— Czy usiłuje pan robić pomiary? — spytała zaniepokojona panna Wirt. —
Jak już mówiłam, pan Howard wyraźnie sobie tego nie życzy.
— Mimo to sprawdzamy stan pola — stwierdził Runciter.
— Pan Howard. . .
— Stanton Mick nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia — oświadczył Run-
citer.
— Czy mogłaby pani poprosić tu pana Micka? — zwróciła się panna Wirt do
swej nieciekawej asystentki, która natychmiast ruszyła w kierunku zespołu wind.
— Pan Mick sam udzieli panu wszystkich wyjaśnień. Tymczasem bardzo proszę
wstrzymać pomiary i zaczekać na jego przybycie.
— Mogę już odczytać dane dotyczące naszego własnego pola — powiedział
Joe Chip do Runcitera. — Jest ono bardzo silne. — Zapewne ze względu na obec-
ność Pat, doszedł do wniosku. — O wiele silniejsze, niż się spodziewałem —
53
dodał. — Dlaczego tak im zależy na tym, byśmy nie dokonali pomiarów? — zastanawiał się. Przecież nie chodzi już o czas. Nasi inercjałowie tu są i już zaczęli funkcjonować.
— Czy są tu jakieś szafy — spytała Tippy Jackson — w których moglibyśmy
umieścić garderobę? Chciałabym się rozpakować.
— W każdej sypialni — wyjaśniła panna Wirt — znajduje się duża szafa,
funkcjonująca po wrzuceniu monety. Chcę też wręczyć państwu na początek —
wyjęła dużą plastykową torbę — ten oto zapas monet w formie prezentu. Czy
mógłby pan rozdzielić je równo między wszystkich? — ciągnęła, wręczając Jo-
nowi Ildowi rulony pięcio- dziesięcio- i dwudziestopięciocentówek. — Jest to gest dobrej woli ze strony pana Micka.
— Czy w tym ośrodku jest jakaś pielęgniarka albo lekarz? — spytała Edie
Dorn. — Zdarza się, że podczas intensywnej pracy cierpię na psychosomatyczne
podrażnienie skóry. Zwykle pomaga mi maść na bazie hydrocortisonu, ale w po-
śpiechu jej zapomniałam.
— W zakładach przemysłowo-badawczych znajdujących się w sąsiedztwie
tego pomieszczenia mieszkalnego — odparła panna Wirt — sprawują ciągły dyżur
liczni lekarze. Ponadto znajduje się tam niewielki ośrodek medyczny dysponujący łóżkami dla chorych.
— Czy i on funkcjonuje po wrzuceniu monety? — spytał Sammy Mundo.
— Opieka lekarska jest u nas bezpłatna — oświadczyła panna Wirt. — Ale
kandydat na pacjenta sam musi udowodnić, że jest naprawdę chory. Jednakże au-
tomaty sprzedające lekarstwa działają po wrzuceniu monety. W związku z tym
chciałabym dodać, że w tutejszym salonie gier znajdą państwo automat sprzeda-
jący środki uspokajające. Jeśliby zaś państwo sobie tego życzyli, będziemy mo-
gli zapewne sprowadzić z sąsiednich zakładów także maszynę sprzedającą środki
podniecające.
— A co ze środkami halucynogennymi? — spytała Francesca Spanish, —
Osiągam lepsze wyniki pracy, zażywając psychodeliczne preparaty na bazie spo-
ryszu; pod ich wpływem widzę naprawdę mojego przeciwnika i przekonałam się,
że to mi pomaga.
— Nasz szef, pan Mick, jest wrogiem wszelkich preparatów halucynogennych
na bazie sporyszu: uważa, że działają one szkodliwie na wątrobę. Jeśli przywiozła je pani z sobą, może pani je zażywać. Ale nie otrzyma ich pani od nas, choć, jak sądzę, posiadamy takie specyfiki.
— Od kiedy — zwrócił się do Franceski Spanish Don Denny — preparaty
psychodeliczne są ci potrzebne do halucynacji? Całe twoje życie jest halucynacją na jawie.
— Dwa dni temu miałam szczególnie fascynujące widzenie — odpowiedziała
spokojnie Francesca.
— Nie dziwię się — powiedział Don Denny.
54
— Grupa telepatów i jasnowidzów zeszła po drabince z cienkiego konopnego sznura na balkon znajdujący się za moim oknem. Przeniknęli przez ścianę i zjawili się przy moim łóżku budząc mnie swoją gadaniną. Cytowali wiersze i poetycką
prozę ze starych książek; ogromnie mi się to podobało. Wydawali mi się tacy —
przez chwilę szukała właściwego słowa — tacy błyskotliwi. Jeden z nich, który
przedstawił się jako Bill. . .
— Jedną chwileczkę — przerwał Tito Apostos — ja też miałem taki sen. —
Zwrócił się do Joego: — Pamięta pan, mówiłem panu tuż przed odjazdem z Ziemi.
— Nerwowo zacisnął dłonie — Czy przypomina pan sobie?
— Mnie też się śniło — powiedziała Tippy Jackson. — Bill i Matt. Powie-
dzieli, że mają zamiar mnie wykończyć.
— Powinieneś był mnie o tym poinformować — zwrócił się do Joego Runci-
ter. Jego twarz pociemniała gwałtownie i wykrzywił ją jakiś grymas.
— Ale wtedy ty. . . — zaczął Joe i przerwał. — Wydawałeś się zmęczony.
Miałeś inne sprawy na głowie.
— To nie był sen — powiedziała ostrym tonem Francesca — to było prawdzi-
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.