- Kłamiesz! - zawołał młody góral, ciemny, ogorzały, o twarzy rumianej jak u dziecka...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

- On kÅ‚amie, panie kapitanie - zwróciÅ‚ siÄ™ do do­wódcy. - SÅ‚yszeliÅ›my, jak im rozkazywaÅ‚.
- SiedziaÅ‚ w szoferce, na honorowym miej­scu - dodaÅ‚ z boku drugi partyzant, niski chÅ‚o­piec o kabÅ‚Ä…kowatych nogach.
- SiedziaÅ‚em w szoferce, bo tam mnie posa­dzili - odparÅ‚ Hubl arogancko.
- Spokojnie! - osadził go kapitan. - Macie jakieś dokumenty?
Hubl siÄ™gnÄ…Å‚ do wewnÄ™trznej kieszeni myÅ›liw­skiej kurtki tak zamaszystym ruchem, jakby za chwilÄ™ miaÅ‚ wyjąć niezbity dowód swej niewin­noÅ›ci, lecz dÅ‚oÅ„ jego utknęła jak w smole.
- Co za pech - powiedziaÅ‚ już ciszej. - Mo­Å¼e wypadÅ‚y mi podczas tej szarpaniny.
- KÅ‚amiesz - prychnÄ…Å‚ mu w twarz party­zant. - Pewno je wyrzuciÅ‚eÅ› w krzaki.
Hubl zmierzyÅ‚ go peÅ‚nym nienawiÅ›ci spojrze­niem, lecz udawaÅ‚, że go nie sÅ‚ucha. Coraz bar­dziej nerwowo przeszukiwaÅ‚ kieszenie. Kapitan przypatrywaÅ‚ mu siÄ™ spod namarszczonych brwi. Naraz na jego twarzy ukazaÅ‚ siÄ™ grymas zniecier­pliwienia.
- Dosyć! - powiedział ostro. - Wyłóżcie wszystko, co macie w kieszeniach, na stół.
Hubl cofnął się. Jego ciemna twarz poszarzała.
- Przepraszam... o co mnie posÄ…dzacie?
- No, prÄ™dzej, prÄ™dzej - ponagliÅ‚ go kapitan. Hubl wolno zbliżyÅ‚ siÄ™ do stoÅ‚u. Nagle zatrzymaÅ‚ siÄ™, jak gdyby go coÅ› Å›cisnęło. W tej wÅ‚aÅ›nie chwili zobaczyÅ‚ wpatrzonego w niego Bukowego. Ich spojrzenia starÅ‚y siÄ™ jak rzucone przeciw so­bie kamienie. NastaÅ‚a krótka chwila ciężkiego mil­czenia.
Bukowy oczami wyobraźni zobaczyÅ‚ go w hlinkowskim mundurze, na tle pokoju popradzkiej policji. UsÅ‚yszaÅ‚ - jak gdyby spoza kotary mi­nionego czasu - peÅ‚en wyższoÅ›ci gÅ‚os: "Zapomi­nasz, że znaleźliÅ›my siÄ™ po przeciwnej stronie..." A potem, jakby na zasadzie kontrapunktu, wy­woÅ‚aÅ‚ z pamiÄ™ci sÅ‚oneczny dzieÅ„ w Chamonix, kiedy objÄ™ci braterskim niemal uÅ›ciskiem pozo­wali francuskiemu fotoreporterowi do zdjÄ™cia... Dwaj najlepsi zjazdowcy Å›rodkowej Europy...
W tej krótkiej chwili milczenia czas rozsypywał się w odpryski drobnych, prawie nieuchwytnych momentów, a w myśli nasunęło się pytanie: "Zdemaskować go, czy udać, że go nie znam?"
Tymczasem staÅ‚ przed nim czÅ‚owiek, który cztery lata temu aresztowaÅ‚ go i chciaÅ‚ wydać Niemcom. Bukowy poczuÅ‚, że krew bucha mu do gÅ‚owy, a przed oczami zagÄ™szcza siÄ™ ćma. UniósÅ‚ siÄ™ wolno, nachyliÅ‚ ku Hublowi i powie­dziaÅ‚ przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by:
- Paweł, tośmy się jednak spotkali,
- To wy się znacie? - usłyszał z boku zdumiony głos kapitana.
Hubl drgnÄ…Å‚, cofnÄ…Å‚ siÄ™, wykonaÅ‚ taki ruch, jak gdyby chciaÅ‚ uciekać. Po chwili jednak opanowaÅ‚ siÄ™ i pod ciężkim spojrzeniem Bukowego wyma­mrotaÅ‚:
- Tak... startowaliÅ›my razem w zawodach.. To byÅ‚o - zaciÄ…Å‚ siÄ™. PoruszaÅ‚ jeszcze wargami, lecz nie mógÅ‚ wydusić gÅ‚osu z zaciÅ›niÄ™tego stra­chem gardÅ‚a.
W tę krótką chwilę ciszy wdarł się nabrzmiały wściekłym gniewem okrzyk:
- To jest Hubl... Ja go poznajÄ™! - MÅ‚ody góral, który do tej pory w kÄ…cie na legowisku czyÅ›ciÅ‚ spokojnie karabin, raptem zerwaÅ‚ siÄ™, doskoczyÅ‚ do partyzanta, jednym szarpniÄ™ciem wyrwaÅ‚ mu automat. - To Hubl! - odtrÄ…ciÅ‚ drugiego, tego na kabÅ‚Ä…kowatych nogach i, szarp­nÄ…wszy Hubla za ramiÄ™, odwróciÅ‚ go ku sobie: - To ty - zawoÅ‚aÅ‚ - zarÄ…baÅ‚eÅ› mojego brata w Wy­chodnej! Teraz ja ciÄ™ rozwalÄ™! - UniósÅ‚ wyżej lufÄ™ automatu, lecz w tej samej chwili kapitan podbiÅ‚ mu broÅ„ wymierzonÄ… w pierÅ› Hubla, se­ria pocisków poszÅ‚a w okrÄ…glaki. PosypaÅ‚y siÄ™ drzazgi. CaÅ‚a koliba napeÅ‚niÅ‚a siÄ™ hukiem i dy­mem.
- Jano! - krzyknął ostro kapitan. Złapał za dymiącą jeszcze lufę automatu. - Cc ty robisz, Jano!
Góral patrzaÅ‚ chwilÄ™ na gniewnÄ… twarz kapi­tana. Jego zaciÅ›niÄ™te gniewem usta przeÅ‚amaÅ‚ grymas pÅ‚aczu.
- Panie kapitanie... panie kapitanie, to on... to on rozwalił mojego brata...
- Wyjdź! - rozkazaÅ‚ twardo dowódca. ChÅ‚opiec opuÅ›ciÅ‚ gÅ‚owÄ™. OddaÅ‚ automat towa­rzyszowi i wolnym krokiem wyszedÅ‚ z koliby. Kapitan przeniósÅ‚ wzrok na Hubla.
- Hubl - powiedziaÅ‚ przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by. ZamierzyÅ‚ siÄ™, lecz jego ciężka rÄ™ka zawisÅ‚a w po­wietrzu i opadÅ‚a. Kapitan splunÄ…Å‚ Hublowi pod no­gi. - Hubl - dodaÅ‚ już ciszej - my z wami teraz pogadamy.
 
4
 
Kiedy opuszczaÅ‚ kolibÄ™, Hubla wypro­wadzali do lasu. Jeszcze raz ich oczy spotkaÅ‚y siÄ™ w krótkim, mÄ™skim starciu. Bukowy w jego oczach nie wyczuÅ‚ ani żalu, ani oskarżenia. Hubl patrzaÅ‚ twardo, jakby chciaÅ‚ powiedzieć: "Trud­no, przegraÅ‚em... Tak być musiaÅ‚o".
"Tak być musiaÅ‚o... - powtórzyÅ‚ w myÅ›li Bu­kowy, kiedy przypinaÅ‚ narty. ZaprowadzÄ… go w najwiÄ™kszÄ… gÄ™stwinÄ™ i rozwalÄ… jednym wy­strzaÅ‚em, żeby nie robić huku. Tak podyktowaÅ‚o bezlitosne prawo wojny... Bezlitosne, czasem Å›le­pe, ale w tym wypadku sprawiedliwe..."
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.