Następnego ranka, gdy zeszła na śniadanie, Susanne rzekła:- Ten tajemniczy przyjaciel Jana w tak samo tajemniczy sposób opuścił nas w nocy...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Widziałam światła auta, a rano rządca mi powiedział, że nasz gość wyjechał.
Karolina spytała Jana, skąd ten pośpiech, gość miał przecież zabawić tu kilka dni.
- Wezwały go pilne sprawy - odrzekł, unikając jej wzroku.
Po tygodniu znów siedziały z Susanne przy stole, rządca przyniósł gazety. Karolina rzuciła okiem na fotografię na pierwszej stronie. Twarz mężczyzny wydała jej się znajoma. To ten przyjaciel Janka - uświadomiła sobie, a potem nagle dotarło do niej, że zdjęcie jest w żałobnej obwódce. Przeczytała podpis: “Generał Władysław Jaksa-Górski skrytobójczo zamordowany!” Litery poczęły jej skakać przed oczyma. To wszystko było jak wyrok na Jana, na nią, na ich wspólne życie... Nie miała żadnych wątpliwości, co się naprawdę stało. Rzekomy przyjaciel Jana był jednym z generałów osadzonych po przewrocie w więzieniu w Wilnie. Wywieziono go stamtąd do Warszawy w początkach sierpnia, wysiadł z samochodu i zaginął bez wieści...
- Co się stało? - spytała Susanne. - Dlaczego tak zbladłaś?
- Nic, nic - odrzekła przykrywając zdjęcie łokciem, niestety ciotka to zauważyła.
- Przeczytałaś coś złego w gazecie? Karolina odeszła od stołu.
Kondukt pogrzebowy przechodził ulicami Warszawy. W oknach było pełno ludzi, za trumną niesiono poduszki z orderami, szła rodzina generała, żona w ciężkiej żałobie, członkowie rządu, generalicja. Karolina stojąc na chodniku rozpoznała Jana, miał na sobie mundur. Dołączyła do konduktu i przesuwając się cały czas do przodu, w końcu zrównała się z mężem. Udawał, że jej nie widzi.
- Tak, tak, to ja - powiedziała wyraźnym szeptem. - Nie ma wątpliwości.
- Skąd się tu wzięłaś?
- Umiem czytać.
- Porozmawiamy w domu.
- Teraz!
Spojrzał na nią, w jego oczach dostrzegła strach.
- Proszę cię, Karolino. Bądź rozsądna.
- Wiem, co teraz powinnam zrobić.
- Błagam cię, pomyśl o naszych dzieciach.
- Właśnie o nich myślę, nie chcę, żeby to morderstwo padło na nie cieniem...
Jan chwycił ją za ramię, ale mu się wyrwała. Wchodzili w bramę cmentarza i tłoczący się ludzie rozdzielili ich. Karolinie wydało się przez chwilę, że wśród tłumu mignęła jej postać matki. To była ona, miała ten smutny, nieco zagadkowy uśmiech...
Nad grobem przemawiał teraz najbliższy przyjaciel generała. Był przejęty, co chwila wycierał łzy.
- Wysłuchaliśmy tu wielu pięknych słów o człowieku i żołnierzu. Ja znałem generała Władysława Jaksę-Górskiego, można powiedzieć, od lat szczenięcych. Rósł i rozwijał się w środowisku inteligenckim, w którym kultywowano tradycje szlachecko-patriotyczne. Chociaż wychowywał się w rodzinie wielodzietnej, w domu, gdzie się nie przelewało, otrzymał gruntowne wykształcenie, w tym studia uniwersyteckie. Chciał się poświęcić w całości ukochanej dziedzinie, jaką było dla niego prawo - w tym miejscu Karolina zaszlochała - niestety, ojczyzna wymagała od niego innych zadań. Ojczyzna, która na jego oczach powstała z martwych i dla której nie zawahał się oddać swojego życia... Składał je w ofierze już kilka razy, ten żołnierz Legionów... W końcu dosięgła go zdradziecka kula. Jeżeli ci, którzy zdecydowali się usunąć spomiędzy nas tak pięknego i szlachetnego człowieka, to Polacy, nie są godni nosić tego miana...
Nagle, po drugiej stronie wykopanej mogiły Karolina dostrzegła tak dobrze zapamiętaną, chudą sylwetkę. Mężczyzna miał na sobie mundur majora, stał z odpowiednio zbolałą miną. Ich oczy na krótką chwilę spotkały się i Karolina odkryła w nich ten sam strach, jaki widziała u Jana. Chciał się cofnąć, ale za jego plecami byli ludzie, ustawił się więc trochę bokiem. Karolina wycelowała w niego palcem.
Mordercy są tutaj! - wykrzyknęła. - Ja ich znam! Podam naz...
Zauważyła, że major szybkim ruchem wyciągnął rewolwer. Nie usłyszała strzału, poczuła tylko silne uderzenie w pierś. W nagłym błysku świadomości zrozumiała, że umiera. Więc tak łatwo - pomyślała.
Upadła do tyłu, wprost w objęcia Jana, który właśnie zdołał się do niej przepchać; na jej bluzce rozrastała się czerwona plama krwi.
Od rana Susanne była zaniepokojona. Coś niedobrego działo się pomiędzy Karoliną i Janem, ostatnio prawie ze sobą nie rozmawiali, on zresztą wracał późno i zaraz szedł do siebie. A dzisiaj ona pojechała do Warszawy, chociaż były jeszcze wakacje.
- O której wrócisz? - spytała ją. - Nie wiemy, czy czekać z obiadem?
- Nie czekajcie - odrzekła. - Zjem coś na mieście.
- Na mieście to można zepsuć sobie żołądek - wymamrotała Susanne pod nosem.
- Co mówisz, ciociu? - spytała siostrzenica.
- Nic, nic, nie siedź długo w tej Warszawie...
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.