Wyraziwszy w ten sposób pochwałę dla minionych czasów, kiedy to nawet słońce świeciło jaśniej i wiatr był łagodniejszy niż w naszych złych dniach, opowiem o...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Wpierw jednak opowiem o tym, jak wróciłem do Simiry.
Gdy bowiem wróciłem do swego domu do Simiry, wybiegł mi na spotkanie Kaptah, wołając wielkim głosem i płacząc z radości, i rzuciwszy mi się do nóg powiedział:
– Błogosławiony niech będzie dzień, który sprowadził cię do domu, mój panie! A więc jednak wróciłeś, choć sądziłem, żeś zginął na wojnie, i pewny byłem, że rozpruł cię jakiś oszczep, gdyż nie troszczyłeś się o moje przestrogi, lecz chciałeś koniecznie dowiedzieć się, jak wygląda wojna. Nasz skarabeusz jest jednak naprawdę mocnym bogiem, jeśli zdołał cię ochronić, i dobry jest dzisiaj dzień. Serce moje pełne jest radości, gdy patrzę na ciebie, i radość tryska z moich oczu łzami, gdyż nie mogę się powstrzymać od radości, choć już przypuszczałem, że odziedziczę po tobie całe złoto, któreś złożył w domach handlowych w Simirze. Ale nie żałuję tego straconego majątku, bo bez ciebie jestem jak koźlątko, które odbiło się od matki, i beczałbym rozpaczliwie, i dni moje byłyby mroczne. Ani też pod twoją nieobecność nie okradałem cię więcej niż przedtem, lecz pilnowałem twego domu, majątku i wszystkich interesów, tak że wracasz bogatszy, niż wyjechałeś.
Obmył mi stopy i polał mi ręce wodą, i dogadzał mi na różne sposoby, krzycząc nieprzerwanie, dopóki nie kazałem mu milczeć i nie powiedziałem:
– Przygotuj śpiesznie wszystko do drogi, bo wyruszamy w długą podróż, która być może potrwa wiele lat i pełna będzie trudów i wysiłków, pojedziemy bowiem do kraju Mitanni, do Babilonu i na wyspy na morzu.
Wtedy Kaptah zaczął drzeć się wniebogłosy i zawołał:
– Bodajbym nigdy nie przyszedł na ten świat! Bodajbym nigdy nie utył i nie miał dobrych dni! Im lepiej bowiem wiedzie się człowiekowi, tym trudniej mu zrezygnować z tego, co dobre. Gdybyś udawał się w podróż na miesiąc lub dwa, tak jak to robiłeś przedtem, nic bym nie mówił, lecz pozostałbym spokojnie w Simirze. Ale skoro twoja podróż potrwa lata, możliwe, że nigdy nie wrócisz i że cię już nigdy nie zobaczę. Toteż muszę ci towarzyszyć i zabrać z sobą naszego świętego skarabeusza, bo w takiej podróży potrzebujesz całego swego szczęścia, a bez skarabeusza spadłbyś w przepaść lub nadziali by cię na oszczepy rabusie. Beze mnie i bez mego doświadczenia jesteś jak cielak, któremu złodziej spętał tylne nogi i wziąwszy na plecy niesie, dokąd chce. Jesteś beze mnie jak człowiek z zawiązanymi oczyma, który na próżno maca przed sobą rękami, beze mnie każdy, z kim się spotkasz, z radością ukradnie ci, co tylko zechce. Ale ja na to nie pozwolę, jeśli już bowiem ktoś ma cię okradać, to lepiej, żebym to był ja, bo robię to z umiarkowaniem i stosownie do twoich dochodów, starannie doglądając twoich korzyści. Najlepiej byłoby jednak dla nas zostać w naszym domu w Simirze.
Kaptah robił się bowiem z roku na rok bezczelniejszy i mówił już o “naszym domu" i o “naszym skarabeuszu", płacąc zaś za cokolwiek mawiał o “naszym złocie". Mnie jednak znudziło się słuchać jego biadania, tak że w końcu wziąłem kij i złoiłem mu jego gruby tyłek, by rzeczywiście miał powód do narzekania, po czym powiedziałem:
– Serce mówi mi, że za twoją bezczelność pewnego pięknego dnia zawiśniesz na murze głową w dół. Zdecyduj się więc w końcu, czy pojedziesz ze mną, czy zostaniesz tutaj, lecz przede wszystkim skończ wreszcie z twoim wiecznym narzekaniem, od którego uszy mi puchną, gdyż mam się przygotować do dalekiej podróży.
Wtedy Kaptah uspokoił się i pogodził z losem, i zaczęliśmy się gotować do drogi. A że poprzysiągł, iż nigdy nie postawi stopy na pokładzie okrętu, przyłączyliśmy się do karawany zdążającej do północnej Syrii. Albowiem chciałem zobaczyć lasy cedrowe w Libanie, skąd sprowadzano budulec do pałacu faraona i drzewo na świętą łódź Amona. O samej podróży niewiele mam do opowiedzenia, była bowiem monotonna i nie napadli nas żadni rabusie. Gospody były doskonale zaopatrzone, jedliśmy i piliśmy świetnie, a na kilku postojach zgłosili się do nas chorzy, których uleczyłem. Podróżowałem w lektyce, gdyż dość już miałem jazdy na ośle. Także i Kaptah nie był zbytnio zachwycony osłami, ale nie mogłem go wziąć do lektyki, by nie stracić poważania w oczach innych podróżnych, gdyż był moim służącym. Toteż Kaptah wielce narzekał, życząc sobie śmierci. Wskazywałem mu na to, że mogliśmy odbyć tę podróż szybciej i wygodniej statkiem, ale to nie pocieszyło go zbytnio. Suchy wiatr ciął w twarz, tak że bezustannie musiałem smarować skórę olejkami, pył dusił w gardle, a piaskowe pchły dręczyły mnie wielce, uważałem jednak te niewygody za błahostki, a oczy moje cieszyły się wszystkim, co oglądałem.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.