kiedy umrze, będzie go pilnowała z tamtej strony, i przysięgała, że wróci, aby go ukarać, gdyby się źle zachowywał albo gdyby stał się niedbały w...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Ostrzegała go tysiące razy albo więcej, że wrzuci go
do tej jamy w ziemi, zamknie drzwi na klucz i zostawi go tam na zawsze.
Ale teraz, podczas wyciskania ciężarów na ciemnym poddaszu, Bruno nagle zasta-
nowił się, czy groźby Katarzyny miały jakieś pokrycie. Czy naprawdę posiadała nad-
przyrodzoną moc? Czy naprawdę potrafiła powrócić od umarłych? Bo może go okła-
mywała? Czy kłamała, bo się go bała? Czy bała się, że wyrośnie duży i silny — i wtedy
złamie jej kark? Czy jej opowieść o powracaniu zza grobu nie była niczym więcej, jak
tylko kiepskim zabezpieczeniem przed jego ewentualnym zamysłem zabicia jej i uwol-
nienia się od niej na zawsze?
Takie rodziły się w nim pytania, ale nie był w stanie zatrzymać ich przy sobie na dłu-
żej, by móc każde rozpatrzyć i znaleźć dla nich odpowiedź. Nie powiązane z sobą myśli
płynęły przez jego popsuty mózg jak impulsy prądu elektrycznego. Zapominał o każdej
wątpliwości w momencie, gdy przychodziła mu do głowy.
Z kolei każdy lęk, który w nim narastał, nie zanikał, lecz, na odwrót, pozosta-
wał, iskrząc się i trzeszcząc w ciemnych zakątkach jego umysłu. Pomyślał o Hilary-
Katarzynie, tym najnowszym zmartwychwstaniu i przypomniał sobie, że musi ją zna-
leźć.
Zanim ona znajdzie jego.
Zaczął się trząść.
Upuścił jedne hantle z łoskotem. Potem drugie. Deski w podłodze zaszczekały.
— Suka — powiedział z lękiem i złością.
376
377
¬ ¬ ¬
Biały kot lizał dłoń pani Yancy, kiedy mówiła:
— Leo i Katarzyna ułożyli przemyślną historyjkę, aby jakoś wyjaśnić pojawienie
się dziecka. Nie chcieli się przyznać, że ono jest ich. Gdyby to zrobili, musieliby wska-
zać palcem odpowiedzialnego za nie mężczyznę, jakiegoś młodego konkurenta. A ona
nie miała żadnych konkurentów. Stary nie chciał, by ktoś ją dotykał. Tylko on. Aż mnie
ciarki przechodzą. Jaki facet nastaje na własną córkę? A ten skurwysyn dobrał się do
niej, gdy miała tylko cztery lata! Nie była jeszcze na tyle dorosła, żeby rozumieć, co się
dzieje. — Pani Yancy potrząsnęła swą siwą głową ze zdumienia i żalu. — Jak dorosły
mężczyzna może się podniecać takim małym dzieckiem? Gdybym ja ustalała prawo, to
każdy facet, który by coś takiego zrobił, byłby kastrowany — albo jeszcze gorzej. Chyba
gorzej. Powiadam wam, to mnie brzydzi.
Joshua zapytał:
— Dlaczego po prostu nie powiedzieli, że Katarzyna została zgwałcona przez jakie-
goś zamiejscowego robotnika rolnego albo jakiegoś obcego, który się tamtędy przewi-
nął? Nie musiałaby posyłać do więzienia jakiegoś niewinnego człowieka na poparcie tej
opowieści. Mogła podać policji zupełnie fałszywy opis. I nawet gdyby, jakimś dziwacz-
nym zbiegiem okoliczności, znaleźli takiego gościa, który by pasował do opisu, jakiegoś
biednego łachudrę bez alibi... no to wtedy mogła powiedzieć, że to nie ten człowiek. Nie
wrobiłaby w ten sposób nikogo.
— Zgadza się — powiedział Tony. — Większość przypadków gwałtu pozostaje nigdy
nie wyjaśniona. Policja prawdopodobnie byłaby zaskoczona, gdyby Katarzyna doko-
nała prawidłowej identyfikacji kogokolwiek, kogo by przyskrzynili.
— Potrafię zrozumieć, dlaczego nie miała ochoty krzyczeć o gwałcie — wtrąciła
Hilary. — Musiałaby znosić wieczne upokorzenia i wstyd. Wielu ludzi uważa, że kobie-
ta, która została zgwałcona, sama o to prosiła.
— Wiem o tym — stwierdził Joshua. — To ja ciągle powtarzam, że większość moich
bratnich istot ludzkich to idioci, osły i bufony. Zapamiętacie? Ale St. Helena było zawsze
stosunkowo rozsądnym miasteczkiem. Ludzie tam nie winiliby Katarzyny za to, że zo-
stała zgwałcona. Przynajmniej większość z nich. Miałaby do czynienia z paroma cha-
mami i najadłaby się trochę wstydu, ale po dłuższym czasie zdobyłaby sympatię wszyst-
kich. I wydaje mi się, że byłaby to znacznie prostsza droga od wmawiania wszystkim
tego kunsztownego kłamstwa o Mary Gunther — i martwienia się potem o jego pod-
trzymanie przez resztę życia.
Kot na podołku pani Yancy przewrócił się na grzbiet. Podrapała go po brzuchu.
— Leo nie chciał zwalać winy na gwałciciela, bo to sprowadziłoby gliniarzy — po-
wiedziała pani Yancy. — Leo miał wielki szacunek do gliniarzy. Był typem tyrana.
376
377
Wydawało mu się, że gliny są o wiele lepsze w swojej pracy niż w rzeczywistości, i bał
się, że wyczuliby jakiś smród w każdej historii o gwałcie, jaką on by wymyślił z Katarzy-
ną. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, nie w taki sposób. Bał się śmiertelnie, że glinia-
rze wywąchają prawdę. Nie miał zamiaru ryzykować odsiadki za napastowanie dziecka
i kazirodztwo.
— To powiedziała pani Katarzyna? — spytała Hilary.
— Zgadza się. Jak mówiłam wcześniej, wstydziła się, że Leo wykorzystywał ją przez
całe życie i myśląc, że umrze przy porodzie, chciała komuś opowiedzieć — obojętnie
komu — co przeszła. W każdym razie Leo uważał, że będzie bezpieczny, jeśli Katarzyna
ukryje swoją ciążę, ukryje ją całkowicie i oszuka wszystkich w St. Helena i że potem bę-
dzie można podawać to niemowlę za nieślubne dziecko nieszczęśliwej przyjaciółki ze
szkolnych lat Katarzyny.
— Czyli że to ojciec zmusił ją do noszenia pasów — powiedziała Hilary, czując jesz-
cze większy żal z powodu Katarzyny Frye, niż się spodziewała, gdy wchodziła do ba-
wialni pani Yancy. — Zadręczał ją, żeby ochronić samego siebie. To był jego pomysł.
— Tak — przyznała pani Yancy. — Nigdy nie potrafiła mu się sprzeciwić. Zawsze ro-
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.