Skręcił w prawo i jeszcze raz w prawo, trzymając się śladów stóp Catriany i starając się za bardzo do niej nie zbliżyć...
Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.
Potem szła prosto, przez pokoje leżące po zewnętrznej stronie pałacu, z których żaden nie wychodził na krużganki otaczające dziedziniec. W tych komnatach było jaśniej. Devin usłyszał dobiegający z prawej strony pomruk głosów i zdał sobie sprawę, że Catriana zmierza okrężną drogą do komnaty, w której Sandre jest wystawiony na widok publiczny.W końcu otworzył drzwi, jak się okazało, ostatnie. Catriana była sama w wielkiej komnacie. Zatrzymała się przy ogromnym kominku, na którym stały trzy konie z brązu. Na ścianach wisiały trzy portrety. Sufit lśnił - Devin był pewien, że od złota. Wzdłuż zewnętrznej ściany, z oknami wychodzącymi na ulicę, ustawiono dwa długie stoły z jadłem i napojami. W przeciwieństwie do innych komnat, ta została niedawno wysprzątana, lecz zasłony nadal były zaciągnięte, odgradzając ją od porannego blasku i czekającego na zewnątrz tłumu.
Wszedłszy w sączące się przez materię światło, Devin dość hałaśliwie zamknął za sobą drzwi. Trzask zapadki zabrzmiał w ciszy niczym donośny huk.
Catriana odwróciła się z ręką przy ustach, lecz nawet w panującym półmroku Devin dostrzegł w jej oczach wściekłość, a nie strach.
- Co ty sobie wyobrażasz? - szepnęła zduszonym głosem.
Postąpił niepewnie krok do przodu. Chciał powiedzieć coś dowcipnego, zrobić niewinną uwagę, która rozproszyłaby czar wiszący nad nim przez cały ranek. Nie znalazł odpowiednich słów.
- Nie wiem - powiedział szczerze, potrząsając głową. - Zobaczyłem, że wychodzisz, i poszedłem za tobą. To nie... to nie to, co myślisz - zakończył niezręcznie.
- A skąd miałbyś wiedzieć, co myślę? - odcięła się. Sprawiała wrażenie, jakby zachowywała spokój jedynie siłą woli. - Chciałam być przez kilka chwil sama. Występ był dla mnie silnym przeżyciem i potrzebuję samotności. Widzę, że też jesteś przejęty, ale czy mógłbyś wyświadczyć mi grzeczność i zostawić mnie samą?
Była to uprzejma prośba. Mógł wtedy wyjść, i zrobiłby to każdego innego poranka. Lecz Devin przeszedł już na wpół świadomie przez portal Moriany.
Machnął ręką w stronę zastawionych stołów i rzekł poważnie:
- To nie jest miejsce odpowiednie dla samotności, Catriano. Powiesz mi, po co tu przyszłaś?
Przygotował się na kolejny wybuch gniewu dziewczyny, lecz ona jeszcze raz go zaskoczyła. Po długim milczeniu w końcu powiedziała:
- Nie łączy nas aż tak wiele, żebym była ci winna wyjaśnienie. Doprawdy lepiej będzie, jeśli sobie pójdziesz. Lepiej dla nas obojga.
Ciągle słyszał przytłumione głosy dobiegające zza ściany po prawej stronie kominka. Ten dziwny pokój z uginającymi się pod wykwintną zastawą stołami i ponurymi portretami wiszącymi na ciemnych ścianach sprawiał wrażenie komnaty ze snu. Przypomniał sobie, jak Catriana rano śpiewała, sięgając głosem ku wzywającej ją trrgeańskiej fletni. Przypomniał sobie jej oczy, kiedy zatrzymała się w drzwiach, przez które oboje przeszli. Rzeczywiście, czuł się jak we śnie, jakby nie znajdował się w świecie, który zna.
Będąc w takim nastroju, Devin usłyszał własne słowa, wydobywające się ze ściśniętego gardła:
- Więc nie moglibyśmy czegoś zacząć?
Znowu się zawahała. Oczy miała szeroko otwarte, lecz w nikłym świetle komnaty nic nie można było z nich wyczytać. Potrząsnęła głową i nie ruszyła się miejsca.
- Chyba nie - odparła spokojnie. - Nie na tej drodze, którą kroczę, Devinie d'Asoli. Dziękuję ci jednak, że o to poprosiłeś, i nie będę zaprzeczać, że jakaś moja cząstka pragnęłaby, aby było inaczej. Zostało mi jednak mało czasu, a muszę coś tu zrobić. Proszę cię, zostaw mnie samą.
Nie spodziewał się, że po wszystkich uniesieniach poranka spotka się z takim uczuciem żalu i że sam będzie żal odczuwał. Skinął głową, bo nic innego nie przyszło mu na myśl, i ruszył do wyjścia.
Lecz w chwili, kiedy Devin się odwrócił, oboje znów usłyszeli głosy, które tym razem dobiegały zza jego pleców.
- Och, Triado! - syknęła Catriana, w mgnieniu oka niszcząc nastrój. - Nad wszystkim, co robię, ciąży przekleństwo! - Odwróciła się błyskawicznie do kominka i zaczęła gorączkowo szukać rękoma czegoś pod jego obramowaniem. - Na miłość bogiń, bądź cicho! - szepnęła.
Ton jej głosu był tak ostry i rozkazujący, że Devin zamarł w bezruchu.
Usłyszał, jak Catriana mamrocze półgłosem:
- Powiedział, że wie, kto wybudował ten pałac, że powinien być tuż nad...