- Dokądże tak wędrujesz? - zapytałem...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


- Sam nie wiem - odpowiedział - dokąd Bóg zaprowadzi. - Długo już tak poza zagrodą?
- Tak, już piąty rok.
- Gdzie bywałeś w tym czasie?
- Chodziłem po różnych świętych miejscach, a to po monasterach, a to po cerkwiach, bo nie było gdzie mieszkać. Jestem sierotą, bez rodziny, w dodatku kuleję na jedną nogę i tak tułam się po tym jasnym świecie!
- Widać jakiś bogobojny człowiek nauczył cię chodzić, nie tak zwyczajnie, po ludziach, ale po świętych miejscach - powiedziałem.
- Widzisz, to było tak - opowiedział. - Od małego, jako sierota, chodziłem z pastuchami z naszej wsi i przez dziesięć lat szło mi dobrze. W końcu pewnego razu po przygnaniu stada do domu nie zauważyłem, że brakuje najpiękniejszej owcy starosty. A nasz starosta był chłopem złym, nieludzkim. Wrócił do domu wieczorem, zobaczył, że nie ma jego owcy i zaraz przybiegł do mnie. Zaczął wymyślać i grozić, chciał, bym mu zaraz owcę odszukał. Zapowiadał - Na śmierć cię zatłukę, ręce i nogi połamię. - Znając jego złość poszedłem szukać owcy tam, gdzie za dnia pasałem stado. Szukałem jej, szukałem, zeszło mi na to pół nocy, ale nigdzie ani widu, ani słychu. Noc była ciemna, bo zbliżała się jesień. Byłem już w głębi lasu, a lasy w naszej guberni nieprzebyte, gdy nagle zerwała się burta. Dosłownie wszystkie drzewa przygięło! Gdzieś daleko zawyły wilki, a mnie strach ogarnął taki, że włosy stanęły mi dęba. Z każdą chwilą było coraz gorzej. Ze strachu i grozy wprost bierz i padaj na ziemię. Runąłem więc na kolana, przeżegnałem się i z całych sił zawołałem: "Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!" Ledwie zdążyłem to powiedzieć, a zaraz zrobiło mi się lekko, jakbym nie miał żadnego powodu do smutku. Wróciła mi odwaga, a w sercu poczułem się tak dobrze, jakbym po niebie fruwał... Ucieszyło mnie to i dalejże, zacząłem bez przerwy powtarzać tę modlitwę. Nie pamiętam już teraz, jak długo trwała burza i jak minęła ta noc. Patrzę, a to już biały dzień, a ja wciąż klęczę na tym samym miejscu. Wstaję spokojnie, widzę, że owcy nie znajdę, więc poszedłem do domu. Na sercu tak mi było lekko i wciąż mi się chciało odmawiać ową modlitwę. Przyszedłem do wsi i jak tylko starosta zobaczył, że owcy nie przyprowadziłem, zbił mnie tak, że byłem na pół martwy; właśnie wtedy wywichnął mi nogę. Po tym pobiciu sześć tygodni leżałem prawie bez ruchu. Wiedziałem tylko, że odmawiam tę modlitwę. To ona była dla mnie pociechą. Później troszeczkę mi się polepszyło i zacząłem chodzić po świecie. Smutno mi jednak było ciągle przepychać się wśród ludzi, a i grzechu nie brakowało, poszedłem więc na wędrówkę po świętych miejscach i po lasach; chodzę tak już piąty rok.
Słuchałem tego i cieszyłem się w duszy, że Pan pozwolił mi spotkać człowieka tak bogobojnego. Zapytałem go - A teraz często zajmujesz się tą modlitwą?
- Jakże mi bez tego żyć? - odpowiedział. - Jak tylko sobie przypomnę, co czułem wtedy w lesie, to zaraz jakby ktoś popychał mnie na kolana, i zaczynam się modlić... Nie wiem, potrzebna ta moja, grzesznika, modlitwa, czy nie, bo nieraz czuję wielką radość, gdy się pomodlę, sam nie wiem, dlaczego. A czasem mi lekko i taki we mnie spokój, pełen radości. Bywa też, że przychodzi ociężałość, smutek i przygnębienie. Mimo wszystko zawsze mam wielką ochotę się pomodlić.
- Nie dręcz się tym, miły bracie. Mówią święci ojcowie, że w czasie modlitwy, co by się nie działo, wszystko jest przed Bogiem dobre i wszystko służy zbawieniu, czy to lekkość, czy ociężałość. Żadna modlitwa, ani dobra, ani kiepska, nie zginie przed obliczem Boga. Uczucie lekkości, ciepła czy słodyczy pokazuje tylko, że Bóg nagradza za ten czyn, a ociężałość, ciemność i oschłość oznaczają, że Bóg oczyszcza i pokrzepia duszę, i poprzez to pożyteczne cierpienie wiedzie ją ku zbawieniu, oswajając z pokorą, by zasmakowała przyszłej błogosławionej słodyczy. Na dowód tego przeczytam ci, co pisze św. Jan Klimak.
Odnalazłem potrzebny rozdział i przeczytałem mu. Wysłuchał z uwagą i zadowoleniem i bardzo mi dziękował. Na tym rozstaliśmy się, on powędrował w głąb lasu, a ja wyszedłem na drogę, ruszając dalej i dziękując Bogu za to, że obdarzył mnie, grzesznika, takim pouczeniem.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.