– PrzyszedÅ‚eÅ› zobaczyć siÄ™ z naszym bratem, panie? – zapytaÅ‚a ciemnowÅ‚osa dziewczyna, wstajÄ…c z krzesÅ‚a i kÅ‚adÄ…c na nim...
Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.
– Nie, zwabiÅ‚o mnie tu piÄ™kno twej muzyki i sÅ‚odycz towarzyszÄ…cych jej gÅ‚osów. Jestem tu obcym, a zarazem miÅ‚oÅ›nikiem wszelkiego piÄ™kna, wiÄ™c mogÄ™ tylko podziÄ™kować losowi za widok, jakim obdarzyÅ‚ moje oczy.
Młodsze dziewczęta roześmiały się, ale ich starsza siostra tylko się uśmiechnęła.
– MiÅ‚e sÅ‚owa, panie, dobrze dobrane i niewÄ…tpliwie wielokrotnie powtarzane. SÄ… jak gÅ‚adkie krawÄ™dzie broni, która byÅ‚a czÄ™sto używana.
Sieben skłonił się.
– Istotnie, milady, mojÄ… przyjemnoÅ›ciÄ… i przywilejem jest dostrzegać piÄ™kno wszÄ™dzie, gdzie mogÄ™ je znaleźć, skÅ‚adać mu hoÅ‚d i chylić przed nim czoÅ‚o. To jednak nie czyni moich słów mniej szczerymi.
Nagrodziła go szerokim uśmiechem, a potem roześmiała się w głos.
– SÄ…dzÄ™, że jesteÅ› Å‚obuzem, panie, a w dodatku libertynem, wiÄ™c w bardziej interesujÄ…cych czasach kazaÅ‚abym sÅ‚ugom wyprosić ciÄ™ z posiadÅ‚oÅ›ci. Ponieważ jednak trwa wojna i trudno o rozrywki, zapraszam ciÄ™, byÅ› dotrzymaÅ‚ nam towarzystwa – jeÅ›li tylko potrafisz nas rozbawić.
– SÅ‚odka pani, sÄ…dzÄ™, że mogÄ™ wam obiecać wiele rozrywek, zarówno sÅ‚ownych, jak i innych.
Z przyjemnością zauważył, że czarnowłosa nie zarumieniła się, słysząc te słowa, chociaż jej młodsze siostry pokraśniały.
– Wiele obiecujesz, panie. Może byÅ‚byÅ› mniej pewny siebie w tych przechwaÅ‚kach, gdybyÅ› wiedziaÅ‚, jak wspaniaÅ‚ych rozrywek dostarczano mi w przeszÅ‚oÅ›ci.
Teraz roześmiał się Sieben.
– Być może przejÄ…Å‚bym siÄ™, gdybyÅ› wyznaÅ‚a mi, iż Azhral, książę niebios, przybyÅ‚ do twej komnaty i zabraÅ‚ ciÄ™ do paÅ‚acu bezgranicznej różnorodnoÅ›ci.
– Mówisz o książce, o jakiej nie godzi siÄ™ wspominać w towarzystwie – skarciÅ‚a go.
Podszedł bliżej i ujął jej rękę, a potem podniósł ją do ust i ucałował.
– NiesÅ‚usznie – odparÅ‚ cicho – gdyż ta książka ma jednÄ… wielkÄ… zaletÄ™. RozjaÅ›nia jak latarnia mroczne zakamarki. Rozsuwa zasÅ‚ony i wiedzie nas Å›cieżkami rozkoszy. Jej szesnasty rozdziaÅ‚ polecam wszystkim nowym kochankom.
– Mam na imiÄ™ Asha – powiedziaÅ‚a. – I twoje czyny bÄ™dÄ… musiaÅ‚y być równie imponujÄ…ce jak sÅ‚owa zuchwaÅ‚e, gdyż nie lubiÄ™ siÄ™ rozczarowywać.
– ÅšniÅ‚aÅ›, Pahtai – powiedziaÅ‚ Pudri, gdy Rowena otworzyÅ‚a oczy i stwierdziÅ‚a, że siedzi w sÅ‚oÅ„cu nad jeziorem.
– Nie wiem, co siÄ™ staÅ‚o – powiedziaÅ‚a maÅ‚emu eunuchowi. – Jakby ktoÅ› wyciÄ…gnÄ…Å‚ mojÄ… duszÄ™ z ciaÅ‚a. ZnalazÅ‚am siÄ™ w jakiejÅ› komnacie, a naprzeciwko mnie siedziaÅ‚ Druss.
– Smutek rodzi wiele różnych wizji – zacytowaÅ‚ Pudri.
– Nie, to byÅ‚o realne, lecz więź zerwaÅ‚a siÄ™ i wróciÅ‚am, zanim zdążyÅ‚am mu powiedzieć, gdzie jestem.
Poklepał jej dłoń.
– Może wizja siÄ™ powtórzy – pocieszyÅ‚ jÄ… – ale teraz musisz wziąć siÄ™ w garść. Pan przyjmuje wielkiego satrapÄ™, Shabaga. PosyÅ‚ajÄ… go, żeby dowodziÅ‚ siÅ‚ami oblegajÄ…cymi Capalis, i jest bardzo ważne, żebyÅ› wywróżyÅ‚a mu powodzenie.
– MogÄ™ powiedzieć tylko prawdÄ™.
– Prawda ma różne oblicza, Pahtai. CzÅ‚owiek może mieć przed sobÄ… tylko dwa dni życia, a jednak w tym czasie znaleźć wielkÄ… miÅ‚ość. Wróżka, która przepowie mu Å›mierć, sprawi mu ból – ale powie prawdÄ™. Wieszczka, która powie mu, że zaledwie godziny dzielÄ… go od spotkania wielkiej miÅ‚oÅ›ci, również powie prawdÄ™, ale sprawi ogromnÄ… radość skazanemu na Å›mierć czÅ‚owiekowi.
Rowena uśmiechnęła się.
– JesteÅ› bardzo mÄ…dry, Pudri.
Wzruszył ramionami.
– Jestem stary, Roweno.
– Po raz pierwszy użyÅ‚eÅ› mojego imienia.
Zachichotał.
– To Å‚adne imiÄ™, tak samo jak Pahtai, które oznacza Å‚agodnÄ… goÅ‚Ä™bicÄ™. Musimy już iść do Å›wiÄ…tyni. Czy mam ci powiedzieć coÅ› o Shabagu? Czy to ci pomoże?
Westchnęła.
– Nie. Nic mi nie mów. ZobaczÄ™ to, co bÄ™dzie do zobaczenia, i zapamiÄ™tam twojÄ… radÄ™.
Ramię w ramię pomaszerowali do pałacu, po wyłożonych grubymi dywanami korytarzach, po pięknie rzeźbionych schodach wiodących do apartamentów na górze. Po obu stronach korytarza, co trzy metry, stały we wnękach marmurowe posągi lub popiersia, sufit nad ich głowami zdobiły sceny z ventryjskiej literatury, a epistyle były pokryte złotymi płytkami.
Kiedy zbliżali się do kaplicy, z bocznych drzwi wyszedł wysoki wojownik. Rowena westchnęła, gdyż w pierwszej chwili wzięła go za Drussa. Miał takie same szerokie bary i kwadratową szczękę oraz błękitne oczy pod gęstymi brwiami. Na jej widok uśmiechnął się i skłonił.
– To jest Michanek, Pahtai. Mistrz cesarza Naashanitów, znamienity szermierz i szanowany oficer. – Pudri skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ wojownikowi. – To jest lady Rowena, gość lorda Kabucheka.