Nadeszła tedy noc, klucznik zwiedził celę i przekonawszy się, iż zawiera siedmiu więźniów, zamknął rygle i kłódki, a pan Bogdan leżał na pryczy, nie...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


153
ROZDZIAŁ XIX
W KTÓRYM OPISANE SĄ ROŻNE DOBRODZIEJSTWA STANU OBLĘŻENIA I
ROŻNE GORYCZE STANU MAŁŻEŃSKIEGO
Gdy jaki pędziwiatr demokratyczny ugrzęźnie w kozie albo uwiśnie na szubienicy, nie
sprawia mu to zwykle wielkiej subiekcji i wyjątkowo tylko jeden albo drugi po wielu latach
jeszcze wypomina ojczyźnie, jak mocno cierpiał dla niej i jak wiele mu winna. Ale dla oby-
watela na tym stanowisku społecznym co p. Bogdan Kołdunowicz jedna noc przespana w
sposób powyżej opisany była nieznośną męczarnią. Im niewinniej cierpiał, tym mocniej go to
bolało, tak jak np. musiałoby to boleć wielu członków lwowskiego Towarzystwa Demokra-
tycznego, gdyby ich kto obwinił o zniesienie cechów albo o nadanie równouprawnienia Ży-
dom420. Boleść ta wewnętrzna p. Bogdana i fizyczne zmęczenie po niewygodnym noclegu nie
przeszkodziły atoli, by nazajutrz p. Finkmann v. Finkmannshausen nie wziął go pod śledztwo
w celu wybadania, jakim sposobem zamiast eines ausländischen Wühlers 421 znaleziono w
kozie błotniczańskiej jednego z najlojalniejszych poddanych Jego cesarskiej tudzież królew-
sko-apostolskiej Mości. Gdyby p. Bogdan nie był tak bardzo lojalnym, nie byłby z pewnością
uniknął procesu w sądzie wojennym o Vorschubleisten bei Verbrechen 422, ale tak wiernego
jak on pasierba c. k. ojczyzny nawet p. Finkmann nie śmiał podejrzywać o ułatwienie ucieczki
Kwaskowskiemu.
Za tym ostatnim przetrzęsiono całe Błotniczany i całą okolicę, wysłano pogoń na wszyst-
kie strony, ale daremnie. Pozostałych więźniów, z wyjątkiem pana Artura, wsadzono na wozy
i pod eskortą żandarmów i żołnierzy powieziono dalej, podczas gdy bohatera naszego zapro-
wadzono do kancelarii p. Finkmanna w celu spisania z nim protokołu. Rzeczy jego przejrzano
tym razem starannie i skonfiskowano mu rewolwer, paszport opiewający na nazwisko ks.
Czetwertyńskiego. Dokument ten miał być dla niego fatalnym, albowiem na jego podstawie p.
Finkmann, który, nawiasem mówiąc, nie poznał w Arturze wicehrabiego de Tourne-Broche,
zadecydował, iż, jako poddany moskiewski, wysłanym będzie w ślad za innymi do Brodów,
skąd ma być odstawionym w ręce władz moskiewskich.
Pan Artur wrócił do celi więziennej smutny i prawie rozpaczający. Nie zrobił on wiele
złego Moskalom, zważywszy niezbyt wojownicze swoje usposobienie i długi pobyt w Galicji,
ale to, co zrobił, wystarczało na zsyłkę w Sybir, pominąwszy już nawet tę szansę, że mógł być
tak dobrze zamordowanym przez Dońców jak tylu innych. Termin jego wyjazdu nie był jesz-
cze oznaczony, ale prawdopodobnie miano go wywieźć nazajutrz, tak przynajmniej mówił mu
klucznik. Pogrążony w ponurym rozmyślaniu, siedział tedy nasz bohater na pryczy więziennej
i starał się nadaremnie pogodzić ze swoim losem. Wtem zapukał ktoś do okienka w drzwiach
celi, zamkniętych już teraz na rygle i kłódki z powodu ucieczki Kwaskowskiego. P. Artur
zbliżył się do drzwi i ujrzał w „wizytyrce” poczciwą fizjonomię aptekarza Odwarnickiego.
Spotkanie to zmięszało go trochę, przypuszczał bowiem, że ojciec panny Katarzyny musiał
dowiedzieć się od Kwaskowskiego o owej scenie w Zabużu, która stała się powodem poje-
dynku jego z kijowianinem. Aptekarz wiedział istotnie o wszystkim, ale to nie powstrzymało-
by go było bynajmniej od wyświadczenia p. Arturowi wszelkich przysług, jakie były w jego
mocy. Przyszedł tedy spytać go, czyli czego nie potrzebuje i czyli nie ma jakiego sposobu, by

420 Przedstawiciele Towarzystwa Demokratycznego nie zawsze zajmowali w sprawach społecznych stanowi-
sko postępowe. Lam oskarża ich tu o przeciwstawianie się podstawowym postulatom demokratycznym: równo-
uprawnieniu Żydów i zniesieniu ograniczeń cechowych dla rzemieślników.
421 ein ausländischen Wühlers (niem.) – zagraniczny wichrzyciel.
422 Vorschubleisten bei Verbrechen (niem.) – pomoc w zbrodni.
154
przeszkodzić wywiezieniu jego do granicy. P. Artur nie widział takiego sposobu, nie miał w
Galicji nikogo, co by się mógł i chciał zająć jego ocaleniem.
– Może pan przecież masz kogo znajomego we Lwowie, co by miał niejakie wpływy? –
zapytał aptekarz.
– Nie znam nikogo, oprócz pewnej pani...
– A, to zapewne ta sama, która tu była wkrótce po pańskiej ucieczce z tej kozy i która tak
troskliwie wypytywała się o pana! Może jej dać znać, że pana mają wydać Moskalom?
P. Artur upadł był tak mocno na duchu, że nie miał żadnej nadziei, by go kto mógł ocalić.
Wobec stanu oblężenia cała Galicja położyła uszy po sobie, bano się nie tylko dawać pomoc
więźniom, ale nawet prosić i wstawiać się za nimi. Chętniejszych do niesienia pomocy poza-
mykano, reszta bała się nawet oddychać głośno, ażeby nie zwrócić uwagi na się organów
bezpieczeństwa. Stan taki nazywają Galicjanie „abstynencją” albo „bierną opozycją” i uwa-
żają go za najlepszy ze wszystkich, za prowadzący wprost do systemu federalistycznego w
Austrii i do odbudowania Polski. Dlatego też o tych, co nie chcą wywoływać podobnego sta-
nu, mówią, że nie chcą Polski. Być może, że kiedyś doprawdy tylko przez zamknięcie pewnej
części Polaków do kozy doczekamy się federacji i Polski, ale p. Arturowi ówczesna nasza
„abstynencja” mimowolna wróżyła tylko podróż w Sybir lub na tamten świat, stosownie do
mniej lub więcej sprzyjających okoliczności. Udzielił jednakże adresu pani Szeliszczyńskiej
aptekarzowi, a ten oświadczył, że natychmiast do niej napisze, po czym oddalił się, zostawia-
jąc naszego bohatera sam na sam z jego czarnymi myślami.
W tym to niemiłym towarzystwie przepędził p. Artur jeszcze dwa dni w Błotniczanach.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.