- No dobrze, a wy dokąd idziecie - ty, Folko i Malec?- Folka jeszcze nie pytałem - odpowiedział krasnolud...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

- Zaraz się dowiemy.
Hobbita przeszedł dreszcz. Dokąd teraz? Przed nim leżały niezmierzone przestrzenie; tak pragnąłby zobaczyć więcej!... Ale... komu się poskarżyć, że ma już dość tego byle jakiego spania, jak bezdomny pies! Zapomniał już, kiedy ostatni raz jadł normalny obiad - to znaczy z sześcioma daniami i na porządnych fajansowych talerzach, a nie z tych blaszanych misek! Rodzina, Milicenta, wujaszek... A właściwie dlaczego zajął się jakimiś wyliczeniami? Sprawa się nie skończyła, poszukiwania trwają i musi iść z przyjaciółmi...
- Idę z tobą - powiedział zdecydowanie.
- Świetnie! - ucieszył się Torin. - No to teraz posłuchaj: Długo myślałem nad słowami orka i uważam, że ten „Pan”, kimkolwiek jest, musi dostać się do Isengardu, skoro mowa o Sarumanowej spuściźnie! Ów „Pan” albo już go opanował, albo przygotowuje się do tego. Wybieram się tam, przyjacielu hobbicie. Może się okazać, że ta podróż będzie bardziej niebezpieczna niż ostatnia! To będzie zresztą nie taka znowu duża wyprawa - do Isengardu mamy stąd dwa tygodnie drogi. Za półtora miesiąca będziemy już z powrotem w Tharbadzie. Rogwoldzie, poślemy ci stamtąd list. Przy okazji, nie zapomnij skreślić kilku słów na naszym liście podróżnym, przyda się nam na rubieżach Rohanu.
Żegnali się rano - dziewięciu krasnoludów ruszało na zachód wraz z tropicielami; Dorin, Gloin i Dwalin zamierzali przeprawić się przez Bramę Czerwonego Rogu i do Ziem Nadrzecznych, dalej do Eriadoru; Malec, Folko i Torin kierowali się na południe. Przed pożegnaniem krasnoludy i Folko zeszli się w ciasny krąg.
- Oto zakończyła się wyprawa naszej drużyny - powiedział
Torin. - Ale nie powinniśmy tracić siebie z oczu. Dorinie! W jaki sposób będę mógł się dowiedzieć, jak przebiegają twoje sprawy?
- Dojdziemy do Esgaroth i stamtąd napiszemy do Annuminas, na „Róg Aragorna” - odpowiedział Dorin, który usiłował nie okazywać niepokoju. - Ale przed listopadem nie czekajcie wieści od nas! Zanim przejdziemy przez Góry Mgliste... No, a potem... wiecie, gdzie nas szukać.
Zamilkli. Hobbita w gardle coś dławiło - po raz pierwszy rozstawał się z tymi, z którymi walczył ramię przy ramieniu i dzielił się podróżnymi sucharami. Pociągnął nosem i unosząc głowę, zauważył, że pozostali również, wstydząc się okazywania uczuć, odwracają głowy.
- I będziemy pamiętać o tym, co się wydarzyło tutaj - przyrzekł Torin z westchnieniem. - Niech nikt nie zakłóci spokoju jego grobu...
Krasnoludy w milczeniu pochyliły głowy. Pożegnanie zakończyło się, zaczęli się rozchodzić. Folko dosiadł swojego kuca i przywiązał do łęku siodła wodze drugiego konika, objuczonego zapasami. Malec - rzecz bez precedensu! - oddał z własnej woli tak długo chronione piwo przyjaciołom, zachowując dla siebie tylko niewielki dzban. Do siedzących już wierzchem Folka i Torina podjechał Rogwold.
- Najlepiej jeśli dotrzecie do rohańskich posterunków na Południowym Gościńcu - powiedział były setnik, kryjąc pod uśmiechem smutek pożegnania. - Oni wskażą najkrótszą drogę do Wielkiego Lasu wokół Isengardu, ale sami doń nie wejdą; las nie ma dobrej opinii, chociaż ja nie wierzę w babskie gadanie. Teraz kierujcie się dokładnie na południowy zachód, i nie minie tydzień, jak znajdziecie się na gościńcu. Stąd do Wrót Rohanu jeszcze około dwunastu dni.
- Zamierzałem wędrować na skróty - sprzeciwił się Torin. -W ten sposób dotrzemy w dwa tygodnie zamiast w trzy.
- Nie ryzykowałbym przecinać Dunlandu w dzisiejszych czasach - pokręcił głową Rogwold. - Kto ich tam wie, górale to dziwny naród.
- Jak będę miał do gór po lewej jakąś milę, nie będę się bał żadnych Dunlandczyków - odpowiedział dumnie Torin.
Rozjechali się w różnych kierunkach. Trzaskały lejce, koniom zakładano uprząż. Często się odwracając, wędrowcy machali do siebie, posyłając ostatnie pozdrowienia. Niemal niewidoczna ścieżka skręciła w bok, w stronę Sirannony, i Folko nie widział już ani ludzi, ani krasnoludów.
Torin nie usłuchał rady Rogwolda i skierował się prosto na południe wzdłuż nieprzystępnych skał Gór Mglistych. Smętna okolica z porzuconymi domami i zarastającymi drogami ustąpiła miejsca długim i stromym wzgórzom, pokrytym lasami przerzedzonymi częstym wyrębem. Po zboczach wzgórz spływały biorące w górach początek czyste i wartko płynące rzeczki; nad kryształowymi wodami zwisały gęste korony buków i grabów. Długie tygodnie podziemnych wędrówek sprawiły, że oczy hobbita teraz musiały przywyknąć do wielobarwności świata.
Przez pierwsze trzy dni korzystali z zachowanych jeszcze gdzieniegdzie dróg; czwartego już nie napotkali śladów działalności człowieka, jednakże Torin bez lęku wprowadził ich w głąb przedgórzańskich lasów. Starali się trzymać góry po lewej stronie; mając taki punkt orientacyjny, nie można było zgubić drogi.
Najpierw hobbit obawiał się spotkania ze zbójecką bandą; pamiętał dokładnie słowa Teofrasta o tajnych osiedlach bandytów; mijały dnie, a wędrowcy trafiali tylko na zwierzęce tropy.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.