* * *Noonan widział, jak żołnierze Tęczy padają i chwilę trwało, nim otrząsnął się z szoku i zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


— Uwaga, uwaga! — ostrzegł przez radio. — Pierwszy Zespół pod ogniem z tyłu! — Jednocześnie poszukiwał wzrokiem strzelających. Tak, to z pewnością oni, w tej wielkiej ciężarówce. Wcisnął gaz do dechy i pomknął ku niej. Prawą ręką sięgnął po pistolet.
* * *
Starszy bosman Mike Chin dostał w obie nogi, wysoko w uda. Nagłość ataku sprawiła, że ból był jeszcze straszliwszy, jeszcze trudniejszy do zniesienia. Przez kilka długich chwil leżał nieruchomo, aż wreszcie wyszkolenie dało znać o sobie i spróbował odczołgać się za jakąś zasłonę. — Chin trafiony, Chin trafiony — nadawał przez radio, a kiedy się odwrócił, dostrzegł innego żołnierza Pierwszego Zespołu. Krew lała mu się z rany na skroni.
* * *
Sierżant Houston poderwał głowę znad celownika, słysząc nieoczekiwany terkot broni maszynowej. Co za cholera? — przemknęło mu przez głowę. Zobaczył coś, co wydawało mu się lufą broni, sterczącą spod budy jednej z ciężarówek, więc uniósł broń i obrócił się w prawo, mierząc w cel.
* * *
Roddy Sands dostrzegł ten ruch. Snajper był dokładnie tam, gdzie pamiętał, ale niełatwo go było dostrzec spod maskującej siatki. Ruch zdradził jego pozycję, a strzał ze stu pięćdziesięciu metrów nie był niczym trudnym. Mierząc nisko, nacisnął spust i posłał serię w niewyraźny kształt na wzgórzu, pamiętając, by nie mierzyć za wysoko, po czym pociągnął długą serię.
* * *
Houston zdążył wystrzelić zaledwie raz, ale w nic nie trafił, bo w tym momencie pocisk uderzył go w prawy bark, bez problemu przebijając kamizelkę, która doskonale zabezpieczała przed pociskami z broni krótkiej, ale nie przed amunicją karabinową. Ani odwaga, ani determinacja nie są, niestety, w stanie zmusić do pracy połamanych kości. Opadł na ziemię, od razu zdając sobie sprawę z tego, że prawą rękę ma bezwładną. Instynktownie przetoczył się w lewo, lewą ręką próbując wyciągnąć z kabury pistolet. Jednocześnie meldował przez radio, że został ranny.
* * *
Frank Franklin miał znacznie łatwiej. Znajdował się zbyt daleko, by terroryści mogli go łatwo trafić, był również doskonale zamaskowany. Kilka chwil wystarczyło mu na wyrobienie sobie opinii o sytuacji, w radiu słyszał meldunki i jęki, wiedział więc, że co najmniej kilku kolegów zostało trafionych. Przesunął celownikiem po polu bitwy i dostrzegł lufę wystającą z przeciętej płachty na budzie ciężarówki. Odbezpieczył karabin, wymierzył i wystrzelił pocisk kalibru pół cala — pierwszy w tej walce. Wielki snajperski MacMillan strzelał tą samą amunicją co wielkokalibrowy karabin maszynowy Browninga, pięćdziesięciosiedmiogramowy pocisk nabierał prędkości początkowej rzędu trzech tysięcy kilometrów na godzinę. Dzielący go od celu dystans pokonał w trzy dziesiąte sekundy wiercąc półtoracentymetrową dziurę w płótnie, choć nie sposób było, oczywiście, powiedzieć, czy trafił w cel. Franklin obrócił lufę w lewo, szukając kolejnego celu. Kolejna ciężarówka, dziury w budzie, środka nie widział. Jeszcze w lewo... O, facet trzyma karabin i strzela... czyżby w Sama? Sierżant Fred Franklin przeładował i dokładnie wymierzył.
* * *
Roddy Sands był pewien, że trafił snajpera. Teraz wystarczyło go tylko dobić. Po lewej miał Seana, który siedział już w samochodzie i właśnie włączał silnik. Powinni wywiać stąd najpóźniej za jakieś dwie minuty.
Silnik zaskoczył. Sean Grady spojrzał na swego najbardziej zaufanego podwładnego dokładnie w chwili, w której dostał on kulę w podstawę czaszki. Pocisk rozerwał mu głowę niczym puszkę zupy. Sean Grady od lat był zawodowym terrorystą, ale czegoś podobnego nigdy nie widział. Ciało złożyło się, padło i zginęło mu z pola widzenia, zdążył jednak dostrzec, że z głowy pozostała jedynie żuchwa.
Pierwszy Zespół zaliczył pierwsze trafienie.
* * *
Noonan zatrzymał samochód kilka centymetrów od trzeciej ciężarówki. Wyskoczył z samochodu przez przednie prawe drzwi kierowcy i natychmiast usłyszał charakterystyczny klekot Kałasznikowa. Miał więc niewątpliwie do czynienia z wrogami i wrogowie ci niewątpliwie byli blisko. Trzymając USP w obu dłoniach, przyjrzał się ciężarówce od strony klapy. Dobra, na tylnych drzwiach dostrzegł występ umożliwiający wejście do środka. Wsadził weń stopę i podciągnął się. Płótno budy zabezpieczone było sznurem. Wsadził pistolet za pas, wyjął nóż K-Bar[6], przeciął linę w kilku miejscach i uwolnił róg płótna. Uniósł je lewą ręką i kiedy zajrzał do środka, zobaczył trzech mężczyzn leżących z głowami skierowanymi w lewo i prowadzących skoordynowany ogień. Doskonale. Pochylił się do środka ciężarówki i, lewą ręką nadal przytrzymując płótno, prawą wyjął zza paska USP. Spokojnie ściągnął spust i wystrzelił pierwsze dwa pociski, głowa najbliższego z terrorystów odskoczyła w prawo, ciało osunęło się bezwładnie. Pozostali, ogłuszeni własnymi strzałami, nadal nie mieli pojęcia o jego istnieniu! Tim błyskawicznie przesunął broń i wystrzelił w drugą głowę. Trzeci z terrorystów, czując osuwające się nań ciało drugiego, obrócił się. Spojrzał na intruza wielkimi, zdumionymi piwnymi oczami. Oderwał się od burty ciężarówki, przesuwając lufę broni w lewo... Szybko — jednak nie dość szybko. Dostał dwie kule w pierś, Noonan opuścił pistolet, którego lufę poderwał odrzut, i strzelił mu wprost w nos. Pocisk przebił pień mózgu. Trup na miejscu.
Tim Noonan przyjrzał się swemu dziełu. Nie miał wątpliwości, że wszyscy nie żyją, zeskoczył więc i ruszył ku następnej ciężarówce. Przystanął, by załadować nowy magazynek. Jakąś częścią umysłu pojmował, że działa najzupełniej instynktownie, że jego działaniem nie steruje żadna świadoma myśl.
* * *
Grady wcisnął gaz do dechy, naciskając jednocześnie klakson, którego dźwięk był hasłem do ucieczki, obowiązującym także ludzi znajdujących się w szpitalu — tych, z którymi nie mógł nawiązać kontaktu, bo nawaliły telefony komórkowe.
* * *
— Jezu Chryste! — krzyknął O’Neil, słysząc pierwsze wystrzały. — Kurwa, dlaczego nie zadzwonił?
— Za późno, żeby się martwić, Timothy — stwierdził Sam Barry, machając na brata, i ruszył biegiem do wyjścia z izby przyjęć. Jimmy Carr postąpił identycznie, w dziesięć sekund później dołączył do nich ostatni członek zespołu, który zbiegł z góry schodami przeciwpożarowymi.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.