- Pani, brakuje mi słów, by wyrazić wdzięczność - odparł Eolair...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

- Dzisiaj Zida’ya pokazali, że dotrzymują słowa. Niewiele spośród plemion śmiertelników może powiedzieć o sobie to samo.
- A co potem. Królowo Likimeyo? - spytał Isom. Zdążył już wypić trzy puchary jasnego eliksiru i zaczerwienił się nieco. - Czy pojedziesz z Josuą? Czy pomożesz mu zająć Heyholt?
Jej spojrzenie było surowe i chłodne.
- My nie walczymy dla śmiertelnych książąt, Isomie, synu Isgrimnura. Walczymy, aby spłacić nasze długi i bronić się.
Eolair wstrzymał oddech.
- Czy to znaczy, że zatrzymacie się tutaj?
Likimeya potrząsnęła głową, po czym uniosła dłonie i splotła palce.
- To nie jest takie proste. Za szybko mówiłam. Istnieją rzeczy niebezpieczne dla Josui Bezrękiego, jak i dla Dzieci Świtu. Zdaje się, że wróg Bezrękiego zawarł pakt z naszym wrogiem. W każdym razie zrobimy tak, jak zamierzaliśmy: gdy tylko Hernystir będzie wolny, pozostawimy wojny śmiertelników im samym: przynajmniej na razie. Nie, hrabio Eolairze, mamy też inne długi, ale teraz nadeszły dziwne czasy. - Uśmiechnęła się, a tym razem jej uśmiech bardziej przypominał ten, jaki mógłby pojawić się na twarzy śmiertelnika. Eolair podziwiał jej dziwnie piękne rysy. Jednocześnie uderzyła go myśl, że siedzi obok istoty, która widziała upadek Asu’a. Ona była tak stara jak największe z ludzkich miast, a może starsza. Eolair zadrżał.
- Lecz choć nie pojedziemy na pomoc twojemu księciu - ciągnęła Likimeya - to jednak pojedziemy na pomoc jego fortecy.
Na chwilę zapadła cisza, po czym przemówił Isorn:
- Wybacz, pani, ale nie rozumiemy, o czym mówisz.
Na pytanie odpowiedział Jiriki.
- Kiedy Hernystir będzie wolny, pojedziemy do Naglimund. Zamek jest teraz we władaniu Króla Burz, a stoi on zbyt blisko domu naszego wygnania. Odbierzemy mu zamek. - Twarz Sithy sposępniała. - Chcemy mieć pewność, że kiedy nadejdzie ostateczna bitwa: a ona zbliża się, wierzcie mi, śmiertelnicy, Nornowie nie będą mieli dziury, do której mogliby się schować.
Eolair obserwował oczy Jirikiego, kiedy Sitha przemawiał, i wydało mu się, że dostrzegł w nich nienawiść, która tliła się od wieków.
Wojna, jakiej jeszcze świat nie widział - powiedziała ‘kirneya. - Wojna, w której wiele zostanie rozstrzygnięte raz a zawsze. - Jeśli oczy Jirikiego tliły się, to jej płonęły.
19. UŚMIECHNic więcej nie mogę dla nich zrobić, chyba że... - Cadrach potarł wilgotne czoło, jakby chciał wycisnąć z głowy jeszcze jakiś pomysł. Niewątpliwie był zmęczony, ale - pamiętając wymysły księcia - nie miał zamiaru się poddawać.
- Nic już nie można zrobić - powiedziała stanowczo Miriamele. - Połóż się. Musisz się przespać.
Cadrach spojrzał na Isgrimnura, który stał na dziobie łodzi z bosakiem w dłoni. Książę zacisnął tylko usta i dalej obserwował strumień.
- Tak, chyba tak zrobię.
Miriamele, która sama dopiero co obudziła się z wieczornej drzemki, pochyliła się i nakryła płaszczem całą trójkę. I tak poza ochroną przed robakami nie miała z niego większego pożytku. Nawet nocą na bagnach było bardzo ciepło.;
- Może jak zgasimy świecę, to te pełzające ohydy pójdą szukać jedzenia gdzie indziej. - Uderzył dłonią w swe ramię i wziął w palce to, co zostało, by się lepiej przyjrzeć. - To przeklęte światło je przyciąga. A można było się spodziewać, że lampa bagiennych ludków je odstraszy. - Prychnął głośno. - Wciąż nie rozumiem, jak można mieszkać tutaj przez cały rok.
- Jeśli chcemy zgasić lampę, to powinniśmy opuścić kotwicę. - Miriamele nie miała ochoty płynąć w ciemności. Wyglądało na to, że zostawili ghanty za sobą, lecz ona wciąż dokładnie przyglądała się każdej nisko wiszącej gałęzi. Poza tym
Isgrimnur od dawna już nie spał i należało dać mu trochę odpoczynku od owadów.
- Dobrze. Myślę, że strumień jest tutaj wystarczająco szeroki, byśmy mogli się bezpiecznie zatrzymać - powiedział Isgrimnur. - Nie widzę gałęzi. Te małe potworki są dość uciążliwe, lecz jeśli już nigdy nie ujrzę tych przeklętych poczwar... - Nie skończył. Miriamele wciąż śniły się cmokające ghanty i lepkie łapy, które trzymały ją w miejscu, gdy tymczasem ona chciała się im wyrwać.
- Pomóż mi przy kotwicy. - Razem dźwignęli kamień i wyrzucili za burtę. Kiedy opadł na dno, Miriamele sprawdziła, czy lina nie jest zbyt luźna
- Połóż się pierwszy - powiedziała. - Ja teraz popilnuję.
- Dobrze.
Zerknęła szybko na Camarisa śpiącego na rufie z głową opartą na płaszczu, i zgasiła lampę.
Początkowo ogarnęła ich przerażająco głęboka ciemność. Miriamele wydawało się, że czuje wyciągające się bezgłośnie łapy i ledwie się opanowała, by nie odwrócić się i odgonić zjawy.
- Isgrimnurze?
- Co?
- Nic. Chciałam tylko usłyszeć twój głos.
Teraz ciemność przestała być już tak nieprzenikniona. Wprawdzie księżyc pozostawał schowany za chmurami lub za koronami drzew pochylających się nad strumieniem, lecz było na tyle jasno, by Miriamele mogła rozróżnić wszystko dookoła siebie, ciemną postać Isgrimnura i plamy brzegów po obu stronach łodzi.
Słyszała, jak książę manipuluje bosakiem, by zostawić go w bezpiecznej pozycji, a zaraz potem jego postać zsunęła się na dół łodzi.
- Jesteś pewna, że nie chcesz jeszcze pospać? - spytał głosem bełkotliwym ze zmęczenia.
- Nie, jestem wypoczęta. Później się położę. Idź spać.
Igrimnur nie protestował dłużej, co świadczyło o tym, jak bardzo jest wyczerpany. Po chwili chrapał już głośno. Miriamele uśmiechnęła się.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.