Tego dnia kobieta nie przyszła do niego; podobnie następnego...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Wcale nie szukała jego towarzystwa. Dopiero przypadek zrządził, że w końcu się spotkali.
Siedziała w herbaciarni, w głębokim cieniu, rzucanym przez obszytą frędzlami markizę. Herbaciarnia przycupnęła na skraju wielbłądziego rynku; wszędzie wokół wykłócały się grupki handlarzy i kupujących, omawiając wady i zalety poszczególnych zwierząt, siodlarze zaś siedzieli w kucki pomiędzy swymi towarami, przed niskimi ciemnymi drzwiami przypominających jaskinie warsztatów. Pan Naryan nie miał zamiaru zaglądać do środka, ale kiedy przechodził obok, z lokaliku wybiegł właściciel i zawołał go, wyjaśniając, że jest u niego należąca do ludzkiej rasy kobieta, która nie ma monety, ale on pozwolił jej się napić do woli. Czy dobrze zrobił?
Pan Naryan usiadł obok nieznajomej i także zamówił herbatę, poza tym jednak nie odezwał się ani słowem. Odczuwał ciekawość, podniecenie i lęk; kiedy usiadł, kładąc laskę na kolanach, kobieta zerknęła na niego, ale jej spojrzenie prześliznęło się obojętnie po postaci Archiwisty. Nie rozpoznała go.
Była wysoka i smukła; lekko zgarbiona, oparła łokcie na barze. Podobnie jak wszyscy obywatele Sensch miała na sobie luźną koszulę z bawełnianej surówki. Także jej włosy, czarne i gęste, nie różniły się od włosów mieszkańców; długie, przerzucone przez ramię pasma podtrzymywała cienka siatka. Jej inteligentna twarz o drobnych, ostrych rysach ani na moment nie traciła wyrazu czujności. Oczy dostrzegały wszystko - brązowy automat, pełniący wartę w pełnym pyłu powietrzu tuż obok markizy, handlarza, zachwalającego na prawo i lewo smak sprzedawanego przez siebie soku z granatów, gromadkę kobiet, które przeszły obok, co chwila wybuchając śmiechem, przepływające z boku sanie, załadowane kolczastymi gruszkami, szybujące dwie piędzi nad zakurzonym brukiem - jednakże nic nie przyciągało na dłużej jej uwagi. Ostrożnie podniosła do ust czarkę z herbatą i zaczęła popijać gorący płyn, przytrzymując każdy łyk w ustach i wypluwając fusy do stojącej na ladzie miedzianej miseczki.
Pan Naryan uznał, że nie odezwie się, jeśli ona nie przemówi pierwsza. Jej obecność niepokoiła go; zanadto pogrążył się w rutynie i z przerażeniem przyjął nagłą odmianę. Bez wątpienia Dreen obserwował ich za pośrednictwem któregoś z maleńkich automatów; całe ich stada krążyły ponad skąpanym w słońcu, białym jak sól placem. Jednakże ta świadomość nie wystarczyła, by zmusić pana Naryana do działania - tyle że kiedy już odnalazł poszukiwaną kobietę, nie potrafił jej opuścić.
Wreszcie właściciel herbaciarni, napełniając ponownie czarkę nieznajomej, powiedział cicho:
- Obok pani siedzi nasz Archiwista.
Kobieta odwróciła się gwałtownie, rozlewając herbatę.
- Mówiłam im już, że nie będę dłużej służyć.
- Tu nikt nie musi nic robić - odparł pan Naryan, czując, że powinien ją uspokoić. - W tym rzecz. Nazywam się Naryan i, jak już zauważył nasz gospodarz, mam zaszczyt być Archiwistą Sensch.
Słysząc to, kobieta uśmiechnęła się i odparła, że może nazywać ją Anielicą; imię jej da się także przełożyć jako “Małpa”, ale woli pierwszą wersję.
- Nie jesteś taki jak inni - dodała, jakby dopiero teraz dostrzegła tę różnicę. - Widziałam już podobny tobie lud w wielkim porcie. Jeden z nich zabrał mnie swoją łodzią w dół rzeki, aż do granicy krainy ogarniętej wojną. Jednak potem każde z miast, które odwiedziłam, zamieszkiwała tylko jedna rasa, odmienna od wszystkich pozostałych.
- Istotnie, nasze miasto leży na uboczu - odparł pan Naryan.
Od dłuższego czasu słyszał cichy odgłos bębnów, towarzyszący procesji. Zbliżało się południe, chwila, kiedy słońce osiąga zenit i zatrzymuje się na niebie, by później zawrócić ku krawędzi świata.
Kobieta, Anielicą, także usłyszała bębny. Obejrzała się szybko, wdzięcznie przekrzywiając głowę. Procesja dotarła już na skraj rynku i wkrótce wynurzyła się spomiędzy szpaleru ogniodrzew. Pojawiała się tu codziennie o tej samej porze. Prowadził ją półnagi mężczyzna, bijący w wielki bęben, okryty złotogłowiem; podtrzymywał go skórzany pas, okalający szyję przewodnika. Miarowe uderzenia odbijały się echem w najdalszych zakamarkach targowiska. W ślad za pierwszym mężczyzną pojawiło się dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści nagich osób obojga płci. Niektórzy kulili się trwożnie, inni brykali i pląsali. Włosy mieli długie i sztywne od brudu, paznokcie przypominały żółte zakrzywione szpony.
Na widok przechodzącej obok procesji Anielicą westchnęła głęboko. Po chwili korowód, podążając za odgłosem bębna, zniknął w wychodzącej z rynku uliczce.
- Cóż za dziwne miejsce - stwierdziła wreszcie. - Czy to szaleńcy?
- Nie stracili rozumu - wyjaśnił pan Naryan. - Odebrano im go. Część z nich odzyska go za rok; w ten sposób ukarano ich za przeróżne występki. Reszta dobrowolnie wyrzekła się swoich osobowości i pozostanie w tym stanie do końca życia. To rodzaj religijnego powołania. Jednakże nieważne - przestępcy czy święci - niegdyś byli równie normalni jak ty czyja.
- Nie jestem taka jak ty - odparła. - Nie przypominam żadnej z wariackich ras, jakie dotąd poznałam.
Pan Naryan skinieniem ręki wezwał właściciela baru i zamówił jeszcze dwie czarki herbaty.
- Rozumiem, że przybywasz z daleka - rzekł. Choć przerażała go, był pewien, że zdoła namówić ją na zwierzenia.
Jednakże Anielicą roześmiała się tylko w odpowiedzi.
- Nie chciałem cię obrazić.
- Ubierasz się jak... tubylec. Czy to także powołanie religijne?
- Raczej mój zawód. Jestem miejscowym Archiwistą.
- Tutejsi ludzie są inni - nowa rasa w każdym mieście. Kiedy odlatywaliśmy, nie znano żadnej obcej cywilizacji. Teraz wygląda na to, że jest ich tysiące - i wszystkie osiadły nad tą jedną długą rzeką. Traktują mnie jak swą władczynię - czy tak? Albo może boginię?
- Opiekunowie odeszli dawno temu. Żyjemy w schyłkowych czasach.
Anielicą skrzywiła się lekceważąco.
- Zawsze znajdą się tacy, którzy wierzą, że przyszło im żyć u kresu dziejów. My także tak sądziliśmy. Już wówczas opisano wszystkie układy słoneczne Galaktyki, zasiedlono każdą możliwą planetę.
Przez moment pan Naryan miał nadzieję, że jego towarzyszka opowie mu o tym, co widziała podczas swych podróży, ona jednak dodała:
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.