Ale żeby te właśnie cechy wzbudzały w chłopcach taki entuzjazm? Nie do wiary...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Nie inteligencja, nie dowcip, silny, zdecydowany charakter i fantazja?
Coś tu się nie zgadzało.
A może ja jestem po prostu za młoda? - wpadło jej do głowy straszne podejrzenie. - Może widzą we mnie tylko uczennicę szkoły podstawowej? A może - o zgrozo - widać po mnie, że mam dopiero trzynaście lat?
Tak. To musi być to - zdecydowała. - A więc trzeba będzie dołożyć starań, żeby zatrzeć i pozbawić znaczenia te przykre oznaki tak młodego wieku.
 
16
 
- Przepraszam, my za długo tu siedzimy - spostrzegł się nagle Wiktor i zerwał się z miejsca. - Ale to dlatego, że bałem się zerkać na zegarek - wyjaśnił z całą szczerością, zwracając się do Róży.
Jego bracia zerwali się także. Charakterystyczne dla tych chłopców było, że kiedy znajdowali się w pozycji siedzącej, przedstawiali sobą obraz swobodnego rozleniwienia, natomiast poruszali się z reguły w sposób gwałtowny i szybki. Mieli też zwyczaj wyrywać się z impulsywnymi wypowiedziami, których czasem żałowali.
- Bardzo przepraszamy za nasze intru... intruzo... - wyskoczył Lucek, po czym zacukał się i ucichł.
- I bardzo dziękujemy za tak miłą... eee ...gościnę - stękał Darek i Gabrysia ulitowała się nad mękami młodości, wstała także, wyciągnęła do nich rękę.
- Dobranoc - powiedziała. - Nie siedzieliście ani o minutę za długo - zapewniła ich poważnie. - Było nam bardzo miło poznać braci Jacka. Proszę go przy okazji pozdrowić. No i - wpadajcie do nas, zapraszamy.
Nagle speszeni, bracia Lelujkowie odeszli, czyniąc istny Wersal, szeleszcząc skafandrami, następując sobie wzajemnie na adidasy i wpadając na siebie w drzwiach z powodu wykonywania ostatnich obrotów i ukłonów. Kiedy skończyły się te wszystkie ceregiele, wybiegli z ulgą na klatkę schodową i wkrótce Gabrysia usłyszała ich łamliwy tercet na pustej ulicy - uciszając się nawzajem i psykając, oraz wydając ochrypłe rechociki, komunikowali sobie wrażenia z wizyty. Z pewną ulgą stwierdziła, że były one pozytywne, a kto wie, czy nie więcej.
Odprowadziła wzrokiem ich oddalające się sylwetki, odwróciła się do wnętrza pokoju i ujrzała dwa oblicza dziewczęce, z których każde nosiło całkiem inny wyraz. Pyza miała nieobecne spojrzenie i wypieki, wskutek czego wyglądała, jakby zaatakowała ją grypa. Laura była spięta i rozzłoszczona jak kotka. Jej trójkątna twarzyczka o wysokich kościach policzkowych była blada, usta zaciskały się w wąską linijkę.
Gabrysia uniosła wzrok i trafiła prosto na spojrzenie swojej matki, stojącej obok drzwi.
No i co tam? - pytały kpiąco jej oczy.
Gabrysia uśmiechnęła się do mamy. Ano nic, moja kochana. Pełny spokój. No, niech ci będzie, że miałaś rację: zaczęło się i to w sam Dzień Zakochanych. Ale, jak dotąd, nie czuję najmniejszej potrzeby, żeby się wtrącać!
 
17
 
Kwadrans po dwunastej. Natalii ani śladu.
Radio cichutko szemrało, a ponieważ był to, jakimś cudem, jej niegdyś ukochany, potem zapomniany, koncert obojowy Marcella, mama Borejko słuchała z miłym wzruszeniem, opierając głowę o ścianę. Była sama w kuchni, w ogóle - ona jedna jeszcze czuwała. Zupełnie już nie chciało się jej spać. Gdyby nie zrywała się z łóżka, nie ubierała w pośpiechu i, wiedziona ciekawością, nie wychodziła do gości, pewnie byłoby inaczej: udałoby się jej zasnąć nad “Krystyną, córką Lavransa”, która, czytana po raz setny w życiu, jak zwykle przynosiła jej spokój i poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej strony, może trzeba by się jednak przewracać bezsennie w pościeli po tej rozmowie z Gabrysią, o Robrojku.
Ach, ta Natalia... co się z nią dzieje? Kiedyż ona wróci? Czy ta dziewczyna zacznie się kiedyś zachowywać w sposób zrównoważony i zrozumiały? Matka wolałaby ją widzieć w bardziej stabilnej sytuacji. Ale cóż, już dawno zrozumiała, że ingerować w życie Nutrii nie należy - przyciskana do muru, zmuszana do decyzji, Natalia wybuchała gniewem, po czym robiła wszystko dokładnie na odwrót, niż by się chciało.
Biedny ten Robert. To prawda, Nutria mu nigdy niczego nie obiecywała, ale jakimś cudem on przecież powziął nadzieję. Jednakże nie dla Nutrii stabilizacja i bezpieczeństwo. Ona woli wieczny niepokój i szarpaninę.
Cały dom był uśpiony, tylko z małego radia, ustawionego na stole, dobiegała cichutka muzyka: obój wyciągał przejmujące adagio, zawijał zapierające dech sploty, jak wymawiane bez tchu wyznanie - i mama Borejko pomyślała nagle: Wszystko znika w otchłani. Cały smutek i całe szczęście. A muzyka gdzieś tam trwa, na zawsze.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.